Potęgo Księżyca działaj! – recenzja komiksu „Avengers. Era Khonshu”, t. 7

ostatniatawerna.pl 1 rok temu

Boska interwencja?

Era Khonshu to siódmy tom przygód Avengers z serii Marvel Fresh. Na wstępie cofamy się do epoki lodowcowej, by wreszcie zakończyć wątek uwięzionego w tamtym okresie Tony’ego Starka. Przy okazji dowiadujemy się o planach samego Mefisto. To właśnie jego działania sprawiają, iż w teraźniejszości do walki włącza się Moon Knight. Nie staje on jednak po stronie Mścicieli. Za namową swego bóstwa, Khonshu, zaczyna gromadzić on artefakty, aby jeszcze go wzmocnić – bóg Księżyca uważa bowiem, iż jest jedynym ratunkiem dla Ziemi i tylko on może powstrzymać wspomnianego już diabła. Jego działania prowadzą jednak do powstania wiecznej nocy, a ożywione mumie atakują choćby niewinnych ludzi. Co więcej ich dodatkową misją jest ochrona małej Starbrand. Czy mocno osłabieni bohaterowie poradzą sobie z takimi wyzwaniami?

Udany wstęp, ale co dalej?

Autorem najnowszego tomu Avengers jest ponownie Jason Aaron. Kontynuuje on stworzoną przez siebie, coraz spójniejszą, historię. przez cały czas jest tu nieco chaosu, ale wątki z poprzednich części z wolna zaczynają się łączyć i układać w całość. Wreszcie wracamy do Namora, Draculi i agenta Coulsona. Kończy się także pobyt Iron Mana w przeszłości, który wreszcie wraca do składu Avengers.

Bardzo ciekawie prezentują się także intrygi uknute przez Mefisto. I tak oto Aaron daje czytelnikowi świetny i interesujący wstęp. A gdy wciągniemy się już w historię… wszystko zostaje przerwane i wracamy do przeładowanej akcją i mordobiciem fabuły. Do akcji wkracza także Moon Knight, ale w przeciwieństwie do innych komiksów tu nie skupiamy się na jego problemach psychicznych, a właśnie walkach z kolejnymi superbohaterami. I nie ukrywam, iż jest to całkiem niezłe, a postać w bieli okazuje się prawdziwym kozakiem, ale z drugiej strony: ile razy można tłuc i dostawać po gębie – zwłaszcza, gdy reszta postaci robi to samo? Pewnie są fani tego typu superbohaterszczyzny, którym nigdy się to nie nudzi. Sam też może narzekałbym mniej, gdyby wplecione w to było więcej emocji, przygody, zwrotów akcji – a tego zwyczajnie brakuje.

Zabawnie i intrygujaco

Są też jednak plusy. Jednym z nich są humorystyczne sprzeczki pomiędzy Tonym Starkiem a Kapitan Marvel. To właśnie ta para – jako jedyna – ma tu jakiś charakter i jest w stanie zaoferować nam coś więcej. Dość komicznie wyglądają też wymyślne nazwy kolejnych ciosów wymierzanych przez wspomnianego już Moon Knighta, a także Czarną Panterę. Chociaż akurat mnie te wszystkie „ataki głodnego lwa na wnętrzności” czy „podbródkowe łokciem skaczącego bawoła” (tak, to nazwy ciosów) bawią i urozmaicają w pewien sposób kolejne sceny walk.

Pod koniec zaintrygować może także wplecenie X-Men z Wolverine’em na czele. Obawiam się jednak, iż Aaron ponownie zapomni o tym na jakiś czas i być może któryś z mutantów pojawi się znów gościnnie w jakimś tomie, nie wnosząc niczego szczególnego do opowieści. Obym się mylił!

Pięść Khonshu!

Ilustratorzy, którymi są tutaj Javier Garrón i Ed McGuinness, łatwego zadania nie mieli. Przy tak gwałtownie gnającej fabule, mnóstwie najróżniejszych postaci i ciągłych walkach musieli postarać się, aby wszystko uchwycić i pokazać czytelnikowi. I ta sztuka im się udała! Świetna kreska, piękne kolory i liczne detale robią wrażenie i umilają czytanie Ery Khonshu. Z ciekawostek należy zaznaczyć, iż rysownikom w pracy pomagał nasz rodak – Szymon Kudrański. Nie wiem, jak wielki był jego wkład, ale ponieważ całość wypada bardzo dobrze, to i jemu należą się tu słowa pochwały.

Czy warto?

Avengers. Era Khonshu z pewnością nie jest komiksem idealnym. Zaczyna się dobrze, jest niezwykle dynamiczna, czyta się ją szybko, a i obrazki warte są naszej uwagi. Jest tu kilka ciekawych, a także zabawnych wątków. Niestety, zabrakło tu jakiegoś zwrotu akcji. Wszystko opiera się na kolejnych scenach walk i prowadzi do ostatecznego starcia z największym zagrożeniem tego tomu. Można rzec, iż idziemy zgodnie z utartym schematem gatunku „superheroes”. Większość bohaterów nie posiada też zbytnio charakteru – to tylko kolejne pięści i twarze do okładania. Ostatecznie, dzięki wspomnianym wyżej plusom, tom wypada ponadprzeciętnie. Są tu też zakończenia i rozwinięcia wcześniej rozpoczętych historii, a także otwarcie nowej furtki… Osoby zaangażowane w serię i pragnące poznać zakończenie muszą po tom siódmy sięgnąć!

Idź do oryginalnego materiału