Próbne spotkanie
„Jakież to życie bywa nieprzewidywalne” myślała sobie Weronika, siedząc samotnie w swoim mieszkaniu. „Ludzie żyją razem latami, a potem nagle rozchodzą się jak obcy. Dziwne to.” Znała wiele takich przypadków, a i sama miała podobne doświadczenie. Wprawdzie nie spędziła wiele czasu ze swoim tyranem, ale i tak zostało to w niej jako gorzka pamiątka.
Weronika niedawno przeszła na emeryturę i została sama. Córka, już zamężna, mieszkała w mieście ze swoją rodziną. Wyjechała z rodzinnej wsi po skończeniu szkoły, rozpoczęła studia, a potem wyszła za mąż. Teraz tylko od święta przyjeżdża oboje z mężem pracują, wnuczka chodzi do szkoły.
Kiedy jeszcze pracowała, koleżanki z pracy namawiały ją:
Werka, no jak tak można żyć sama? Przecież pełno wolnych mężczyzn w okolicy. Są wdowcy, są rozwodnicy nie wszystkim przecież życie rodzinne się ułożyło. Może ogłoszenie byś dała? Albo w gazecie, albo w internecie
Boję się pierwszego kontaktu, sama do faceta dzwonić? wzdragała się. A zresztą, jeżeli mężczyzna jest po rozwodzie, to coś w nim musi być nie tak. Od dobrych mężów żony nie odchodzą, a porządni faceci zwykle są zajęci. Nie ufam im.
Werka, nikt cię przecież nie zmusza do ślubu! Pogadasz, a jak nie podejdzie więcej nie zadzwonisz. Co w tym złego? najbardziej naciskała Bronisława, która sama poznała męża przez ogłoszenie i teraz żyła szczęśliwie, rozdając rady innym.
**Znajomość przez ogłoszenie**
W końcu Weronika się zdecydowała. Pierwszy raz było dziwnie i strasznie wykręcić numer z gazety, ale potem przyzwyczaiła się.
W sumie, o co tu chodzi? Rozmawiamy przez telefon, nie widzimy się jak nie pasuje, to nie odbieram więcej.
Dzwoniła kilka razy. Faceci bywali różni, ale już po pierwszej rozmowie wiedziała, czy warto kontynuować. Powoli zaczęło się w niej coś zmieniać.
W końcu w rodzinie nie zawsze mężczyzna jest winny. My, kobiety, też bywamy różne. Rozwód to ciemna sprawa nigdy nie wiadomo, jak było naprawdę.
Z czasem Weronika nawiązała kilka znajomości, ale żaden mężczyzna nie wzbudził w niej większego zainteresowania. Starała się unikać rozwodników ciągle im nie ufała. Ale los zrządził inaczej. Poznała Józefa. Od razu spodobali się sobie przez telefon. Rozmawiali długo.
Józef mieszkał w sąsiedniej wsi, miał własny dom i gospodarstwo. To on pierwszy zaproponował spotkanie.
Przyjedź do mnie, Weronika. Przecież już tyle ze sobą gadaliśmy. Gdybym ci nie pasował, dawno byś mnie oleiła. Spotkamy się, dobra?
Dobrze, umówione zgodziła się.
Podobał się jej jego sposób bycia, szacunek dla kobiet. Nie mówił źle o byłej żonie. Rozstali się po latach małżeństwa, gdy dzieci już były dorosłe i usamodzielnione.
Pewnie były jakieś powody myślała.
Nie pytała o szczegóły sama nie lubiła wracać do przeszłości. Ale zaniepokoiła ją jedna rzecz.
Józef, a widujesz się z dziećmi? Odwiedzają cię?
Nie. Stoją po stronie matki, choćby nie dzwonią odparł krótko.
Co by się nie działo między rodzicami, dzieci powinny mieć kontakt z ojcem myślała Weronika. jeżeli tego kontaktu nie ma, to coś tu jest nieczyste.
**Spotkanie i gościna**
W końcu pojechała do niego. Wysiadła na przystanku, który wskazał przy skrzyżowaniu z wielkim transformatorem. Czekał tam na nią wysoki, przystojny mężczyzna.
Weronika?
Tak, to ja uśmiechnęła się, co widocznie mu się spodobało.
No to ja jestem Józef. Chodź, mój rumak czeka wskazał na czarny terenowy samochód. Pojedziemy, zobaczysz, jak żyję.
Spodobało jej się, iż przyszedł z kwiatami i nie kazał jej czekać. Do domu dojechali szybko. Dom był duży, zadbany widać było, iż gospodarz dba o porządek.
Chyba sam jest czysty, skoro tu tak ładnie myślała. Przecież od rozwodu minęło już trochę czasu.
Ale gdy chodziła po domu, zaczęły ją nachodzić wątpliwości.
Żona odeszła, zostawiając mu cały dom. Co ją do tego zmusiło? Przecież włożyła tu tyle pracy
Siadaj, zaraz będzie herbata zaproponował Józef.
Pomóc ci? spytała z grzeczności.
Nie, dam radę sam.
Wyjął z szafki filiżanki, herbatę już miał przygotowaną. Pokroił ciasto, podał jej kawałek.
Może wina? zaproponował.
Nie, dziękuję. Nie pijam.
Ja też rzadko, tylko od święta.
Gawędzili sobie, Weronika chwaliła dom.
Bardzo ładny masz dom, Józef. Widać, iż dbasz.
**Próba gospodarności**
No jakżeby inaczej? Dom wymaga ręki gospodarza przechwalał się, rozglądając po kuchni.
Po herbacie nagle oznajmił:
No to teraz, Weronika, będę cię sprawdzał
Jak to?
A tak. Sprzątaj teraz stół, umyj naczynia, potem podłogę. Potem pójdziemy do obory zobaczymy, czy umiesz doić krowę.
Weronika oniemiała. choćby gdyby nie powiedział tego tak bezceremonialnie, sama by posprzątała. Ale to, jak stanął nad nią i obserwował każdy ruch, zirytowało ją.
Podłogi ci nie umyję, Józefie. Mógłeś po prostu powiedzieć: «Zajmij się tu, a ja pójdę do obory». Wiem, jak sprzątać. Nie podoba mi się to, co robisz powiedziała twardo.
Próbował to obrócić w żart, ale nalegał, by doiła krowę. W końcu się otworzył:
Skoro jesteśmy tacy szczerzy, to powiem ci od razu kobieta, która do mnie przyjdzie, musi mieć wiano. Żeby było po równo. Przyprowadzisz swoją krowę, kury, owce. Nie sprzedawaj ich rodzinie przyjadę i wszystko zabiorę.
Weronika parsknęła śmiechem.
Józefie, ależ ty jesteś spryciarz! Jeszcze choćby nie pomyślałam o związku, a ty już planujesz, jak moje zwierzęta tu przywieziesz. Myślisz, iż skoro podoba mi się twój dom, to od razu chcę się do ciebie wprowadzić? Nie, dziękuję. Ani ty mi się podobasz, ani twoje warunki. Szukasz kogoś, kto będzie na ciebieWeronika wyszła z jego domu, postanawiając już nigdy nie odpowiadać na ogłoszenia rozwodników, bo teraz wiedziała na pewno od dobrych mężów żony nie odchodzą.