W ostatnich latach coraz częściej możemy przeczytać lub obejrzeć historie Asian Americans, czyli Amerykanów pochodzenia azjatyckiego lub potomków emigrantów z Azji. Wszystko wszędzie naraz, Minari, Kłamstewko – wymieniać można długo. Pożeracze Nocy to kolejny taki tytuł – tym razem komiksowy. Jednak tytuł autorstwa Liu i Takedy reklamowany jest jako horror. To w końcu jak? Społeczno-tożsamościowe slice-of-life, czy duchy i potwory?
Pożeracze Nocy opowiadają o rodzinie, w skład której wchodzą bliźnięta Milly i Billy oraz ich rodzice Ipo i Keon – emigranci z Hongkongu sprzed wielu lat. Dzieci od jakiegoś czasu mieszkają w dużym mieście i starają się żyć na własny rachunek. Studia medyczne zamieniły na knajpkę z onigiri, a co za tym idzie – zamiast na ambicje swoich rodziców, rodzeństwo postawiło na niezależną drogę. I ten odważny ruch póki co wychodzi… średnio. Dlatego też zbliżająca się rodzinna wizyta nie napawa żadnej ze stron optymizmem.
Niedługo po zawiązaniu akcji i przedstawieniu nam postaci Pożeracze Nocy trochę się gubią, ponieważ nie są w stanie w odpowiednich proporcjach połączyć dwóch fabularnych planów. Z jednej strony mamy tutaj historię obyczajową. Tożsamość Milly i Billa oraz rozważania Ipo i Keona, czy opuszczanie ojczyzny było dobrą decyzją. Trudne relacje z rodzicami dodatkowo utrudniają stereotypowe dla azjatyckich kultur wysokie wymagania, jakie stawia się przed dziećmi. Z drugiej strony wiemy, iż gdzieś kryje się obiecany horror. W domu obok popełniono morderstwo, tu i tam pojawiają się dziwne znaki, a poprzedni lokatorzy domu albo nie żyją, albo są w szpitalu psychiatrycznym. Niestety nie mogłem wyzbyć się wrażenia, iż te historie przez ¾ tomu stały w miejscu, czekając, aż wątki obyczajowe odpowiednio wybrzmią. Czułem się, jakby scenarzystka co chwilę mówiła: „Tak, tak to jest horror, ale poczekaj jeszcze trochę”. Takie prowadzenie fabuły jest o tyle niefortunne, iż nie budujemy w ten sposób żadnego napięcia. Nie będziemy zaskoczeni, iż „coś” czeka na peryferiach postrzegania naszych bohaterów, ponieważ jako czytelnicy wiemy to od początku i liczymy jedynie na zintensyfikowanie akcji.

Ta scenariuszowa niezgrabność i słabe zarządzanie napięciem dziwi tym bardziej, iż Marjorie Liu to doświadczona scenarzystka i autorka wydająca swoje tytuły od prawie 20 lat, a nie amatorka stawiająca swoje pierwsze kroki w scenopisarstwie. Niestety problemy we właściwym wyważeniu tych wątków sprawiają, iż choćby udana (chociaż niezbyt oryginalna) część obyczajowa dużo traci, ponieważ co chwilę mamy nieangażujące przypominajki, iż „tam w cieniu coś jest i zaraz coś się zacznie!”. A drugi, nadnaturalny plan fabuły? Trudno go choćby ocenić, ponieważ jakkolwiek rozwijany jest dopiero w na ostatnich kilkudziesięciu stronach. Z pewnością zaprezentowany pomysł nie należy do najbardziej nowatorskich, ale może z niego rozwinąć się coś interesującego, o ile zdecydujemy się dać autorkom szanse.
Owe autorski zaś nie są mi obojętne. Marjorie Liu i Sana Takeda to duet odpowiedzialny za Monstressę. Serię, która mocno kojarzy mi się z początkami działalności Non Stop Comics. To też czas poważnej ekspansji Image Comics na polskim rynku. Wcześniej dostawaliśmy okruszki z tego suto zastawionego stołu, ale działalność NSC wraz z kilkoma innymi wydawcami zmieniła sytuację i poczuliśmy zew amerykańskiego „offowego mainstreamu”. I tutaj docieram do refleksji, iż ten urodzaj trochę szkodzi takim tytułom jak Pożeracze nocy. Duża konkurencja i pewne punkty wspólne wielu serii od Image utrudniają zdobycie serce i portfela rozpieszczonego widza.
Niestety nie pomaga również strona wizualna. Porównanie przykładowych kadrów Pożeraczy Nocy do Monstressy wypada dosyć drastycznie. W nowszym tytule jest zdecydowanie mniej szczegółów, zwłaszcza w tłach, co dodatkowo uwypukla pewną charakterystyczną dla Takedy nonszalanckość w kwestii wykańczania konkretnych elementów. Rozszerzono również paletę barw, jednak wszystkie kolory dalej są przytłumione i dodatkowo tonowane wszędobylską czernią. Efekt jest taki, iż za mało się zmieniło, by rysunków z tych dwóch serii do siebie nie porównywać. Jednocześnie ten styl wciąż może się podobać, a jeżeli nie porównuje się go bezpośrednio, ogólne wrażenia są prawdopodobnie lepsze.

Ostatecznie nie wiem, czy potrafię dać tutaj kredyt zaufania. Uwierzyć, iż trzeba było zbudować właśnie takie fundamenty, by dalsza część historii odpowiednie wybrzmiała. Z drugiej strony są w Pożeraczach Nocy elementy, które mogą się podobać, a wykreowane postacie zdecydowanie da się polubić, więc kto wie – może dacie się pożre… skusić!
korekta: Anna Czerwińska