Poroniła 14 razy. To jednak nie był koniec jej nieszczęść. "Liczyłam, iż odda mi dziecko"

gazeta.pl 6 godzin temu
Historia tej matki porusza serce. - Wynajęta przeze mnie surogatka w ostatniej chwili rozmyśliła się i zerwała naszą umowę. Postanowiła zatrzymać dziecko. To kolejny cios, bo ja naprawdę wiem, co to znaczy stracić dziecko - zaznacza Kirby, fotografka z Queensland w Australii, która w mediach społecznościowych postanowiła opowiedzieć swoją historię.
Kirby przez ostatnie dziesięć lat walczy z niepłodnością. Ma za sobą wiele nieudanych zapłodnień in vitro i aż 14 poronień. Światełkiem w tunelu miała być dla niej dość nietypowa propozycja. - Surogatka, którą poznałam przy okazji sesji brzuszkowej dla pary, której miała urodzić dziecko, kilka miesięcy później sama zaproponowała mi, iż może mi pomóc. Liczyłam, iż odda mi dziecko, a ona po porodzie postanowiła je zatrzymać. Przez dziewięć miesięcy zwodziła mnie, dając złudną nadzieję - powiedziała zrozpaczona 36-latka w wywiadzie dla Daily Mail Australia.


REKLAMA


Zobacz wideo Dominika Serowska wspomina początek ciąży. "Zrobiłam test i o dziwo wyszedł pozytywny" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]


"Dziecko urodziło się w lutym i miało wrócić ze mną do domu"
- W lutym miałam zostać matką. Wtedy na świat przyszło dziecko, które miało ze mną wrócić do domu. Tak się jednak nie stało, chociaż mam wszystko na piśmie - kartkę, którą mi dała, oferując, iż zostanie moją surogatką, dokumenty od prawników, testy, badania, zdjęcia USG - zaznacza Kriby, cytowana przez australijskie media.
Okazuje się, iż 36-letnia kobieta płaciła za wszystkie badania, robiła zakupy dla surogatki, a choćby zaprosiła ją na zorganizowane przez siebie przyjęcie. - Było baby shower, gdzie mieliśmy poznać płeć mojego dziecka. Przyszła, uśmiechała się, mówiła jakie to wspaniałe, iż dziecko, które urodzi, będzie mieć taką fajną mamę, jak ja - opowiada Kriby. - Miałam je adoptować zaraz po jego narodzinach, bo jego biologiczni rodzice nie byli w stanie się nim zająć. Mieli już trójkę dzieci, więc kiedy ta moja znajoma dowiedziała się, iż jest w ciąży, zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy chciałabym, żeby była moją surogatką - dodaje. - Prawnie to miała być adopcja, a nie usługa surogacji, więc od razu zasięgnęłam opinii u prawnika. Wszystko miało być legalnie i zgodne z prawem - dodaje.
Kilka tygodni przed porodem Kirby została poproszona o spotkanie z parą w pobliskim parku, gdzie poinformowali ją, iż nie chcą, by była obecna przy porodzie. - Tłumaczyli to względami medycznymi, a mi już wtedy powinna zapalić się czerwona lampka - opowiada kobieta w swoim tiktokowym filmie. - W tym momencie zaczęłam mieć poważne wątpliwości i zastanawiać się, czy małżeństwo zmieniło zdanie na temat oddania dziecka, ale oni przez cały czas twierdzili, iż to ja będą matką - dodaje.


W dniu narodzin kobieta otrzymała wiadomość, iż dziecko przyszło na świat, pojechała więc do szpitala, by je zobaczyć. - Czułam, iż coś jest nie tak - wspomina na filmie ze łzami w oczach. - Nie mogłam wejść do sali poporodowej. Zostałam wyproszona ze szpitala. Nie było z nimi kontaktu. Dwa dni później biologiczna matka dziecka zadzwoniła do mnie i powiedziała, iż zmienili zdanie. Potem dowiedziałam się, iż para nie oddała dziecka do adopcji, a postanowili je zatrzymać - dodała.


Chce zwrotu pieniędzy za "dziewięć miesięcy kosztów"
- Nie byłam zła, tylko zraniona. jeżeli zmienili zdanie, dlaczego mi po prostu nie powiedzieli? Oczywiście trudno byłoby mi to zaakceptować, byłabym pewnie zdenerwowana, ale zrozumiałabym. Wiem, jak ciężko jest stracić dziecko. Przeżyłam to wielokrotnie - dodaje w swoim filmie.
Kirby nie miała od marca żadnych wieści od pary. Jak podają australijskie media, kobieta żąda od pary zwrotu za "dziewięć miesięcy kosztów, które poniosła w związku z wizytami u prywatnych lekarzy i zakupami dla biologicznej matki i dziecka". Ci jednak sprawy nie komentują. - Chyba będziemy musieli spotkać się w sądzie - zaznacza oszukana kobieta.
Idź do oryginalnego materiału