Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów – recenzja 2. sezonu. Rodzina potworów

popkulturowcy.pl 2 godzin temu

Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów jest drugim sezonem kryminalnej antologii zapoczątkowanej hitem o Jeffreyu Dahmerze. Tym razem spotkamy braci, którym z pozoru niczego nie brakuje. Pochodzą z bogatej rodziny, mają dosłownie wszystko i mieszkają w słonecznej Kalifornii. Co może być nie tak?

Akcja serialu Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów skupia się na losach braci, którzy w 1989 roku zamordowali swoich rodziców. Z początku nikt ich nie podejrzewał, ale gdy zaczęli w dziwaczny sposób trwonić odziedziczony majątek, w końcu zostali oskarżeni. Do ojcobójstwa przyznali się dopiero podczas rozprawy sądowej. Twierdzili, iż działali w samoobronie, bali się życia pełnego przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej ze strony ich rodzicieli.

Nowy sezon Potworów od samego początku trzyma widza w ogromnym napięciu. Tytułowych bohaterów poznajemy jako młodych, rozpuszczonych chłopaków, którzy pragną pieniędzy, dóbr materialnych i beztroskiego życia. Cały serial skupia się na dogłębnym pokazaniu nam, co wpłynęło na ich decyzję o zabójstwie rodziców. O różnych traumatycznych sytuacja słyszymy zarówno podczas wizyty u psychiatry, jak i podczas rozprawy. Stopniowo dowiadujemy się o przemocy psychicznej i fizycznej oraz wykorzystywaniu seksualnym, dysfunkcjach rodziny, toksycznych relacjach i panującej w domu nienawiści.

Dynamiczna i szybka akcja, która toczy się w pierwszej połowie serialu, zmienia się w 6. odcinku. To w nim bliżej przyjrzymy się młodości Kitty oraz Josego – rodziców głównych bohaterów. Co prawda ten 6. odcinek został zagrany rewelacyjnie, ale nie wiem do końca, czy był niezbędny. Można było upchnąć niektóre wątki w pozostałych odcinkach. Następne części są już poważniejsze, nieco dłużące, a trwający proces momentami nużący i nieciekawy. Myślę, iż twórcy mogli pozbyć się kilku niepotrzebnych scen i skrócić ten sezon do 6 lub 7 odcinków. Już oglądając pierwszy odcinek, przeładowany akcją, zastanawiałam się, co twórcy zaserwują w kolejnych. Po części, w której zobaczyliśmy zbrodnię, dostaliśmy chaotyczne śledztwo i ten dłużący się proces sądowy. Spodziewałam się jednak czegoś innego.

Teraźniejszość nieustannie przeplata się z retrospekcjami. Przez częste przeskoki czasowe panuje prawdziwy chaos chronologiczny. Momentami trudno nadążyć za zmieniającymi się datami i ułożyć sobie ciągi przyczynowo-skutkowe.

Jestem pod wrażeniem genialnej gry aktorskiej. Od Chloe Sevigny, wcielającej się w Kitty, biło zimno i nienawiść względem potomków, a nazwisko Bardem jest jakością samą w sobie. Perfekcyjnie pokazał bezduszność, stanowczość i okrucieństwo ojca, który znęcał się nad swoimi synami. Alexander Chavez i Cooper Koch również świetnie poradzili sobie ze swoimi rolami i w kluczowych momentach pokazali, iż są w stanie podjąć choćby najtrudniejsze wyzwania. W 5. odcinku praktycznie przez cały czas widzimy statyczny, pozbawiony cięć kadr, podczas którego Erik opowiada prawniczce o swoim traumatycznym dzieciństwie. Zmienia się przybliżenie twarzy aż do punktu kulminacyjnego, gdy puszczają wszystkie emocje. Odtwórca roli młodszego z braci przechodzi w nim samego siebie, sprawiając, iż to właśnie ten epizod jest najlepszy z całej serii. Wysoki poziom trzymają również Ari Graynor, obrończyni Erika, oraz Nathan Lane, który wystąpił jako reporter.

fot. Netflix

Z każdym odcinkiem odkrywamy kolejne fakty o rodzinie Menendezów. Obserwujemy toksyczną więź pomiędzy braćmi, którzy przez długie lata zmagali się z wykorzystywaniem seksualnym ze strony ojca. Przemoc psychiczna i fizyczna towarzyszyła im przez całe życie – matka chciała ich otruć, a ojciec za każdy najmniejszy błąd dawał im kary. W tej pełnej dysfunkcji rodzinie nie było nikogo, kogo można by nazwać dobrym człowiekiem. Każde z nich zmagało się z demonami przeszłości, co oglądamy przez cały serial. Każde był zniszczony i każde zasługuje na miano potwora.

Podobnie jak Dahmer, Potwory: Historia Lyle’a i Erika Menendezów to serial, który wywołuje u odbiorców przede wszystkim przerażenie i obrzydzenie, ale niestety również współczucie. Przewijają się sceny pełne krwi i przemocy, ale nie jest to ten sam poziom brutalności co w przypadku poprzedniego sezonu antologii. Nie ujrzymy w nim scen gwałtu ani molestowania – to jest tylko wspominane w wyznaniach braci. Twórcy ponownie dają nam sceny, po których obejrzeniu chce się współczuć postaciom i usprawiedliwić ich postępowanie. Przecież byli zniszczeni przez okropnych rodziców…

fot. Netflix

Nowe Potwory cały czas utrzymują się w topce seriali na Netflixie. Myślę, iż jeszcze przez długi czas będzie można je zobaczyć na tej liście. Jest to dobra produkcja, która od samego początku wciąga i mimo kilku niepotrzebnych wątków, nudnawego procesu i znacznego spowolnienia akcji zdecydowanie jest warty uwagi. Zyskuje dzięki rewelacyjnej grze aktorskiej (i samej obecności Javiera Bardema), dobrej realizacji, ciekawemu montażowi oraz wielowątkowości. Na pewno trafi on zarówno w gusta miłośników true crime, jak i zwykłych subskrybentów giganta streamingu.


Źródło obrazka głównego: Netflix
Idź do oryginalnego materiału