Podróżująca razem

twojacena.pl 2 godzin temu

*Dziennik, 15 października*

Ogłoszenie o przyjeździe rozległo się po peronie, a Marek wyszedł z pociągu. Wracał do domu po tygodniu służbowego wyjazdu. Wszedł do przedziału i odnalazł swoje dolne miejsce. Gdy się rozlokowywał, usłyszał ciężki oddech za plecami. Odwrócił się starsza kobieta w jesiennym płaszczu i kwiecistej chustce stała naprzeciw, dźwigając podróżną torbę na kółkach, bardziej przypominającą plecak.

No tak pomyślał babcia pewnie będzie się prosić o dół.

Synku, sprawdź, ale chyba mam dolne miejsce powiedziała, łapiąc powietrze.

Rzeczywiście, miała dół. Zaczęła krzątać się, układając rzeczy. Marek zauważył, iż sąsiadka ma ze siedemdziesiąt lat. interesujące pomyślał w tym wieku jeździ, zamiast siedzieć w domu.

W końcu usiadła, składając pomarszczone dłonie na kolanach. Pasażerowie wchodzili do przedziału, ale górne miejsca obok pozostawały puste. Marek już pogodził się z myślą, iż całą drogę spędzi w milczeniu z staruszką.

Pociąg ruszył. Konduktorka przyniosła pościel. Kobieta natychmiast zaczęła ścielić łóżko, starannie układając koce. Potem westchnęła i pierwsza przerwała ciszę:

Niewygodne to łóżko, w domu mam miękką pierzynę, a tu kości poobijam. Od młodości nie jeździłam, myślałam, iż już nigdy nie wsiądę do pociągu.

Marek skinął głową, nie odzywając się.

Nazywam się Halina Stanisławówna. A ty jak?
Marek.
A po ojcu?
Kazimierzowicz. Wystarczy Marek.
No dobrze, młody jesteś, można po imieniu. Do rodziny jedziesz?
Dlaczego do rodziny? zdziwił się. Wracam z delegacji.
O, to dobrze. A ja ja właśnie od rodziny uciekam na starość. Urwała, patrząc w okno. Marek dostrzegł łzy, choć nie płakała. Zrobiło mu się głupio, iż od początku był nieuprzejmy.

A pani jedzie do domu, czy od domu? zapytał, próbując naprawić błąd.
Od domu, synku, od domu. Tylko dobę jadę, a już nerwowo.
Do kogo jedziecie?
Do córki. Halina wyciągnęła chusteczkę i otarła łzę.
Powinniście się cieszyć, a płaczecie.
Cieszę się. Pięć lat nie widziałyśmy się, myślałam, iż już nigdy
Pokłóciłyście się?
Pokłóciłyśmy, synku, i to z własnej woli. Oba nasze charaktery to ogień i woda. Dumę miałyśmy jak wieże, a teraz żal. Wychowywałam ją samotnie, po śmierci męża. Ciągle się kłóciłyśmy. Wyszła pierwszy raz za mąż na złość mnie, ale małżeństwo się rozpadło. A ja zamiast wspierać, tylko ją krytykowałam. Wnuczkę przeciwko mnie zwróciła, wszystko na opak. Pięć lat temu sprzedała mieszkanie i wyjechała, nie mówiąc dokąd. Chodziłam choćby na policję, szukałam bałam się, bo jechała z dzieckiem.

Potem dała znać listem: pisze, iż dobrze jej się wiedzie, iż wyszła znów za mąż, ale żebym nie szukała i nigdy nie przyjeżdżała. I tak żyłam z tym ciężarem. Z czasem zrozumiałam, iż też byłam winna. Może nie słuchała, ale to moja krew.

Rok temu przyszło pismo od córki. Napisała, gdzie mieszka, iż dawno się rozwiódł, iż została babcią i pytała o moje zdrowie. Płakałam całą noc. Odpisałam, iż bez nich nie ma dla mnie życia. Potem zadzwoniłyśmy, pogadałyśmy i obie zrozumiałyśmy, iż żadna nie była święta.

Wnuczka urodziła dziecko mam już prawnuka. Kinga teraz jej pomaga, sama nie może przyjechać, więc zaprosiła mnie do siebie. Postanowiłam jechać, bo kto wie, ile mi jeszcze zostało? Ciśnienie szwankuje, zdrowie nie to Chcę je zobaczyć.

Marek milczał. Ta historia wbiła mu się w serce. Przypomniał sobie własną matkę, którą odwiedzał rzadko. Mieszkała na wsi z jego starszą siostrą zawsze myślał, iż Jadwiga się nią zajmie. Ale po opowieści Haliny coś ścisnęło go w piersi. Matka tęskni. To on jest synem.

Resztę drogi spędzili na rozmowie czas minął niepostrzeżenie. Pomógł jej wysiąść, zauważył kobietę, która szła w ich stronę, rozglądając się nerwowo. Odstąpił. Dwie kobiety spotkały się wzrokiem, rzuciły sobie w objęcia i długo nie mogły się rozstać. Płakały. Ten widok był tak wzruszający, iż Marek nie wątpił będą szczęśliwe.

Odszedł na bok, sięgnął po papierosa. Jakoś się wzruszył. Wyciągnął telefon, wybrał numer matki. Po prostu chciał powiedzieć: *Mamo, dojechałem. W weekend przyjadę.*

Czasem wystarczy spotkać obcą osobę, by zrozumieć, jak bardzo krzywdzimy tych, którzy na nas czekają.

Idź do oryginalnego materiału