Pragnienie powrotu do byłej żony po 30 latach małżeństwa, ale czas ucieka.

polregion.pl 1 tydzień temu

Teraz mam 54 lata. I nie zostało mi nic.
Nazywam się Krzysztof Kowalski. Z moją żoną Danutą żyliśmy razem trzydzieści lat. Przez całe wspólne życie byłem przekonany, iż wypełniam swój obowiązek: pracowałem, zarabiałem pieniądze, a Danuta zajmowała się domem i dziećmi. choćby nie dopuszczałem myśli, żeby poszła do pracy — w końcu lepiej, żeby była w domu, przy rodzinie.

Wydawało mi się, iż żyliśmy całkiem nieźle: bez wielkich namiętności, ale z wzajemnym szacunkiem. Z czasem jednak zacząłem czuć zmęczenie. Wszystko stało się nudne i przewidywalne. Miłość wyparowała, została tylko rutyna. Uznałem to za normę — aż pewnego dnia wszystko się zmieniło.

Tego wieczoru wstąpiłem do baru na piwo i tam spotkałem Kingę. Była ode mnie młodsza o dwadzieścia lat — piękna, pełna energii, jak tornado. Rozmawialiśmy, a ja, jak nastolatek, zakochałem się po uszy. Zaczęły się tajne spotkania, potem romans.

Po kilku miesiącach stwierdziłem, iż nie chcę już żyć w kłamstwie. Kinga wydawała mi się wybawieniem, drugą szansą. Zebrałem się na odwagę i wyznałem Danucie prawdę.

Wysłuchała mnie w ciszy. Żadnych łez, żadnej awantury. Tylko ciche „rozumiem”. Pomyślałem wtedy, iż i ona musiała się już dawno ode mnie odzwyczaić, skoro przyjęła to tak spokojnie. Dopiero dziś zdaję sobie sprawę, jak bardzo ją wtedy skrzywdziłem.

Rozwód poszedł gładko. Wspólne mieszkanie sprzedaliśmy. Kinga nalegała, żeby Danucie nic nie zostawiać — „zaczniemy od zera”. Moja była żona za swoją część kupiła maleńkie kawalerko. Ja z kolei, dokładając oszczędności, nabyłem z Kingą dwupokojowe mieszkanie.

Nie przyszło mi do głowy, żeby pomyśleć o pieniądzach dla Danuty. Albo o tym, jak sobie poradzi bez pracy. Byłem pewien, iż zaczyna się najlepszy rozdział mojego życia.

Nasi dorośli synowie przestali się do mnie odzywać. Uznali, iż zdradziłem ich matkę i trudno im się dziwić. Ale wtedy mnie to nie martwiło — byłem szczęśliwy. Kinga spodziewała się dziecka, a ja nie mogłem się doczekać malucha.

Kiedy urodził się syn, był ślicznym chłopcem… tylko iż ani do mnie, ani do Kingi nie był podobny. Znajomi szeptali podejrzenia, ale ja ich nie słuchałem — w końcu nowe życie miało przynieść mi tylko szczęście, prawda?

Tymczasem codzienność stawała się koszmarem. Pracowałem ja, sprzątałem ja, gotowałem ja. Kinga żyła, jak chciała: znikała na noce, wracała pijana, urządzała sceny.

Przez chroniczny brak snu i nerwy zacząłem zawalać projekty w pracy, aż w końcu mnie zwolnili. Brakowało pieniędzy, długi rosły. Życie zamieniło się w piekło.

Tak minęły trzy lata.

Aż w końcu mój brat, który nigdy nie ufał Kindze, wymusił test DNA. Wynik był bezlitosny: nie byłem ojcem chłopca.

Rozwiedliśmy się natychmiast. Bez zbędnych słów.

Zostałem z niczym: bez rodziny, bez domu, bez szacunku własnych dzieci. Ze wstydem i samotnością.

Po jakimś czasie postanowiłem to naprawić. Kupiłem kwiaty, tort, wino i pojechałem prosić Danutę o wybaczenie. Marzyłem o nowym początku.

Ale gdy dotarłem pod jej stary adres, drzwi otworzyła obca kobieta. Okazało się, iż Danuta dawno się wyprowadziła.

Znalazłem jej nowy adres. Zapukałem. Otworzył mężczyzna. Nowy partner mojej byłej żony.

Po rozwodzie Danuta znalazła dobrą pracę, poznała porządnego człowieka i zbudowała nowe życie. Beze mnie.

Pewnego razu przypadkiem spotkaliśmy się w kawiarni. Podszedłem, próbowałem nawiązać rozmowę, wspominałem przeszłość, błagałem o drugą szansę.

Spojrzała na mnie jak na obcego. Nic nie powiedziała. Po prostu wstała i wyszła.

Wtedy zrozumiałem, jak ciężkie były moje błędy.

Teraz mam 54 lata. Nie mam nic: ani żony, ani pracy, ani synów u boku.

Straciłem wszystko, co było ważne. I tylko ja jestem temu winien.

Czasami życie nie daje drugiej szansy. A ból po własnej zdradzie — to najgorsze, co można poczuć.

Idź do oryginalnego materiału