Czy możecie sobie wyobrazić, iż Polska Ludowa była w znacznym stopniu dziełem pokoleń Armii Krajowej i Powstania Warszawskiego? Spotykało się ich na każdym kroku. Budowali uniwersytety, tworzyli polskie szkolnictwo, podnosili z ruin miasta wraz z odtworzeniem zabytków architektury świeckiej i kościelnej, na ich rysownicach powstawały porty i stocznie. Zabarwiali kolorową polskością Ziemie Zachodnie. Tworzyli literaturę, od patrzącego z okna na pachnący świeżym tynkiem Nowy Świat Leopolda Staffa, zawsze gotowego do pomocy w potrzebie Iwaszkiewicza, Hanny Malewskiej i całego legionu innych po Tadeusza Różewicza na Krupniczej. Instalowali „Odrodzenie” i „Tygodnik Powszechny”, uczestniczyli w pracach sejmu. Malowali obrazy, wspierali potężnymi ośrodkami polską sztukę ludową. Cieszyli się tym, co powstaje, i cierpieli, kiedy ich rówieśnicy spotykali się z represjami. W nie całkiem suwerennej Polsce powstawała dzięki nim Polska prawdziwa, która nie zasługuje na wymazywanie jej z historii polskiej państwowości pogardliwymi przezwami. Do dziś karmi się Polska ich dorobkiem, wznawia ich filmy i seriale, odtwarza spektakle teatralne i kabarety.
W odróżnieniu od ludzi Solidarności nie szczycili się swoim dorobkiem, nie pokazywali ran, nie domagali się odszkodowań, nie wznosili sami sobie personalnych pomników (z których większość to bohomazy), nie chowali się sami na Wawelu. Zachowali godność, skromność i poczucie spełnionego obowiązku wraz z „małomówną cichą sławą”.
Kto najlepiej wyraził ten osobliwy splot nadziei z podskórną nutą tragizmu? Może Wajda w swoich filmach. Może Dąbrowska. Może Dygat. Może Miłosz. Może Konwicki.