Pobraliśmy się młodo — ja miałem 22 lata, Maria 20. Urodziło się dwoje dzieci. Gdy były małe, łączyła nas wspólna troska o nie. Ale z czasem dzieci podrosły, a my z Marią zaczęliśmy się od siebie oddalać. Czułem, iż to koniec. Że nasz związek się wypalił. Coraz częściej się kłóciliśmy, nie potrafiliśmy spokojnie porozmawiać. Coraz częściej myślałem, iż ślub z Marią był pomyłką. Że do siebie nie pasujemy. Wszystko, co robiła, zaczęło mnie drażnić.
W końcu podjąłem decyzję: rozwód. Ale jeszcze przed tym wyjazd. Plan był prosty — zarobić, przemyśleć, wrócić i zakończyć sprawę. Maria nie wiedziała, iż to mój plan. Miała się dowiedzieć po fakcie.
Za granicą wszystko wyglądało inaczej. Nowi ludzie, inne zwyczaje, obca mentalność. Byłem sam w obcym kraju. I po raz pierwszy od dawna miałem tyle czasu dla siebie. Życie rodzinne, praca, dzieci – zawsze ktoś obok. A teraz – cisza, samotność i ja sam ze swoimi myślami.
Wieczorami, gdy nie było pracy, rozmyślałem. Zdałem sobie sprawę, iż przez całe życie byłem otoczony ludźmi – rodzina, szkoła, studia, przyjaciele, potem żona, dzieci… A teraz byłem tylko ja. I czułem się dziwnie. Niekomfortowo. Samotność była lustrem – zobaczyłem w niej samego siebie. I nie wszystko mi się podobało.
Zacząłem się tłumaczyć: skoro i tak rozwód, mogę poszukać kogoś nowego. I tak poznałem Irinę. Piękna, inteligentna, mieszkała za granicą od 15 lat. gwałtownie złapaliśmy kontakt. Ale jeszcze szybciej wszystko zaczęło mnie w niej drażnić. To samo, co wcześniej irytowało mnie w Marii. Te same sytuacje, te same nieporozumienia, to samo poczucie niezrozumienia. Historia się powtórzyła.
Nasza relacja się rozpadła. Ja wracałem do Polski. I już wiedziałem – nie chcę rozwodu.
W tym czasie wiele zrozumiałem. jeżeli w różnych kobietach drażni mnie dokładnie to samo, to może problem nie leży w nich. Może to ja jestem źródłem problemu. Może to ja nie potrafię przyjąć drugiego człowieka takim, jakim jest.
Spojrzałem na Marię inaczej. Zobaczyłem w niej lekkość, prostotę, radość, dobroć, którą wcześniej ignorowałem. A jeszcze kilka miesięcy wcześniej wydawała mi się ciężka, wiecznie niezadowolona, zamknięta. Teraz widziałem ją jako bliską, wyjątkową osobę.
Dopiero samotność dała mi szansę poznać siebie. I przestać przerzucać własne frustracje na drugiego człowieka. To doświadczenie zmieniło mnie. Nauczyło mnie wdzięczności. I pokory.
Maria znów stała się dla mnie tą jedyną. I tylko żal, iż musiałem przejść tak długą i bolesną drogę, by to zrozumieć.