Co się stało z młodą matką?
Podczas spaceru na Ślęży znika młoda matka. Zostawia za sobą wózek z niemowlęciem, którym teraz opiekuje się jej mąż Zygmunt (Mateusz Górski). W poszukiwanie kobiety zaangażowany jest porucznik Andrzej (Cezary Łukaszewicz), jasnowidz Kowalski (Piotr Pilitowski) i pozorantka Agata (Daria Polunina). Dlaczego kobieta zniknęła? Czy w jej zaginięcie zamieszany jest Zygmunt? Jak mogła porzucić swoje dziecko? A może to duchy Ślęży ją porwały, co sugeruje Pani Genowefa (Ewa Domańska)?Reklama
Każda z osób, które są zaangażowane w poszukiwania, ma swoje własne traumy, z którymi musi się skonfrontować w sudeckich górach. Punkt wyjścia całej opowieści jest interesujący. Wyglądająca trochę jak Marge z "Fargo" młoda policjantka Agata i stary wyjadacz Andrzej gwałtownie skaczą sobie do gardeł, co nadaje kryminalnej stronie opowieści dynamiki.
Tajemniczy jasnowidz spokojnie lustruje wszystko z boku, natomiast rozdygotanie Zygmunta sugeruje, iż mógł mieć coś wspólnego z zaginięciem żony. Reżyserkę zbyt długo nie interesuje jednak zagadka kryminalna i gwałtownie kieruje się w stronę zabawy elementami mitologicznymi.
Tematyka pogańska na tapecie
To ciekawe, iż tematyka pogańska jest tak chętnie odkrywana przez młode polskie reżyserki. Dzieje się tak zarówno w kinie romansującym z horrorem ("Wieża. Jasny dzień" Jagody Szelc), jak i w społecznych historiach ("Lany poniedziałek" Justyny Mytnik). W postchrześcijańskim świecie potrzeba duchowych odniesień wcale nie zaginęła. Może choćby się zwiększyła? W "Prześwicie" zderzenie się z prawdą o własnym życiu jest związane z kultem słońca. Jego promienie przenikają do pełnego mgły życia bohaterów, zaś wszystko ma miejsce na zboczu świętej dla Słowian góry. Daje to kryminałowi obiecujący podtekst, ale w finale okazuje się, iż jest on trochę przyczynkowy.
Magdalena Pięta prowadzi opowieść subtelnie, uważając, by niczego za mocno nie dopowiedzieć. Słuszna decyzja, ale ja jednak miałem problem, by zbliżyć się do bohaterów i przejąć ich losem. Pięta uchyla różne drzwi i choćby doprowadza do finałowej fizycznej konfrontacji między dwójką bohaterów. Ma to być katharsis, ale jest na tyle letnie, iż ich specjalnie nie zmienia. "Prześwit" jest filmem, który ma idealny tytuł. Prawda o jego bohaterach delikatnie prześwituje, emocje są bardzo przytłumione, a tajemnica pozostaje nierozwiązana. Czy to źle?
Nie, ale akcja "Prześwitu" w finale irytująco się urywa. Czy przez brak pomysłu na konkluzję i inteligentne zamknięcie opowieści? Wiele na to wskazuje. Cenię otwarte finały dające pole do własnej interpretacji, ale w przypadku "Prześwitu" mam wrażenie zrobienia przez scenarzystki (Pięta i Marzena Matuszak) uniku i wybrania bezpiecznej ścieżki polegającej na powiedzeniu: "dopowiedz sobie sam widzu". Czasami się to sprawdza, jak rozwój bohaterów jest satysfakcjonujący. Tutaj jest on tylko połowiczny. Ba, choćby Mamuny ze Ślęży i inne mitologiczne postacie pozostają tylko mglistym urojeniem. A może ja ich po prostu nie dostrzegam? Może wszystko wybrzmiewa w tylko pozornie zdystansowanym spojrzeniu pozorantki? Może pozory mylą męskich widzów oglądających starosłowiańską percepcję macierzyństwa i lepiej do finału po okruchach dotrą widzki?
5,5/10
"Prześwit", reż. Magdalena Pięta, Polska 2024, dystrybutor: Galapagos Films, premiera kinowa: 10 października 2025 roku.