Na pierwszym planie są oczywiście David i Benji. Eisenberg jako David tworzy postać mocno stereotypową – człowieka sukcesu, który ma szczęśliwą rodzinę, z pozoru wszystko wydaje się w porządku, ale prawdziwy ból Davida kryje się wewnątrz. Jest on stale zestresowany i zmęczony, a najbardziej dręczy go prześladująca nerwica.
Benji w wykonaniu Culkina to postać złożona, która zostawia widza z największą liczbą pytań. Z jednej strony jest duszą towarzystwa, z drugiej – zamkniętym w sobie samotnikiem chodzącym własnymi ścieżkami. To empatyczny chłopak z problemami, który zdaje się widzieć więcej niż wszyscy wokół. Jego poczucie misyjności podczas wizyty w Polsce jest wyraźnie zauważalne, ale pozostaje bez puenty.
Tu zaczyna się problem filmu… Postacie, fabuła i sam koncept są bardzo interesujące, ale brakuje trzeciego aktu. Film ma piękną klamrę, a ostatnie sceny stanowią lustrzane odbicie początku. Jednak to, co dzieje się pomiędzy, pozostawia otwarte zakończenie, które może przyjmować różne interpretacje w zależności od doświadczeń widza. Ta podróż nie wnosi wiele do życia żadnego z głównych bohaterów, przez co film przypomina bardziej dokument z podróży amerykańskich turystów.
Brakuje tutaj tego, o czym wspominał Benji – braku interakcji z osobami, które mogłyby zrobić różnicę w ich życiu. Brakuje integracji z ludźmi i kulturą, w której wychowała się ich babcia. Otrzymujemy suche fakty, czystą koncepcję bez puenty. Bohater Culkina przez cały film przeczy sam sobie – mówi jedno, a reaguje inaczej, tworząc mocno widoczne sprzeczności. Wyjazd nie wpływa w widoczny sposób na jego życie, ale widać, jak bardzo męczy go to, co przeżywa. Jest rozdarty między chęcią przeżycia przygód a potrzebą pomocy i wsparcia, których brak pozostawia w nim głęboki ślad. Wydaje się, iż babcia była jedyną osobą, która mogłaby go postawić na nogi, a po jej odejściu nie ma nikogo, kto mógłby mu powiedzieć „stop”.
Wracając do „listu miłosnego dla Polski” – tej miłości nie czuć. Polska jest jedynie tłem, a jej historia i cel podróży kuzynów nad Wisłę nie zostają w pełni rozwinięte. Dobrze, iż nie pokazano tylko najpiękniejszych miejsc – Polska nie jest tu pocztówką, ale realistycznym obrazem z zakamarkami naszego kraju. Lublin przedstawiony jest z wyczuciem, balansując pomiędzy punktami turystycznymi a codziennym życiem. Mniej udanie przedstawiono Warszawę, mimo pięknego porównania do Feniksa, jawi się ona, w wizji Eisenberga, jedynie jako betonowa pozostałość po socjalizmie, bez wskazania na inne elementy czy miejsca stolicy.
Prawdziwy ból to historia o ludziach, ich problemach, samotności i poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy. Tematy poruszone w filmie są niezwykle ważne i skłaniają do refleksji nad samym sobą. Fabularnie brakuje jednak konkluzji, która wskazywałaby, w jakim kierunku bohaterowie pójdą po zakończeniu filmu. Eisenberg idzie w dobrym kierunku jako scenarzysta i reżyser, ale widać tu sporo niedociągnięć realizacyjnych i fabularnych.
Autor: Joanna Tulo