Planeta Małp. Trylogia – recenzja wydania Blu-Ray

popkulturowcy.pl 2 miesięcy temu

Oryginalna Planeta Małp z 1968 roku to jeden z moich ulubionych filmów, bezsprzecznie jeden z najlepszych przedstawicieli gatunku sci-fi i… Jeden z najstraszniejszych filmów, jakie kiedykolwiek oglądałem.

Dawno temu, kiedy o byciu dziennikarzem nie wiedziałem jeszcze nic (teraz wiem kilka więcej), na pewnym zapomnianym już forum popełniłem listę Najlepszych Horrorów, gdzie obok takich produkcji jak Koszmar z ulicy Wiązów, Lśnienie czy Coś, dumnie postawiłem oryginalną Planetę Małp. Oczywiście, spotkałem się z zasłużoną krytyką, ale dla mnie, Planeta Małp naprawdę była (i wciąż jest) niesamowicie przerażającą wizją upadku ludzkości. Wrażenie, które wywarła na mnie pierwsza część filmu, spotęgowały także kolejne sequele oraz gra-skradanka, w którą zdecydowanie nie umiałem grać. Humanoidalne małpy, ludzkość cofnięta do etapu człowieka pierwotnego, zmutowani ludzie czczący bombę atomową i jeszcze ta przerażająca, dzika muzyka. W mojej kategorii strachu, z Planetą Małp mogły równać się wyłącznie cmentarne sceny z filmów Omen i Noc Żywych Trupów. A potem przyszedł Tim Burton…

Wskrzeszenie marki Planeta Małp, martwej od dobrych 2 dekad, również przysparzało wielu problemów i tkwiło w tak zwanym development hell. Gdy w 1999 roku film w końcu miał scenariusz, jego wyreżyserowanie zaproponowano Timowi Burtonowi. Na przełomie XX. i XXI wieku, Burton był bardzo gorącym nazwiskiem w Hollywood, mającym na koncie takie hity jak Sok z żuka, Edward Nożycoręki, czy. dwie części Batmana. Efekt? 3 Złote Maliny, w tym za Najgorszy remake lub sequel. Planeta Małp umarła raz jeszcze, a jej odrodzenie zobaczyliśmy dopiero 10 lat później, w bardzo zmienionej koncepcji.

W 2011 roku, na ekrany kin weszła Geneza Planety Małp, która zapoczątkowała tak zwaną trylogię Cezara. Twórcy filmu tym razem zrezygnowali z praktycznych efektów specjalnych i postawili na CGI, zaś człowiekiem, który wcielił się w głównego, małpiego bohatera trylogii, był nie kto inny, jak Andy Serkis, znany już szerzej w świecie dzięki rolom Golluma czy King Konga. Film, jak większość origin story, stanowił swoiste wprowadzenie do świata przedstawionego, przez co może czasami się nieco dłużył. Jednak dla tej JEDNEJ sceny, warto było się trochę ponudzić!

Swoje prawdziwe walory, nowa wizja Planety ukazała wraz z kolejnymi dwiema częściami, gdy to za sterami zasiadł nie kto inny, jak Matt Reeves. Zarówno Ewolucja Planety Małp jak i Wojna o Planetę Małp, pokazały całkowicie inne podejście do tematu humanoidalnych małp. Powszechny mrok, dylematy natury moralnej i nie czarno-białe przedstawienie tego konfliktu, a wyłącznie odcienie szarości, brak nadziei na happy end. Twórcy zdecydowali się na bardzo dojrzałą i głęboką fabułę, co dziś jest bardzo rzadkie w kinie – bądź co bądź – rozrywkowym. A szkoda, bo zdecydowanie za mało jest inteligentnych i poważnych blockbusterów, a za dużo Marvelów, sypiącymi dowcipami jak z rękawa.

Chwalę sobie trylogię Cezara, tak jednocześnie przyznaję, iż nie jestem jej zagorzałym fanem. Moim głównym problemem z nową Planetą Małp jest chyba fakt, iż wychowałem się na tej starej wersji. Chociaż wizja upadku ludzkości w Ewolucji oraz Wojnie w tak drastyczny i brutalny sposób jest przerażająca, to jednak nie jest dla mnie tak przerażająca, jak humanoidalne małpy. Wiem, może ja mam jakieś nierozwiązane problemy emocjonalne z dzieciństwa, ale jakbyście się mieli czegoś bać, to byłyby to zwykłe, gadające małpy, czy jednak humanoidalne, gadające małpy? No właśnie! Bardzo doceniam kierunek, jaki obrali twórcy tej trylogii, jednakże zwyczajnie ciężko mi się wczuć, wciągnąć w tę historię, oglądając małpy w wydaniu CGI i podejrzewam, iż nie jestem jedynym, który ma ten problem.

Chociaż Serkis i Reeves zakończyli swoją przygodę z małpami, tak saga trwa dalej. W maju na ekranach kin zadebiutował film Królestwo Planety Małp, mający być pierwszym filmem kolejnej trylogii poświęconej inteligentnym małpom. Chociaż został przyjęty znacznie chłodniej, niż filmy z Serkisem, wciąż zdołał zarobić całkiem niezłą sumkę i wszystko wskazuje na to, iż produkcja doczeka się kontynuacji. Co by nie mówić, przyznać trzeba, iż franczyza Planeta Małp jest jedną z nielicznych, która może pochwalić się tak różnorodnymi, a jednak wciąż dobrymi (no, poza filmem Burtona i może Bitwą o Planetę Małp) produkcjami, stworzonymi na przestrzeni niemal 6 dekad! jeżeli jeszcze nie oglądaliście żadnej Planety Małp, naprawdę radzę wam nadrobić tego klasyka sci-fi. I mówię tu zarówno o wersji z 1968 roku, jak i o trylogii Cezara. Uwierzcie, nigdzie nie znajdziecie tak fascynująco dziwacznego tworu, jak oryginalna Planeta Małp, zaś powadze i głębi scenariusza trylogii Cezara nie dorównuje w dzisiejszym kinie rozrywkowym choćby Diuna.

Idź do oryginalnego materiału