Rose Byrne i Seth Rogen z dużym zaangażowaniem grają przyjaciół, którzy po latach odnawiają relację i w efekcie sporo zmieniają w życiu. Tylko czy to zmiany na lepsze?
Dawno żaden serial nie przypomniał mi aż do tego stopnia, jak subiektywne jest poczucie humoru. „Platoniczna przyjaźń” („Platonic”) bazuje bowiem w dużej mierze na gagach i rozbudowanych komediowych konceptach, które niewątpliwie mogą bawić – tyle iż akurat mnie nieszczególnie. Spróbuję jednak oddać tej produkcji Apple TV+ sprawiedliwość tam, gdzie coś się udaje, wskazując równocześnie, iż choćby jeżeli po trzech odcinkach to chyba serial nie dla mnie, to nie znaczy, iż innym się nie spodoba.
Pewnie spodoba się tym, którzy lubią poprzednie wspólne występy Rose Byrne („Damages”, „Mrs. America”, „Physical”) i Setha Rogena („Freaks and Geeks”, „Pam i Tommy”) w filmowych produkcjach Nicholasa Stollera, czyli „Sąsiadach” i „Sąsiadach 2”, a także osobom niezrażonym do duetu Stoller i Francesca Delbanco po netfliksowych „Przyjaciołach z uniwerku”. Wyobrażam sobie też sukces „Platonicznej przyjaźni” wśród fanów Judda Apatowa, nie tylko ze względu na obecność Rogena, ale i przez typu dowcipu, typowego dla cringe comedy (cringe to istotna tu kategoria, przez cały czas niemająca zadowalającego polskiego przekładu).
Platoniczna przyjaźń to komedia o niedojrzałych dorosłych
Punkt wyjścia jest dokładnie taki, jak sugeruje tytuł. Sylvia (Byrne) i Will (Rogen) kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi, ale przez jej niechęć do jego żony zerwali kontakt. Rozwód Willa z Audrey (Alisha Wainwright, „Raising Dion”) daje pretekst do odnowienia relacji w momencie, kiedy każde z przyjaciół potrzebuje impulsu, by coś ze swoim życiem zrobić, więc pozornie wspólne radzenie sobie z problemami brzmi jak całkiem niezły pomysł.
Sylvia to matka trojga dzieci, która zrezygnowała z kariery prawniczej i teraz znad domowych obowiązków musi patrzeć, jak jej mąż, Charlie (Luke Macfarlane, „Bracia i siostry”), pnie się w firmie. Argument o tym, iż nie miała wyboru, rozbija się choćby o dawną koleżankę, Vanessę (Janet Varney, „You’re the Worst”), która godzi prywatne i zawodowe role. Mąż nie jest w stanie zrozumieć frustracji Sylvii, sam bowiem odnosi sukcesy i, jak zauważa żona, czuje się doskonale w roli dorosłego. Ona natomiast ma poczucie, iż z jej życia zniknęła cała zabawa, a ona sama stała się dla społeczeństwa niewidzialna.
Will przeciwnie – nie ma zobowiązań, prowadzi wciąż życie wiecznego chłopca (co było jedną z przyczyn rozpadu małżeństwa), pracuje w browarze, którego jest mniejszościowym właścicielem. Zabawy mu nie brakuje, gorzej z jakimś kierunkiem, w którym mógłby zmierzać. Rady Sylvii, mimo wszystkim w punkcie wyjścia zdecydowanie bardziej odpowiedzialnej niż on, mogą obudzić w nim ambicje, by chociaż trochę posprzątać bałagan, jaki ze swojego życia zrobił.
Platoniczna przyjaźń z Rose Byrne i Sethem Rogenem
To jednak pozytywna interpretacja sytuacji, przyjmowana przez głównych bohaterów, nie przez ich bliskich. I o ile w dotychczasowych odcinkach entuzjazm częściowo się sprawdza, bo dzięki Willowi Sylvia nie podejmuje decyzji wbrew sobie i walczy, by świat zauważył jej potrzeby, a Will porządkuje kilka spraw związanych z byłą żoną i piwnym biznesem, to już widać, iż „platoniczna przyjaźń” nie bez powodu jest przez otoczenie widziana jako niszcząca i „dziwna”. Niekoniecznie dlatego, chociaż i taki argument pada, iż kobieta i mężczyzna nie mogą się przyjaźnić. Raczej dlatego, iż mimo kilku względnie pozytywnych skutków ponownego spotkania Will i Sylvia wcale nie wydobywają z siebie nawzajem tego, co najlepsze.
Mamy bowiem do czynienia z postaciami niezbyt sympatycznymi, które gdy są razem, czują przyzwolenie, by być jeszcze mniej sympatyczne. Powracająca diagnoza, iż ta relacja zatrzymała się gdzieś na etapie wczesnej dorosłości, wydaje się trafiony, chociaż ja pociągnęłabym to stronę przedszkola. Reakcje bohaterów na to, co im nie pasuje, przypominają bowiem reakcje najmłodszego dziecka Sylvii: krzyk, marudzenie, a do tego niszczenie wszystkiego na swojej drodze, bo najfajniej jest coś przewrócić czy wylać, żeby zaakcentować sprzeciw. Albo dosłownie zjeść kartkę papieru, żeby wygrać potyczkę.
To prowadzi mnie do wniosku, iż pod pozorem opowieści o trudnym przechodzeniu z młodości w wiek średni, o specyfice mających swoje utarte ścieżki związków różnego typu, o walce o siebie mamy tu przede wszystkim sitcom, tylko trochę czarniejszy niż zwykle. Absurdalne sytuacje, w które Sylvia i Will pakują się na własne życzenie, to zbiór znanych już sytuacji komediowych, bazujących na rozkręcaniu drobnego epizodu w wielki problem, przebierankach, alkoholu, włamywaniu się, zalanej łazience, zatrzaśniętych drzwiach itp.
W tym wszystkim naprawdę rozbawiła mnie chyba tylko jaszczurka o wdzięcznym imieniu Gandalf, na której niewzruszone oblicze bohaterowie projektowali swoje emocje. Doceniam też powracające detale, na przykład zapał synka Sylvii do filmów pełnych przemocy. Mają specyficzny urok sceny zwyczajnych rozmów przy piwie, zarówno między głównymi bohaterami, jaki między Willem a kolegami z pracy, Andym (Tre Hale) i Omarem (Vinny Thomas). Niestety najczęściej jednak rozmijam się z humorem tego serialu, chociaż nieźle zniosłam „Druhny” Paula Feiga, ceniłam „Dziewczyny” Leny Dunham, a specyficzna gra Rogena trafiała do mnie we „Freaks and Geeks” i 20 lat później w „Niedobranych”, w nieoczywistym duecie z Charlize Theron.
Czy warto oglądać serial Platoniczna przyjaźń?
„Platoniczna przyjaźń” zasługuje na duży plus za to, iż jest faktycznie platoniczna. choćby przez chwilę nie odnosi się wrażenia, iż miedzy Sylvią i Willem miałoby się coś romantycznego czy erotycznego wydarzyć. Zaletą jest też to, iż serial próbuje wypełnić lukę w zakresie niefamilijnych komedii o ludziach po czterdziestce. Rozumiem też, iż z założenia jest to komedia oparta na dyskomforcie publiczności wobec zachowań postaci, a Byrne znów okazuje się mistrzynią uśmiechów przez zaciśnięte zęby i fałszywego śmiechu. Wolałabym jednak, żeby tam, gdzie serial chce zaproponować jakieś interesujące diagnozy psychologiczne, nie wypowiadał ich aż tak wprost, a tam, gdzie ma być śmieszenie, był śmieszny subtelniej.
Jeśli ktoś ma słabość do ekipy odpowiedzialnej, po obu stronach kamery, za „Platoniczną przyjaźń” i/lub szuka klasycznego w żartach sitcomu z nieklasycznym, bo nieromantycznym, nierodzinnym, niepracowniczym ustawieniem perspektywy, może się dobrze bawić. Ja odnoszę wrażenie, iż serial próbuje balansować gdzieś pomiędzy „Awanturą” i „Współczesną rodziną”, a w efekcie styl całości mi cały czas jakoś „zgrzyta”. Chyba sobie więc daruję dalsze odkrywanie, czy Sylvia i Will będą dla siebie wzajemnie bardziej wybawieniem czy destrukcją. Nie chciałabym jednak zniechęcić do serialu ludzi, których po prostu śmieszą inne rzeczy niż mnie.