Podróże małe, nieduże: Szczecin

kulturaupodstaw.pl 6 godzin temu
Zdjęcie: fot. Dawid Tatarkiewicz


A dlaczego tak? Przecież to poniekąd wzajemnie wykluczające się kierunki – powie ktoś, kto choćby pobieżnie zna geografię. I będzie miał rację. Ale to właśnie dziś odbyła się wycieczka animatorów związanych z tutejszym Centrum Kultury, w związku z przypadającym niedługo ich świętem. I to właśnie tu mieliśmy – my, wyjeżdżający – miejsce zbiórki.

Że takowe święto istnieje – a uściślając: Dzień Animatora Kultury – nie miałem zielonego pojęcia. Aż do pewnego pięknego dnia, kiedy to samotnie przemierzałem wielkopolskie szlaki. No, nie do końca samotnie. Byłem z aparatem fotograficznym.

W międzyczasie, kątem oka, w oddali ujrzałem żółtą sylwetkę autokaru, który podjechał tam, gdzie mieliśmy się spotkać. Niemniej, pozostając w trybie fotograficznym, nie od razu podążyłem w jego kierunku. Będąc jednocześnie w trybie kolorystycznym, skorzystałem ze sposobności utrwalenia drzewa, które podświetlało nisko jeszcze operujące na nieboskłonie słońce.

I to właśnie tam, podczas tych chwil błogości, upływających na poszukiwaniu i utrwalaniu znalezionych w naturze obrazów fotograficznych, przyszedł do mnie przemiły sms z propozycją wyjazdu, przesłany przez tę prężnie i życzliwie wobec swoich pracowników działającą instytucję.

Początek przygody

Na miejscu zbiórki w Czempiniu byłem, nie chwaląc się, pierwszy. Pociąg przyjechał punktualnie, tak więc zameldowałem się już pół godziny przed siódmą. Postanowiłem pokontemplować okolicę z opcją wykonania fotografii. Na efekty nie czekałem długo.

Miś wylegujący się od rana na trampolinie przywołał mnie niepostrzeżenie i tak też wykonałem tę fotografię.

Rejs przez historię

W otoczeniu podobnych kolorów miałem znaleźć się już wkrótce. W najstarszym nieprzerwanie działającym kinie na świecie, o wdzięcznej nazwie „Pionier”, do którego zaprowadzili nas nasi przewodnicy – uśmiechnięci pracownicy szczecińskiego Domu Kultury „Krzemień” – byliśmy krótko. Wszystko po to, by zdążyć na rejs statkiem o wdzięcznej nazwie „Odra Queen”. Idąc do portu minęliśmy katedrę i imponującą, bialutką bryłę Zamku Książąt Pomorskich.

Z pokładu jednostki pływającej mogliśmy obserwować między innymi teren Stoczni Szczecińskiej. W tym miejscu warto wspomnieć, iż Porozumienia Sierpniowe podpisano wcale nie w Gdańsku, ale dzień wcześniej, właśnie w Szczecinie.

Tyle tylko, iż świat nie mógł się o tym dowiedzieć, gdyż na teren tutejszego zakładu nie wpuszczono przedstawicieli mediów. Taka to historia! Nie muszę chyba dodawać, iż to na naszej, poznańskiej ziemi, robotnicy pierwszy raz głośno upomnieli się o swoje prawa, czego 69. rocznicę właśnie obchodziliśmy.

Od strony wody pięknie prezentowały się Wały Chrobrego. Obchody bardzo okrągłej rocznicy koronacji tego króla (przypomnijmy – odbyła się w Gnieźnie tysiąc lat temu i był to nasz pierwszy koronowany władca), które rozlały się po kraju jak długi i szeroki, uczciłem podziwiając je i wykonując im pamiątkową fotografię. Z jakim współczesnym województwem był związany ów władca? I gdzie spoczywa jego ciało? O tym, jako Wielkopolanin i poznaniak, przez skromność, nie wspomnę.

Na wodzie rozgrywane były równolegle młodzieżowe regaty w czwórkach kajakowych, a nieco dalej, raz po raz przepływały na silnikach mniejsze jednostki, ze skuterami włącznie, było więc gwarno i wesoło. Swoje trzy grosze do ogólnego zgiełku życia dokładały okoliczne mewy. Całość napełniała człowieka przejęciem i pozytywną energią.

Niezmiernie miło było przepływać (i to dwukrotnie!) koło przesmyku, prowadzącego wzrok ku czwartemu pod względem wielkości (powierzchni lustra wody) jezioru Polski, o nieco dendrologicznie brzmiącej nazwie Dąbie. Sumarycznie rejs trwał około godziny i w zasadzie nie wiem, kiedy ten czas – jak by to powiedzieć? – upłynął…

Nie tak znowu często mieszkaniec centralnej części kraju ma okazję poruszać się statkiem po drodze wodnej łączącej Szczecin ze Świnoujściem, obserwując plenery wręcz filmowe, łączące krajobraz antropologiczny z naturalnym. Trzeba jednak powiedzieć, iż i na Warcie czeka na turystów i autochtonów żądnych (motoro)wodnych wrażeń, niejedna jednostka pływająca.

Głośno myślę

Kiedy na powrót osiągnęliśmy ląd, a mieć grunt pod nogami to dla stworzeń lądowych jednak miłe uczucie, przewędrowaliśmy w kierunku świata muzyki.

Prym w tym zakresie wiedzie Filharmonia Szczecińska. Budynek nietuzinkowy, uhonorowany niejedną nagrodą branżową, również w środku robiący niesamowite wrażenie. Powiem tak: w największej sali koncertowej, ze względu na doskonałą akustykę, bałem się głośno myśleć.

Oczywiście, można powiedzieć: cudze chwalicie, swego nie znacie. Mamy przecież w Poznaniu zacną Aulę Uniwersytecką, która gościła wielu wybitnych artystów, a to niejedyne miejsce, w którym się u nas koncertuje. Niemniej, wydaje mi się, iż w naszym mieście bezpośrednim nawiązaniem do tego typu nowoczesnej architektury będzie nowa siedziba Teatru Muzycznego. Tak przypuszczam.

Małe czy duże?

Mogłoby się wydawać, iż Szczecin, w dodatku w wersji via Czempiń, to podróż niemała. Faktycznie, była większa od tych, które zwykle opisuję w tym cyklu. To znaczy: jechaliśmy dalej.

Ale proszę zauważyć, iż przy długich aktualnie dniach, wstając w miarę wcześnie i nie idąc spać za szybko, możemy pozwolić sobie na jednodniową wycieczkę choćby poza nasze województwo. choćby do Szczecina. Na miejscu, siłą rzeczy, jesteśmy nieco krócej, ale wcale niekrótko.

Jeśli więc uznać, iż również droga jest celem, mamy przed sobą piękną perspektywę. Czego życząc – to jest takiej perspektywy – kończę swoje dzisiejsze rozważania. A gdyby komuś było ich mało, wówczas zapraszam do wcześniejszego tekstu, który opisuje mój tegoroczny tour po wybrzeżu. Szczeciński wyjazd był poniekąd jego przedłużeniem i dopełnieniem.

Warto raz po raz wyjechać, choćby po to, by z nowej perspektywy spojrzeć na nasze miasto i województwo. I docenić to, co mamy u siebie!

Idź do oryginalnego materiału