Poprosiłam syna o wyprowadzkę, a on zdewastował mieszkanie, które chciałam przekazać jego siostrze.

newskey24.com 3 tygodni temu

Nazywam się Jadwiga Nowak, mam 62 lata. Mieszkam w małym miasteczku na południu Polski i wychowałam dwoje dzieci – syna Krzysztofa i córkę Agnieszkę. Niedawno poprosiłam Krzysztofa, żeby wyprowadził się z mieszkania, które zajmował z rodziną, aby Agnieszka mogła się tam wprowadzić. Ale to, co zobaczyłyśmy z córką, gdy weszłyśmy do środka, przyprawiło nas o szok. Krzysztof i jego żona Sylwia nie tylko się wyprowadzili – dosłownie zniszczyli wszystko: zerwali tapety, wyrwali panele, zabrali żyrandole, choćby wannę i toaletę. Jestem pewna, iż to była zemsta, a podjudzała go Sylwia.

Dziesięć lat temu, gdy Krzysztof ożenił się z Sylwią, odziedziczyłam po ciotce dwupokojowe mieszkanie. Wtedy młodzi czekali na pierwsze dziecko, więc chcąc pomóc, pozwoliłam im tam zamieszkać. „Pomieszkajcie na razie – powiedziałam. – Ale to nie jest wasze na zawsze, tylko tymczasowe rozwiązanie, aż kupicie coś swojego”. Mieszkanie było stare, bez remontu, bo mieszkała w nim starsza kobieta. Krzysztof i Sylwia, przy wsparciu jej rodziców, zainwestowali w remont: wymienili okna, instalację elektryczną, hydraulikę, wyrzucili stare meble i urządzili wszystko od nowa. Cieszyłam się, iż stworzyli przytulne miejsce, ale zawsze przypominałam – to mieszkanie nie należy do nich.

Lata mijały. Krzysztof i Sylwia doczekali się dwójki dzieci, zapisali je do przedszkola i szkoły niedaleko domu. Było im wygodnie i chyba zapomnieli o moich słowach. Przez dziesięć lat nie odłożyli na kredyt mieszkaniowy, nie zrobili kroku w kierunku własnego lokum. Ich życie toczyło się spokojnie, a ja milczałam, nie chcąc burzyć ich szczęścia. Wszystko się zmieniło, gdy Agnieszka, moja młodsza córka, oznajmiła, iż chce żyć samodzielnie. Ma 24 lata, właśnie skończyła studia, zaczęła pracować i marzy o własnym życiu, o małżeństwie. Uznałam, iż nadszedł czas, by przekazać mieszkanie jej.

Gdy powiedziałam Krzysztofowi, iż muszą się wyprowadzić, zbladł. „Jak to – wyrzucacie nas?” – wykrzyknął. Sylwia milczała, ale jej wzrok był pełen złości. „Zawsze mówiłam, iż to mieszkanie nie jest wasze na zawsze – odparłam stanowczo. – Przez tyle lat mogliście kupić coś swojego. Wynajmijcie coś albonego miejsce rodzinie Sylwi”. Dałam im miesiąc na znalezienie nowego lokum, ale ten miesięcy zamienił się w koszmar. Kłóciliśmy się codziennie, Krzysztof krzyczał, iż niszczę ich życie, Sylwia oskarżała mnie o niesprawiedliwość. Trzymałam się twardo, ale serce pękało od ich nienawiści.

W końcu się wyprowadzili. Razem z Agnieszką przyszłyśmy posprzątać przed jej wprowadzeniem. Ale to, co zobaczyłyśmy, przeszło najgorsze oczekiwania. Mieszkanie wyglądało jak po wojnie: gołe ściany bez tapet, powyrywane panele, puste sufity bez żyrandoli, choćby wanny i toalety nie było. Zaczęłam drżeć ze złości i bólu, wybrałam numer Krzysztofa: „Jak mogłeś tak postąpić wobec mnie i siostry? To podłość!”. Odwarknął: „Nie zostawię Agnieszce mieszkania z remontem! My z Sylwią wszystko robiliśmy sami, wydawaliśmy pieniądze, siły, czas. Dlaczego mam jej robić taki prezent?”.

Jego słowa dobiły mnie. Agnieszka, która stała obok, płakała. Ma dopiero 24 lata, nie ma pieniędzy na remont, a ja, emerytka, nie mogę pomóc – moja emerytura ledwo starcza na moje potrzeby. Mieszkanie nadaje się tylko do rozbiórki, a Krzysztof i Sylwia najwyraźniej cieszą się naszym cierpieniem. Dałam im dach nad głową, wsparcie, a oni odpłacili mi ruiną. To nie tylko zemsta – to zdrada, której nie potrafię wybaczyć. Moja córka została bez domu, a ja – bez wiary we własnego syna. I teraz zadaję sobie pytanie: gdzie popełniłam błąd, wychowując go?

Idź do oryginalnego materiału