"Potwór: Historia Eda Geina" chce zszokować was bardziej od "Dahmera" i "Menendezów" – recenzja

serialowa.pl 2 godzin temu

„Potwór” wraca z 3. sezonem i bierze na tapet historię Eda Geina – a przede wszystkim ślad, który niesławny morderca pozostawił na popkulturze. Czy antologia ma tym razem coś wartościowego do powiedzenia?

Pomyślelibyście sobie, iż po fali krytyki, która wylała się pod adresem Ryana Murphy’ego i jego ekipy za dwa sezony tyleż oburzającej, co zwyczajnie kiepsko zrobionej antologii o prawdziwych seryjnych zabójcach, twórcy będą chcieli podejść do tematu z pewną dozą samoświadomości. Nic bardziej mylnego – 3. sezon serialu „Potwór/Potwory” to ponownie jarmarczny teatrzyk. Co gorsza, przebrany w fatałaszki eseju o widzowskiej żądzy spektaklu i hollywoodzkim nekromanctwie. Eseju, nadmieńmy, kompletnie ślepego wobec własnej roli w podsycaniu obsesji true crime.

Potwór: Historia Eda Geina – o czym jest serial Netfliksa?

Po Jeffreyu Dahmerze i braciach Menendezach Murphy i spółka (scenariusz napisał Ian Brennan, współautor m.in. „Makabreski”, a reżyserią zajął się Max Winkler od „American Horror Story”) biorą się za Eda Geina aka Rzeźnika z Plainfield, określonego przez Netfliksa „ojcem chrzestnym seryjnych zabójców”. Akcja serialu rusza około 1945 roku, czyli na ponad dekadę przed tym, jak Gein przyznał się do zabójstwa dwóch kobiet, a na jego rodzinnej farmie w Wisconsin odkryto szczątki i trofea wykonane z niezliczonych zwłok, które wykradł z pobliskich cmentarzy.

Premiera serialu pokazuje przyszłego psychopatycznego mordercę (Charlie Hunnam, „Synowie Anarchii”) jako cichego, skulonego przed fanatyczną matką (Laurie Metcalf, „Roseanne”) mężczyznę o łagodnej naturze, falsecie Myszki Miki i – ponieważ obracamy się w świecie Ryana Murphy’ego – namiętnie eksponowanym sześciopaku.

„Potwór: Historia Eda Geina” (Fot. Netflix)

Do pierwszych zbrodni popychają go fotografie z obozów koncentracyjnych i wyczytane z groszowych magazynów historie o Ilsie Koch, żonie komendanta Buchenwaldu, której przypisuje się makabryczne eksperymenty z ciałami ofiar Holocaustu (wykonywanie z ich skór m.in. torebek czy abażurów).

„Gdyby nie zobaczył zdjęć, być może na zawsze zostałby zwykłym wioskowym prostaczkiem” – mówi w pewnym momencie przedstawiony na ekranie autor książkowej „Psychozy”, Robert Bloch. Dość powiedzieć, iż nie ma dowodów, by prawdziwy Gein kiedykolwiek dowiedział się o zbrodniach Koch. Nie ma też wypowiedzi Blocha, która wskazywałaby, iż do straszliwej biografii Geina pisarz odnosił się w podobnie prostym i pogardliwym tonie. Ale nie idzie tu o prawdę – jak serial raz za razem udowadnia – a stworzenie przestrzeni na banalne tezy o eksploatowaniu prawdy na rzecz rozrywki. To szczyt hipokryzji, iż padają one właśnie z serialu Netfliksa.

Potwór: Historia Eda Geina to paszkwil o obsesji true crime

Życiorys Geina – w większości okryty zresztą tajemnicą – jest bowiem tylko narracyjnym punktem wyjścia serialu. Epizody z jego życia (m.in. zmyślona więź z niedoszłą narzeczoną czy zbłąkany namysł nad tożsamością płciową) i nieudowodnione zbrodnie mieszają się z sekwencjami, w których Murphy, Brennan i Winkler z rozsmakowaniem przyglądają się jego „dziełom”: aktom okropnej przemocy, które im głębiej w odcinki, tym mocniej gubią jakiekolwiek narracyjne usprawiedliwienie. Po drodze wielokrotnie zmienia się rola, jaką Gein odgrywa w serialowej retoryce: raz jest „niewinną” ofiarą przemocowej matki, raz przebiegłym mordercą, który z ripleyowskim sprytem unika odpowiedzialności – kiedy indziej choćby pokracznym comic reliefem, gdy wkłada na siebie kostium uszyty z kobiecej skóry i napędza stracha dwójce dzieciaków.

W pewnym momencie obrywamy wymierzonymi w widownię obecnego w serialu (i zmasakrowanego paskudną charakteryzacją) Alfreda Hitchcocka (Tom Hollander – żal wielki, iż aktor z „Białego Lotosu” tu jest): „to wy nie możecie przestać na to patrzeć”. Racja, to część problemu. Ale to wy – ekipo „Potwora” – nie możecie przestać sankcjonować tego spojrzenia, w najbardziej rażący, niesmaczny i uprzedmiotowujący sposób.

„Potwór: Historia Eda Geina” (Fot. Netflix)

Skoro mowa o Hitchcocku, znaczną część „Historii Eda Geina” zajmują właśnie wędrówki w czasie: za kulisy „Psychozy”, ale także wybitnej „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” czy „Milczenia owiec” – mające pokazać nam, jak wiele elementów sprawy Geina przeniknęło do głównego krwiobiegu kultury współczesnej. „Potwór” w szalenie bezpośredni sposób odnosi się do każdego z klasyków: kopiując te same ustawienia kamery, kompozycje i scenografie (do znudzenia powtarzany jest choćby kultowy taniec Leatherface’a z końcówki „Masakry”). Aluzje, bezrefleksyjnie podlane nagością i przemocą, zamiast otwierać głębszą dyskusję na temat zbiorowych lęków przetwarzanych w ekranowej fikcji, przekładają się na niecelne oskarżenia i wyssane z palca genezy – z głębią i doinformowaniem na poziomie paragrafu z Wikipedii albo niektórych najgłośniejszych hollywoodzkich biopików.

Potwór: Historia Eda Geina – czy warto oglądać serial?

Nie będzie zaskoczeniem, gdy powiem, iż nie – nie warto tego serialu oglądać. I to pomimo faktu, iż od strony oprawy audiowizualnej, aktorstwa czy pomysłów na strukturę „Potwór: Historia Eda Geina” to jakościowy warsztatowo twór. Trudno orzec, ile prawdy niesie z sobą kreacja Charliego Hunnana, ale widać dobitnie, iż aktor daje z siebie wszystko, by zdobyć empatię widzów. Niestety, „współczucie” kamery to wydmuszka, bo Murphy i reszta nie potrafią nie patrzeć na swych zbrodniarzy inaczej, a wyłącznie z dziwaczną mieszanką fascynacji, zgorszenia i… podziwu. jeżeli szukacie autentyzmu w zaburzonej psychice Geina, czy – w i istocie – autentyzmu w jakimkolwiek obszarze, to „Potwór” nie podaruje wam go w żadnej mierze.

„Potwór: Historia Eda Geina” (Fot. Netflix)

Napiszę to ponownie, bo to moja pierwsza i mam nadzieję ostatnia recenzja „Potwora” – najgorszą cechą antologii jest kompletne zatarcie różnicy między fikcją pozbieraną z rzeczywistości, a eksploatowaniem samych zbrodni, rzeczywistych traum, ofiar i koszmarów, by nasycić oczy subskrybentów. W scenach pokazujących Hollywood od kuchni produkcja brzmi zresztą tak, jakby dla samej siebie szukała usprawiedliwienia. Mówi (z niemałym zadęciem) tak: skoro dawne kino rozkochało widzów w przemocy, nie ma wyjścia, a tylko podkręcać jej natężenie – i w ten sposób zaspokajać głód sensacji, rozładować tę paskudną bestię w każdym z nas.

Przy wykonaniu, do którego zdążył nas już przyzwyczaić, serial Muphy’ego jest jednak ostatnim który powinien pouczać widzów i uprawiać kazania o recyklingu koszmarów dla „przyjemności” – a robi to znów, mocniej i pogardliwiej niż kiedykolwiek wcześniej. Swoją drogą, gdyby twórcy rzeczywiście wierzyli w to, co sami próbują nakreślić, antologia musiałaby zakończyć się na historii Geina, a Ryan Murphy – zacząć pikietować pod siedzibą Netfliksa z postulatem usunięcia z serwerów platformy obu poprzednich serii. Tymczasem sezon 4, tym razem poświęcony Lizzie Borden, już powstaje.

Potwór: Historia Eda Geina – serial dostępny na Netfliksie

Idź do oryginalnego materiału