gdy w sercu zaczyna mi chrobotać nadmierny
i śmierdząco obciachowy sentymentalizm,
kiedy rozrzewniam się pod byle pretekstem,
mentalnie zakładam bamboszki i,
wziąwszy druty i włóczkę,
sadowię się w bujanym fotelu
– przychodzi opamiętanie, świta jedna z myśli:
WWMMD?
WWJND?
WWND?
What Woud Marilyn Manson Do?
What Would Jon Nödtveidt Do?
What Would Nergal Do?
wtedy śmieje się ze mnie własne, bezczelne ryło,
przechodzi chęć, by zatrzymać tę firanuś, serwetuś,
czy inne dziadostwo. do pieca, podrzeć, połamać
szczeble klatki malowane w ludowe róże i gerbery!
i - na chama, w skórzanej kurtce i promilami w mięchu!
podeszwami po pamiątkach z pielgrzymek, na które
jeździła matka, w ogóle: po pamiątkach!
tratować wspomnienia, a na gruzach pisać ikonę
przedstawiającą byłego prezydenta
schlanego na mównicy!
WWGGAD?
What would GG Allin Do?
a co Sid Vicious?
ich też brałaby melancholia, mieliby opory
przed wyrzuceniem przedmiotów, które należały
do zmarłych członków ich rodzin? taa, jasne.
...a powietrzny koszyczek się plecie, taki na świeconkę,
niewidzialne obrazki z Jezuskami odrastają na ścianach.
kulę się, niemal czuję na skórze, jak pada deszcz
pisanek i paciorków z licheńskiego różańca.