Żyjemy w rzeczywistości, w której chcemy być produktywni 24 godziny na dobę. choćby jak odpoczywamy, to robimy to aktywnie. choćby jak biegamy, to słuchamy podcastów. choćby jak śpimy, to uczymy się języków. Czyżbyśmy zapomnieli o tym, iż każdemu z nas potrzebna jest też bezproduktywność? Nicnierobienie? Odcięcie od bodźców? Czy tracenie czasu, „przebimbywanie” go, może być wartością? Czym adekwatnie jest wolny czas? Czy to czas, który płynie nam po prostu wolniej? Czy raczej czas, w którym wolno nam robić, co chcemy, wolny od „muszę”, „powinnam”. A może to czas, w którym wolno nam też nie robić nic?