W Polne drogi mają smak soli nie uświadczymy klasycznie opowiedzianej historii. Zaburzona chronologia początkowo utrudnia zrozumienie i proces połączenia ze sobą zaprezentowanych scen. Z czasem jednak wykluwa się z tego historia życia pewnej kobiety: Mack (Kaylee Nicole Johnson). Obserwujemy sceny pozornie nieistotne, przyziemne oraz takie, które niosą w sobie ogromny emocjonalny ładunek, są decydujące dla dalszych losów bohaterki. Migawki z życia w wiejskim Missisipi – śmierć, narodziny, pierwszy pocałunek, dotyk gleby, który staje się międzypokoleniowym wtajemniczeniem. Dźwięki, faktury ucieleśniające nostalgię. Urywki wyzwalające sentymentalizm, strzępy, w których wybrzmiewają echa straty, miłości, tęsknoty. Ten film jest jak strumień świadomości, wspomnienia z życia, które śnią się umierającemu.
Obserwujemy życie Mack we fragmentach, od dzieciństwa do starości, mających wspólny mianownik – zmysły, szczególnie dotyku. Detale odgrywają tu ogromną rolę. Film Jackson chciałoby się odbierać w pełni sensorycznie. Łuska ryby, której fakturę można poczuć przez ekran. Ziemia przesypująca się między palcami. Zapach deszczu. Dźwięki piosenki, przy której tańczy mama. Kolor jej pomadki. Dotyk ukochanego z lat młodości. Polne drogi mają smak soli to jak życie w miniaturze. Momenty, które składają się w jego laurkę. Filmowi przyświeca mantra, która pada kilkakrotnie z ust bohaterów. „Powoli, nie spiesz się”. Widz z pewnością musi uzbroić się w cierpliwość. Zanim uda mu się dokopać do kojącej, medytacyjnej warstwy filmu, musi złapać rytm dłużących się scen. Wspomnienia płyną tu wolno, skapują jedno po drugim, w nierównej kolejności. Raven Jackson nie skupia się na samych wydarzeniach, ale na emocjach, które ze sobą niosły.
Trochę to wszystko poetyckie, prawda? Słowo „poetyckie” zostaje w kontekście filmu odmienione przez wszystkie przypadki. Przewija się w opisach filmu, choćby producentka Adele Romanski, która pojawiła się na festiwalowej zapowiedzi seansu, zdradziła, iż film Jackson nadaje nowe znaczenie filmom poetyckim. Rodzi się jednak pytanie, czy jeżeli film reklamuje się jako poetycki, należy mu wybaczyć wszystko? Mam wrażenie, iż poetyckość filmu sprawiała, iż analogicznie stawał się coraz bardziej nieprzystępny dla widza. Granice historii ulegały zatarciu, tracąc czytelne kształty. Reżyserka miała trudne zadanie – wizualne oddanie intensywności wspomnień, których punktem zapalnym są zmysły. Jednak brakuje tu możliwości pełniejszego zrozumienia, zagłębienia się w postaci, szczegóły, przełamania poetyckiej tajemnicy.
Wiele osób doceni tak odważną wizję i kunszt reżyserki. Nie jest to jednak rzecz dla wszystkich. Wierzę, iż film Raven Jackson zyskuje przy kolejnym obejrzeniu i sama z pewnością zamierzam obejrzeć go raz jeszcze. Nie przejmując się już poplątaną chronologią, będę mogła bardziej skupić się na emocjach przekazywanych w każdej scenie.
Głęboko wrażliwy film Raven Jackson to kręta podróż, bardziej intuicyjna niż logiczna. Składa się z pięknych elementów, które jednak razem nie tworzą idealnej całości. Trudno jednak oczekiwać od debiutu ideału, szczególnie iż Polne drogi mają smak soli są zapowiedzią odważnego filmowego głosu. Pozostaje mi tylko czekać na kolejny film reżyserki. Jedno wiem – iż jej wrażliwość uderza w moje czułe struny, a to, mimo wszystko, liczy się najbardziej.