Pół wieku temu zmarł książę jazzu Duke Ellington

gazetatrybunalska.info 3 miesięcy temu

24 maja 1974 r. w Nowym Jorku zmarł kompozytor i pianista jazzowy Edward „Duke” Elllington. W październiku 1971 r. wraz z big-bandem zagrał jedyny koncert w Polsce. „Mieli niesamowitą siłę i bezbłędne brzmienie, które wciskało nas w fotele obite czerwonym pluszem” – powiedział PAP historyk jazzu Krzysztof Karpiński.

W sobotę 30 października 1971 r. podczas XIV Międzynarodowego Festiwalu Jazzowy Jazz Jamboree w Warszawa Duke Ellington wraz z liczącym 21 muzyków big bandem wystąpił w stołecznej Sali Kongresowej. „To było wielkie święto jazzu, prawdziwa jazzowa uczta. Ludzie brali urlopy i z całej Polski pokonali setki kilometrów, by zobaczyć to wydarzenie. Przyjechało także wielu fanów z Czechosłowacji, NRD, Rumunii i innych demoludów. Kongresowa była wypełniona po brzegi trzema tysiącami osób spragnionych wysłuchania Duke’a. Konferansjerem był niezapomniany Andrzej Jaroszewski” – wspomina Karpiński, koncert, który widział na żywo.

Duke Ellington i przyjaciele, jam session 1943. Foto: Gjon Mili The LIFE Picture Collection. Kliknij, aby powiększyć.

Na początku zagrał pianista Mieczysław Kosz, Preservation Hall Band oraz kwartet wokalny Novi Singers. Duke wraz z zespołem weszli na scenę po godz. 23.

„Big-band Ellingtona działał jak perfekcyjny mechanizm. Mieli niesamowitą siłę i niesamowite, bezbłędne brzmienie, które dosłownie wciskało nas w fotele obite czerwonym pluszem. Sekcja instrumentów brzmiała jak jeden potężny instrument. Chłonęliśmy każdy zagrany przez nich takt, każdą nutę. Spoglądałem na zegarek w obawie, iż koncert zaraz się skończy. A Duke i muzycy grali przez ponad dwie godziny swoje najwspanialsze utwory zarówno tez lat 30. jak i współczesne aż do pierwszej w nocy” – wspominał.

„Czuło się połączenie niesamowitej dyscypliny muzyków, a jednocześnie – jazz to totalna wolność i słyszeliśmy ją w solówkach poszczególnych muzyków. Wielokrotnie bisowali, na widowni panował entuzjazm. Wtedy mistrz zasiadł ponownie do fortepianu i już solo grał przez ponad pół godziny” – dodał.

„Warszawski koncert Ellingtona był sfinansowany przez ośrodek amerykańskiej kultury w ambasadzie USA. W tamtym czasie honorarium dla Ellingtona i jego zespołu przekraczałoby pewnie możliwości organizatorów festiwalu – Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego. Wielkim orędownikiem i popularyzatorem jazzu w Polsce był prowadzący >>Jazz Hour<< na antenie rozgłośni Voice of America (Głosu Ameryki), Willis Conover i to on właśnie był jednym z pomysłodawców i współorganizatorów warszawskiego koncertu” – wyjaśnił Karpiński.

„W Kongresowej zagrali m.in. >>Karawanę<<. Utwór jest kojarzony z Ellingtonem, ale naprawdę skomponował go jego kolega z zespołu, puzonista Juan Tizol” – przypomniał historyk jazzu. Według biografa James Lincoln Colliera „część przypisywanych >>Księciu<< utworów jak np. >>Satin Doll<< czy >>I’m Beginning to See the Light<<, tak naprawdę powstało jako >>szkice muzyczne<< członków jego big-bandu”.

Duke przez lata zmagał się z rakiem płuc. Grał do ostatniej chwili. Ostatni koncert zagrał 20 marca 1974 r. wraz z orkiestrą w sali balowej Holmes Student Center (HSC) na uniwersytecie Northern Illinois. 4 maja 1974 r. Ellington zmarł w centrum medycznym Columbia Presbyterian.

Historycy szacują, iż w ciągu 60 lat pracy Ellington skomponował ponad dwa tysiące utworów muzycznych.

→ Maciej Replewicz, Piotr Jagielski / gn / PAP / oprac. (kk)

23.05.2024

• zdjęcie tytułowe: Duke Ellington (z prawej) i Dizzy Gillespie, 1943, foto: Gjon Mili The LIFE Picture Collection

Idź do oryginalnego materiału