Superman (David Corenswet), najpotężniejszy z superbohaterów, staje do walki z Lexem Luthorem (Nicholas Hoult), ucieleśnieniem agresywnego, korporacyjnego kapitalizmu. Chorobliwie ambitny, dysponujący niezmierzonym bogactwem Luthor jest gotowy wywołać międzynarodowy konflikt tylko po to, żeby mieć pretekst do zniszczenia Supermana. Gunn, na ile tylko konwencja pozwala, niuansuje postacie obu antagonistów. Jego „Superman” jest nie tylko rozrywkową historią walki dobra ze złem, ale także (uproszczoną) refleksją o społecznych podziałach, polityce robionej za pośrednictwem mediów, ludzkiej podatności na wpływy. Nie reinterpretuje komiksowego mitu, raczej próbuje dostosować go do nowej rzeczywistości kształtowanej przez media społecznościowe i coraz większą polaryzację poglądów. Superman, niegdyś symbol dumy i siły, dziś musi resztkami sił powstrzymać kraj przed rozpadem.
Czytaj też: Superman powraca. pozostało nadzieja dla herosów
Obrońca uciśnionych
Czy istnieje bohater bardziej kojarzony z amerykańską kulturą masową i komiksową ekspansją?