Podróżniczka

twojacena.pl 1 miesiąc temu

Dworzec był pełen ludzi, gdy Krzysztof wyszedł na peron. Po tygodniu służbowego wyjazdu wracał do domu. Wszedł do przedziału wagonu sypialnego, odnalazł swoje dolne miejsce. Gdy się rozlokowywał, usłyszał ciężki oddech za plecami. Obrócił się starsza kobieta z walizką na kółkach, w jesiennym płaszczu i kolorowej chuście, stała naprzeciw, łapiąc powietrze.

No tak, pomyślał Krzysztof, babcia pewnie będzie prosić o dolne miejsce.

Spójrz, synku, chyba mam dolne powiedziała, wciąż dysząc.

Rzeczywiście, miejsce było dolne. Kobieta zaczęła się krzątać, układając swoje rzeczy. Krzysztof przyjrzał się jej miała ze siedemdziesiąt lat. Ciekawe, pomyślał, w takim wieku i jeszcze podróżuje. Nie lepiej w domu?

W końcu usiadła na swojej pryczy, składając pomarszczone dłonie na kolanach. Do przedziału wchodzili kolejni pasażerowie, ale górne miejsca pozostawały puste. Krzysztof już pogodził się z myślą, iż całą podróż spędzi z milczącą staruszką.

Pociąg ruszył. niedługo pojawiła się konduktorka, przynosząc pościel. Kobieta natychmiast zabrała się do ścielenia łóżka, starannie rozkładając prześcieradło. Potem znów usiadła i pierwsza przerwała ciszę:

Nie przywykłam już do takich posłań. W domu mam miękkie łóżko, a tu kości połamię. Od młodości nie jeździłam, a już myślałam, iż nigdy więcej nie wsiądę.

Krzysztof tylko skinął głową.

Nazywam się Halina Józefowa. A ty jak?
Krzysztof.
A po ojcu?
Stanisławowicz. Można po imieniu.
No tak, młody jesteś, można i tak. Do rodziny jedziesz?
Dlaczego do rodziny? zdziwił się. Z delegacji wracam.
A, do domu to dobrze. A ja ja z domu uciekam na starość. Kobieta urwała, patrząc w okno. Krzysztofowi wydało się, iż ma łzy w oczach, choć nie płakała. Zrobiło mu się głupio, iż tak oschle ją potraktował.

A pani? Też do domu, czy? zapytał, próbując naprawić wrażenie.
Z domu, synku, z domu Tylko dobę jadę, a już mnie niepokój rozbiera.
Do kogo jedziecie?
Do córki. Halina Józefowa wyciągnęła chusteczkę i otarła łzę.
Powinna pani się cieszyć, a płacze.
A ja się cieszę. Pięć lat się nie widziałyśmy. Już myślałam, iż nigdy więcej
Pokłóciłyście się?
Pokłóciły, synku, z własnej woli. Charaktery nam spokoju nie dawały, duma przeszkadzała. Odkąd dorosła, tylko się kłóciłyśmy. Wychowałam ją bez ojca, różnie bywało. Wyszła pierwszy raz za mąż na złość mnie, ale nie wyszło. A ja zamiast wesprzeć, tylko ją krytykowałam I tak do końca. Wnuczkę przeciwko mnie nastawiła, wszystko na opak robiła. A pięć lat temu sprzedała mieszkanie i wyjechała, choćby nie mówiąc dokąd. Chodziłam na policję, pytałam martwiłam się, bo z wnuczką pojechała.

Później dała znać. Napisała, iż jej dobrze, iż znów zamąż poszła, ale żebym nie szukała i nigdy nie przyjeżdżała. I z tym ciężarem żyłam te lata. Z czasem zrozumiałam, iż i ja nie byłam święta. Może nie słuchała, ale przecież to moja córka.

A rok temu przyszło pismo. Napisała, gdzie mieszka, iż się rozwiodła, iż już babcią została i pytała o moje zdrowie. Całą noc płakałam. Potem odpisałam, iż bez nich życia nie ma. Telefonowaliśmy, pogadałyśmy I obie zrozumiałyśmy, iż winne były obie.

Wnuczka ma już dziecko prawnuka mi dała. I córka teraz jej pomaga, sama przyjechać nie może, więc mnie zaprosiła. Pojadę, póki czas. Nie wiadomo, ile mi zostało zdrowie nie to co kiedyś, ciśnienie dokucza Chcę je zobaczyć.

Krzysztof milczał. Ta historia wbiła mu się w serce. Przypomniał sobie o własnej matce, którą rzadko odwiedza. Mieszka na wsi, razem z jego starszą siostrą zawsze myślał, iż siostra się nią zajmie. Ale teraz, po słowach tej kobiety, w piersi zabulgotał żal. Przecież to on jest synem matka za nim tęskni.

Resztę drogi spędził, rozmawiając z Haliną Józefową. Czas minął niepostrzeżenie. Pomógł jej wysiąść, i wtedy zobaczył w ich stronę szła elegancka kobieta, niespokojnie rozglądając się po peronie. Krzysztof odsunął się na bok. Dwie kobiety spotkały się wzrokiem, rzuciły sobie w ramiona i długo nie mogły się rozstać. Płakały. Ten widok był tak wzruszający, iż nie miał wątpliwości wszystko między nimi będzie dobrze.

Odszedł na bok. Zapalić by się chciało. I w ogóle jakoś się rozkleił. Wyjął telefon i wybrał numer matki. Po prostu chciał powiedzieć:

Mamo, dojechałem. W niedzielę przyjadę.

Czasem wystarczy obcy człowiek, byśmy zobaczyli siebie w jego smutnej historii i zrozumieli, co naprawdę ważne.

Idź do oryginalnego materiału