Po dwóch latach przerwy wracamy do „Pokolenia V”, czyli spin-offu kultowych „The Boys”. Czy 2. sezon serialu Prime Video dorównał debiutanckiej serii? Sprawdzamy poniżej.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy uniwersum „The Boys” dopiero się rozkręca, czy zmierza ku końcowi. Choć kropka nad główną serią ma paść już w przyszłym roku, Prime Video chce jeszcze sięgnąć do przeszłości świata rządzonego przez supków za sprawą „Vought Rising„, a gdzieś tam w tle majaczy przecież „The Boys: Mexico„. Debiutujący 2. sezon „Pokolenia V” zdaje się przemawiać jednak za drugą z opcji.
Pokolenie V sezon 2 – co zmieniło się od poprzedniej serii?
Przypomnijmy, iż między debiutancką a nową odsłoną studenckiego spin-offu wydarzył się cały 4. sezon „The Boys”. Jest on w tej układance o tyle kluczowy, iż Uniwersytet Godolkina wcale nie przypomina już miejsca, które poznaliśmy w 2023 roku. Przejęcie rządów nad Ameryką przez Homelandera (Antony Starr) bynajmniej nie umknęło uwadze dorastających supków, którzy – podobnie jak całe społeczeństwo – podzielili się na dwa przeciwstawne obozy polityczne.

Nasi główni bohaterowie – Marie (Jaz Sinclair), Emma (Lizze Broadway) i Jordan (London Thor/Derek Luh) – na początku zostają wypuszczeni zza kratek Vought i są zachęcani przez swych „przełożonych”, by wrócić na uczelnię. Tam czekają na nich ci, którzy pomogli w ich porwaniu – Cate (Maddie Phillips) i Sam (Asa Germann). Od pierwszych minut rodzi to nieustanne antagonizmy między młodymi supkami.
Będą oni mieli całe osiem odcinków (widziałem przedpremierowo wszystkie), by zakopać topór wojenny i zjednoczyć się w walce z zagrożeniem, z którym nie sposób zmagać się w pojedynkę. Zadanie o tyle utrudnione, iż rządy nad uczelnią przejął niejaki dziekan Cipher (Hamish Linklater, „Nocna msza”), wyjątkowo charyzmatyczny profesorek, który do sprawy supków podchodzi z ambicją godną samego Homelandera. Stawia on przede wszystkim na rozwój i kontrolę mocy młodych adeptów Vought.
Pokolenie V sezon 2 – o czym jest nowa odsłona spin-offu?
Jego dość kontrowersyjne (nawet jak na uniwersum „The Boys”) metody sprowadzają się do następującej zasady: albo uruchomisz swój potencjał, albo wylatujesz (czytaj: umierasz przygnieciony podczas sprawdzianu przez ogromnego supka-wikinga zwanego Vikorem). W międzyczasie nasza grupka grzebie w przeszłości placówki – natrafiając na (kolejny) równie tajny, co nieetyczny program – i mierzy się ze stratą Andre (filmowcy wpisali śmierć odtwórcy jego roli, Chance’a Perdomo, do fabuły 2. sezonu).

Rolę po zmarłym kompanie ekipy supków przejmie niejako jego ojciec, legendarny Polarity (Sean Patrick Thomas), który pomoże młodzianom w wielu krytycznych sytuacjach tego sezonu. Główna misja Marie (która walczy z byciem „wybrańcem pokroju Harry’ego Pottera”) i jej drużyny znów zabierze nas prosto do odrażającego podziemia Vought i korzeni Uniwersytetu Godolkina. Dla wielu z naszych postaci będzie to okazja, by pogodzić się z trudną przeszłością i przy okazji podreperować zdolności.
Fabularne założenie 2. sezonu „Pokolenia V” to w gruncie rzeczy powtórka z rozrywki kilku poprzednich odsłon „The Boys”. Przedstawia się to następująco: nasza tytułowa grupka odkrywa tajny plan, wchodzi coraz głębiej w jego machinacje, by po drodze poznać prawdę o sobie samych i wreszcie stawić czoła przeciwnikom. W międzyczasie czekają nas występy gościnne (dwa z nich mają całkiem spory wpływ na rozwój historii) i obowiązkowe absurdalne gagi pełne przemocy i seksu.
Choć uniwersum „Chłopaków” dalej broni się jako spójna całość, nietrudno zauważyć, iż powyższa formuła wsparta coraz bardziej łopatologicznym komentarzem społecznym, zaczyna się powoli wyczerpywać. Debiutancka odsłona „Pokolenia V” miała atut powiewu świeżości – uniwersytecki charakter teen dramy osadzonej na kampusie, gdzie moce bohaterów odpowiadały poszczególnym problemom/schorzeniom studentów, był największym plusem produkcji. W 2. sezonie, gdy stawka jest już znacznie większa, tego nie ma. Jest za to przeważająca chęć połączenia spin-offu z główną serią.
Pokolenie V sezon 2 – czy wciąż warto oglądać serial?
Szczęśliwie, showrunnerka tytułu, Michele Fazekas, postawiła na uroczy motyw przewodni 2. sezonu, w ramach którego nasi studenci będą musieli zmierzyć się z dojrzewaniem. Zostaje to wyrażone przede wszystkim za pośrednictwem – regularnie wspieranego przez nowego dziekana – rozwoju supermocy, ale do tego dochodzi kilka, mniej lub bardziej sprawnie napisanych wątków rodzinnych. Wówczas nasze supki staną w rozkroku między trudnym „wczoraj” i jeszcze trudniejszym „teraz”.

Dojrzewanie supków w 2. sezonie „Pokolenia V” to jednak jedyna wyraźna cecha charakterystyczna, która ostała się po ujmującej teen dramie z poprzedniej serii. Odnosi się bowiem wrażenie, iż – kiedy intryga boleśnie nie kręci się w miejscu – filmowcom zależy przede wszystkim na tym, by doprowadzić do ostatecznego crossoveru między spin-offem i „The Boys”. Był to oczywiście zamiar sygnalizowany od początku tytułu, niemniej na tym etapie odebrał on Pokoleniu V swobodę dorastania.
Największym plusem 2. sezonu „Pokolenia V” jest bez wątpienia Hamish Linklater odgrywający dziekana uniwerku z dezynwolturą godną najbardziej pomylonych członków Siódemki. To postać, która ma w zanadrzu sporo zapadających w pamięć scen, humorystycznych wstawek, od których nie zgrzytają zęby (pod względem komedii ten sezon stoi raczej kiepsko) czy wreszcie niezłych zwrotów akcji. Znów – szkoda studentów, ale to na niego polecam zwrócić największą uwagę.
Koniec końców „Pokolenie V” to seans względnie udany i przyjemnie niezobowiązujący – choćby jeżeli wydarzenia z uniwersum „The Boys” śledziliście ostatnio z przymrużonym okiem. Pomimo tego, iż humor to w tym momencie bardziej krindż niż edge, a studencka obyczajówka została zdominowana przez akcję, to wciąż kawał niezłej rozrywki. Lata świetności świat „Chłopaków” ma już chyba jednak za sobą. Niech to będzie najwyższy czas, by odebrać dyplom i zejść ze sceny.