Najlepsza polska komedia? Oczywiście „Miś”. A tak się składa, iż 4 maja przypadła „okrągła rocznica” premiery kultowego filmu Stanisława Barei i Stanisława Tyma. Dzisiaj już wiemy po co jest ten „Miś”!
„Miś” przetrwał. Nie skończył na śmietniku historii jako zużyta satyryczna pała na miniony ustrój. Kultowe sceny i teksty z „Misia” przeżyły PRL i bawią kolejne pokolenia. Jak komedia Barei i Tyma prześlizgnęła się przez cenzurę? Jak odbierali ją w 1981 roku krytycy? Przede wszystkim – o czym naprawdę jest „Miś”?
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na
Facebooka i
„Miś” kontra cenzura
Stworzenie „Misia” w okresie komunistycznej cenzury wydaje się wyczynem ekstremalnym. Nie dość, iż reżyser Stanisław Bareja i współautor scenariusza Stanisław Tym dostali lichy przydział taśmy filmowej na metry (brakowało jej choćby na duble), to gdyby przegrali walkę z cenzorami, taśma z „Misiem” trafiłaby do fabryki grzebieni. Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk zgłosił zastrzeżenia do ponad trzydziestu scen. Zakazano m.in. sceny, w której ludzie zlizują z ulicy rozlany spirytus (Tym miał widzieć takie zajście podczas okupacji), a główny bohater nie mógł nazywać Nowohucki, bo budził wiadome skojarzenia.
Wyobraziłem sobie teorię szczęśliwego człowieka – o ile mój film zobaczy milion ludzi, to będzie dwa miliony szczęśliwogodzin. To więcej niż życie jednego człowieka. W ten sposób kręcąc jeden film stwarzałem jednego szczęśliwego człowieka od narodzin do śmierci. Wydaje mi się, iż to dużo, bo ludzie na ogół nie są zbyt szczęśliwi
– mówił Stanisław Bareja po premierze filmie „Miś”Cenzura przyczepiła się do m.in. do sceny kupowania mięsa w kiosku, obiadu w barze mlecznym, wręczania paszportu i występu estradowego, a także kultowych kwestii „to jest miś na skalę naszych możliwości” oraz „słuszną linię ma nasza władza”. Łącznie, jak szacował Stanisław Bareja, długość zakwestionowanych scen wynosiła 700 metrów, czyli ¼ filmu.
CZYTAJ WIĘCEJ: Najlepsze polskie komedie – TOP 19 filmów
Jak wspominał Stanisław Tym, cenzorzy i tak potraktowali „Misia” łagodniej niż film „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. Cięcia w nim nazwał „rzeźnią, w której nie ostała się choćby puenta” i finalnie trzeba było doklejać odrzuty z montażu i nieudane sceny.
„Miś”, chociaż nakręcony w 1980 roku, premierę miał dopiero 4 maja 1981 roku. Stanisław Bareja miał przeczucie, by czekać na zmiany w Polsce. „Miś” wypłynął na fali wydarzeń sierpniowych, gdy doszło do ustąpienia Edwarda Gierka ze stanowiska I sekretarza KC PZPR. Posadę stracił również minister kultury i sztuki Zygmunt Najdowski. Jak uważa Stanisław Tym, gdyby „Miś” ukazał się rok wcześniej, miałby zupełnie inny odbiór. W 1981 roku o wielu rzeczach już mówiło się jawnie w prasie i telewizji, a tymczasem w „Misiu” wiele rzeczy pozostało zawoalowanych. Już kilka tygodni po premierze Stanisław Tym otwarcie w Polskim Radiu mówił o kłamiących politykach, którzy zainspirowali go napisania scenariusza „Misia”.
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na
Facebooka i
O czym jest „Miś”?
„Miś” powstał na bazie niezrealizowanego scenariusza filmu „Joker”. Jego głownym bohaterem miał być lekarz, który wplątał się w spisek z łudząco podobnym do niego szulerem. Miał mu załatwić paszport oraz prawo jazdy. Na potrzeby „Misia” lekarz stał się Ryszardem Ochódzkim, czyli prezesem klubu Tęcza.
O czym naprawdę jest „Miś”? Stanisław Bareja opisał film jako opowieść o prawdzie i kłamstwie. Podkreślił, iż to nie jedynie historia działacza próbującego dostać paszport, ale „opowieść o człowieku który nie mówi słowa prawdy”. Co więcej, inni też nie mówią prawdy, ale główny bohater „wygrywa jako mistrz kłamstwa”. Stanisław Tym opisał Ryszarda Ochódzkiego jako „człowieka kłamiącego z potrzeby organicznej”.
Śmiech służy mi jako łatwiejszy sposób dotarcia do ludzi. Te moje filmy ogląda bardzo dużo widzów, to myślę tak – na straty nikogo nie narażam, one przynoszą zysk, ja mówię to co myślę i wydaje mi się, iż ludziom wskazuję na pewne niebezpieczeństwa, ostrzegam ich przed czymś. A iż się przy tym bawią, to już trudno, to jest już ten koszt, który musimy zapłacić
Stanisław Bareja o filmie „Miś” (Polskie Radio)Jak Bareja kręcił „Misia”? Rygor śmiechu
Za komuny nic nie było, więc „Miś” walczył z brakiem wszystkiego. Przykładowo, ogłoszenie prasowe o poszukiwaniu „sobowtóra dla dublera”, które w filmie nadaje Hochwander, z braku sprzętu poligraficznego zlecono jako anons na łamach „Życia Warszawy”. Hol wieżowca Intraco II, na potrzeby filmu zamieniono w londyńskie lotnisko Heathrow. Zdjęcia kręcono zimą, a Krystyna Podleska wspominała jak aktorzy podczas przerw między scenami ogrzewali się w starej Nysce.
Ekipa „Misia” z braku taśmy nie mogła sobie pozwolić na szastanie dublami. Ogrom czasu poświęcano na próbowanie scen przed włączeniem kamery. Finalnie kręcono do półtorej minuty filmu dziennie.
W jednej z kluczowych scen pojawiły się parówki, których przecież w sklepach ją nie było. Ekipa filmowa zrobiła je własnoręcznie. Najpierw uzyskała zgodę na kupienie kilku metrów baraniego jelita. Potem nafaszerowano je mięsem bez żadnych środków konserwujących, więc parówki kolejnego dnia zmieniły kolor.
Stanisław Tym w 1981 roku w audycji Anny Fuksiewicz „Z obu stron kamery”, nadanej kilka tygodni po premierze „Misia”, zdradził, iż nakręcono go za ówczesne 10 milionów złotych. Uważał to za „robienie filmu praktycznie za darmo”.
W komedii musi być pełna precyzja. Wszyscy muszą być poddani rygorowi śmiechu. Trzeba tak konstruować film, by poszczególne scenki się dodawały, następuje puenta i wszyscy widzowie mają obowiązek się śmiać. To wymaga szalonej prezycji, a w związku z tym szalonych nakładów realizacyjnych, czego u nas nie ma. U nas komedie realizuje się za darmo praktycznie. Film za 20 milionów to jest tani film w ogóle, a są filmy u nas, na które nakłady są kilkudziesięciomilionowe, a idą przez tydzień na ekranach przy widowi 20-25%. W związku z tym komedią nie można zajmować się na poważnie i tylko mogą się nią zajmować ludzi niepoważni jak Staszek Bareja. Ja nie wróżę powodzenia. Dlatego ja na razie wycofałem się z kina, z komedii, bo to jest w moim przekonaniu niemożliwe
– powiedział Stanisław Tym po premierze „Misia”Gdzie się podziały polskie komedie?
Mamy w zwyczaju narzekać, iż polskie komedie już dawno umarły na amen, nic śmiesznego się nie kręci. Z komedii zostały nam już tylko filmopodobne produkty z Tomaszem Karolakiem, Luna na Eurowizji i walki o karpia w markecie. Tymczasem w 1981 roku również narzekano na brak dobrych komedii. Do tego krytycy urządzili „Misiowi” istną chłostę.
MIŚ – kultowe sceny:
Recenzowali „Misia” jako kicz, brednie, „żarty o lekkości kafaru” oraz „chaotyczny zlepek scen i gagów”. Bareja był też krytykowany przez środowisko filmowców, a Kazimierz Kutz jego komedie piętnował mianem „bareizów”. I oczywiście na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych we wrześniu 1981 „Miś” nie dostał żadnego wyróżnienia (Kurz zasiadał w jury).
Stanisław Michałek w 1981 roku w audycji „Z obu stron kamery” ocenił filmy Barei jako proste i schematyczne, oparte na sytuacjach typu „mężczyzna przebrany za kobietę” albo „ktoś jest podobny do kogoś”. Stanisława Tyma opisał jednak jako najbystrzejszego polskiego satyryka, który „w każdym geście i intonacji głosu potrafi wykryć coś niesłychanie śmiesznego i w zasadzie żałosnego”.
Można z drugiej strony powiedzieć, są takie głosy, iż te komedie są tandetne, bez świeżości i oryginalności. Nie zdarzyła nam się od 30 lat komedia, która była oparta na zupełnie nowej formule dramaturgicznej, nowym pomyśle komediowym. W „Misiu” były drastyczne cięcia i pewnie nie jest to film, który Bareja chciał przedstawić. W filmie polskim ciągle tej komedii brakuje
– mówił o „Misiu” Stanisław Michałek.Finalnie „Misia” w kinach do wybuchu stanu wojennego (13 grudnia 1981 roku) obejrzało ok. 626 tysięcy widzów. Dawało to piąte miejsce w rankingu polskich filmów wyświetlonych w 1981 roku. Parafrazując cytat z „Samych swoich”, sąd sądem, ale sprawiedliwość jest po naszej stronie. Film Barei przeżył swoich prl-owskich hejterów, od dekad opiera się zmianom politycznym i trendom, a kolejne pokolenia odkrywają po co jest ten Miś.
Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na
Facebooka i
Dobry film rozpoznaje się po tym, iż jest uniwersalny. Z biegiem czasu zaczyna być odbierany inaczej, ale zawsze jest aktualny. „Miś” jest właśnie takim filmem
– powiedział Krzysztof Kowalewski. (Rzeczpospolita)