Przyjechałem z ciężkimi wieściami, ale rodzice zaszokowali mnie jeszcze bardziej
Krzysztof jechał starym autobusem po wyboistych drogach do rodziców w podwarszawskiej wsi, a serce ściskało mu się z żalu. Musiał im oznajmić nowinę, która miała zawładnąć ich światem – o rozwodzie z żoną. ale to, co usłyszał w rodzinnym domu, okazało się prawdziwym ciosem. Jego starsi rodzice, których uważał za wzór trwałego małżeństwa, ogłosili własne rozstanie, a ta tragedia przyćmiła wszystko, co chciał powiedzieć. Teraz Krzysztof stanął przed wyborem, który odmieni jego życie, a w duszy szalała burza złożona ze strachu, winy i niezrozumienia.
Wiadomość o rozwodzie z Magdaleną nie przychodziła mu łatwo. Mógłby milczeć, ale plotki w ich małej miejscowości rozchodziły się szybko. Magdalena mogła zadzwonić do rodziców i ze złości wszystko wyjawić, a brat lub siostra mogli przez przypadek się wygadać przy spotkaniu. Krzysztof uznał, iż lepiej sam powie prawdę, żeby później nie tłumaczyć się ze swoich wyborów. Rozumiał, iż życie bywa nieprzewidywalne i każdy może popełnić błąd.
Krzysztof wszedł po znanych schodach, nacisnął dzwonek. Drzwi otworzył ojciec, Jan Kowalski, z pochmurną twarzą, jakby już wiedział, po co syn przyszedł.
— Cześć — burknął. — Dobrze, iż jesteś. Wchodź.
— Cześć, tato — odparł Krzysztof, ale w głowie przebiegła mu myśl: „Czy ktoś już im powiedział?” — Mama jest?
— Jest, jest — odcięła się matka, Wiesława Kowalska, podchodząc do wejścia. — Gdzie niby miałabym iść? Siedzę tu jak przykuta.
— O co chodzi? — zmieszał się Krzysztof. — Dlaczego jesteście tacy wściekli?
— Bo mam już dość! — nagle wykrzyknął ojciec, odwrócił się i, sapiąc ze złości, poszedł do pokoju.
Krzysztof, oszołomiony, podążył za nim. W salonie ojciec rzucił się na kanapę, założywszy ręce. Matki, która zwykle siedziała z drutami, nie było. Krzysztof zajrzał do sypialni i zobaczył ją – Wiesławę stojącą przy oknie. Jej twarz była ciemniejsza od chmur.
— Przyszedłeś? — spytała zimno. — Już się wyprowadziłeś od Magdaleny, czy dopiero zamierzasz?
— Skąd wiesz? — serce Krzysztofa zamarło. — Dlaczego o to pytasz?
— Bo muszę wiedzieć, czy wynająłeś już mieszkanie, czy nie! — odparła ostro.
— Jakie mieszkanie? — zbił się z tropu.
— To, w którym będziesz mieszkał po rozwodzie! — wycedziła.
— Jeszcze nie — odparł Krzysztof. — Ale skąd wiecie, iż się rozwodzę?
— Wiemy — mruknęła. — Słuchaj, synu, szukaj gwałtownie mieszkania, bo ja się do ciebie wprowadzam!
— Co? — Krzysztof zastygł, nie wierząc własnym uszom.
— Nie! — huknął z salonu ojciec. Wszedł do sypialni, czerwony z gniewu. — Z Krzysztofem będę mieszkał ja! A ty możesz zostać tutaj, mieszkanie jest na ciebie!
— Ani mowy! — pisnęła matka. — Nie zostanę w tym domu przesiąkniętym twoim uporem!
— Stop! — Krzysztof patrzył to na jednego, to na drugiego. — O czym wy w ogóle mówicie? Gdzie chcecie iść?
— Tam, gdzie ty! — oświadczył ojciec. — Dobrze synu, iż w porę pomyślałeś o rozwodzie! Świetny pomysł!
— Dlaczego świetny? — Krzysztof czuł, iż traci grunt pod nogami.
— Bo to idealny moment! My z matką też się rozwodzimy! — wybuchnął ojciec.
— Co?! — Krzysztof oniemiał. Spodziewał się wymówek, a dostał wstrząsającą nowinę.
— Dość! — krzyknął ojciec. — Jesteś dorosły, nikomu nic nie jestem winny. Matka i ja mamy siebie dość, tak jak ty i Magdalena. Wyprowadzam się z tobą, będziemy żyć po męsku!
— Nie, z synem będę mieszkać ja! — przerwała matka. — Ty mi nie jesteś potrzebny, a jemu się przydam. Bez żony zginie, a ja jeszcze gotuję. Prawda, Krzyśku? Lubisz moje kotlety?
— A ja nie umiem gotować?! — wrzasnął ojciec. — Rosół, bigos – wszystko potrafię!
— Cha! — zaśmiała się matka. — Kiedy ostatnio coś ugotowałeś? Pół wieku temu?
— To co?! My, chłopy, damy sobie radę! Kobiet nam nie trzeba, tylko pralka, mikrofala i duża lodówka, żeby zakupy na miesiąc zrobić! — oznajmił ojciec.
— Czego ty syna uczysz?! — oburzyła się matka.
— Koniec! — warknął Krzysztof, tracąc cierpliwość. — Oszaleliście? Macie prawie osiemdziesiąt lat, a gadacie jak rozwydrzone dzieci! Obudźcie się!
— A ty sam! — krzyknęli razem. — Masz prawie pięćdziesiąt, a zachowujesz się jak smarkacz! Nie waż się nas pouczać! Lepiej zdecyduj, kogo zabierasz do nowego mieszkania!
— Z czyjej niby beczki myślicie, iż się wyprowadzam? — wybuchnął Krzysztof. — Mamy z Magdaleną swoje mieszkanie!
— Jak to? — zdziwiła się matka. — Przecież się rozwodzisz!
— Kto wam powiedział? — spytał.
— Magdalena. Twoja siostra przekazała, iż do niej dzwoniłeś i wszystko wyznałeś — odparła.
— Nie rozwodzę się! — powiedział stanowczo. — To był żart!
— Żart? — ojciec zdrętwiał. — A my tu z matką już planowaliśmy nowe życie… I wszystko zepsułeś?
— No tak, Krzyśku — mruknęła matka. — Nieładnie tak żartować. Rozmarzyłeś nas, a teraz mówisz, iż to żarty… Dobrze, jeszcze trochę razem pocierpimy.
— Ale pamiętaj — dodała — jeżeli jednak zdecydujesz się na rozwód, ja i ojciec jesteśmy pierwsi w kolejce, żeby z tobą zamieszkać. Jasne?
— Jasne — kiwnął głową. Zrozumiał, iż rozwód, o którym myślał, raczej nie nastąpi. — Idę już.
— Dokąd? — zawtórowała matka. — Nie przyszedłeś tak po prostu. Chcesz coś zjeść?
— Nie, dzięki — machnął ręką. — Chciałem was odwiedzić. I chyba nie na próżno. Przestańcie się kłócić. Powinniście być dla nas przykładem, a wy… No nic,Krzysztof wyszedł z domu rodziców, w głowie wirując od myśli, iż może jednak warto jeszcze raz porozmawiać z Magdaleną, zanim podejmie ostateczną decyzję.