Po ośmiu latach miłości odszedł… Powiedział, iż „tak będzie lepiej

twojacena.pl 2 godzin temu

**Dziesięć lat miłości, a on po prostu wyszedł… Powiedział, iż tak będzie lepiej**

Dziennik, wtorek

Nazywam się Kinga, mam dwadzieścia osiem lat, mieszkam w Poznaniu i jestem teraz w takim stanie, gdy dusza krzyczy, ale nikt nie słyszy. To, co mi się przytrafiło, może wydawać się zwykłą, wręcz banalną historią. Pewnie są ich tysiące. Ale gdy ból dotyka ciebie osobiście, przestaje być codziennością. Dławi od środka, odbiera sen i nie wiesz, jak wstać rano.

Spędziłam osiem lat z człowiekiem, który miał być moim na zawsze. Nazywał się Bartosz. Poznaliśmy się, gdy miałam dziewiętnaście lat, i od tamtej pory nie rozstawaliśmy się ani na dzień. Przeszliśmy przez wszystko razem: pierwszy wynajęty pokój, studenką biedę, nieprzespane noce przed egzaminami, pierwsze prace, pierwsze błędy. Dorastaliśmy razem. Znał mnie jak nikt. Wierzyłam, iż jeżeli coś jest wieczne, to właśnie my.

A potem, tydzień temu, wszystko się skończyło.

Po prostu usiadł obok i powiedział:
Kinga, chcę, żebyśmy się rozstali. Nie czuję już, iż mamy wspólną przyszłość. Kocham cię, ale to nie to samo To będzie lepsze dla nas obojga.

Zamarłam. Wydawało się, iż w pokoju zabrakło powietrza. Nie rozumiałam, co się dzieje. Nie kłóciliśmy się. Nie było zdrady, dramatu, kłamstw. Byliśmy tak myślałam szczęśliwi. Codziennie mówił, iż mnie kocha. Każdego wieczoru przytulał się, zasypiając. Czy to wszystko było kłamstwem?

Zapytałam: Masz kogoś?

Spuścił wzrok: Nie. Po prostu wszystko się zmieniło. Nie umiem tego wytłumaczyć. Po prostu nie czuję tego, co kiedyś.

A ja wciąż czuję. Kocham go. Nie tak, jak za młodu szaleńczo, z burzą w sercu. Teraz inaczej głęboko, cicho, jak powietrze, jak oddech. On był moją rodziną. Był moim człowiekiem. A przynajmniej tak myślałam.

Tysiące pytań wiruje mi w głowie. Może kłamie? Może zakochał się w innej? A może po prostu przeraził się odpowiedzialności? Może ktoś mu powiedział, iż w wieku trzydziestu lat życie dopiero się zaczyna, a ja jestem tylko rozdziałem, który trzeba zamknąć?

Ale dlaczego nie powiedział prawdy? Dlaczego zostawił mnie w tej pustce, gdzie wszystko się rozpada, ale nie ma się czego złapać?

Próbowałam z nim rozmawiać. Błagałam o wyjaśnienia. Chciałam zrozumieć. Chciałam, żeby dał mi szansę walczyć, odzyskać uczucie, spróbować jeszcze raz. Ale był spokojny. Zbyt spokojny. I to właśnie zabijało mnie najbardziej.

Powiedział:
Po prostu doszliśmy do końca. Nie szukaj winnych.

Ale skoro nikt nie zawinił, dlaczego czuję się jak ukarana?

Teraz jestem sama. Wracam do domu, a wszystko o nim przypomina. Jego kubek, którego nigdy nie umył. Jego poduszka, której nie potrafię wyrzucić. Jego szczoteczka do zębów, której nie mam serca usunąć. choćby cisza w mieszkaniu brzmi jego głosem.

Pracuję, załatwiam sprawy, uśmiecham się do znajomych. Wszyscy myślą, iż wszystko w porządku. A we mnie pustka. Taka, iż chce się wyć.

Czytam w internecie cudze historie. Ktoś przeżył zdradę, ktoś śmierć ukochanego, ktoś rozwód z dziećmi. Czytam i próbuję sobie wmówić, iż mój ból nie jest najgorszy. Że dam radę. Że z czasem będzie lżej. Ale na razie nie jest.

Najgorsze nie jest samo odejście, tylko brak zrozumienia. Byliśmy przecież razem. Byliśmy jednością. Jak można tak po prostu wyjść? Bez słowa. Bez próby ratunku. Jak można kochać osiem lat i postawić kropkę?

Piszę to nie po to, by wzbudzić litość. Nie. Po prostu nie wiem, jak przetrwać to milczenie. To ciągłe pytanie bez odpowiedzi: dlaczego?

Jeśli ktoś to czyta i przeżył coś podobnego powiedz, jak sobie poradziłeś? Jak znów uwierzyć, iż miłość to nie kaprys, nie chwilowa fascynacja, ale coś prawdziwego?

Jeszcze nie wiem, jak żyć dalej. Ale wiem jedno ja nie udawałam. Moje uczucie było prawdziwe. Kochałam naprawdę. A jeżeli on tego nie potrafił zachować to on stracił więcej. Bo ja wciąż umiem kochać. A on po prostu uciekł.

**Dziś zrozumiałem jedno: czasem największym błędem jest trwać w czymś, co już umarło, tylko dlatego, iż kiedyś było żywe.**

Idź do oryginalnego materiału