Magdalena Nieć niewątpliwie ma misję – jest nią budowanie współczesnego polskiego kina familijnego i to niemal w pojedynkę. Współtworzyła scenariusze do "Za niebieskimi drzwiami" i "Czarnego młyna", nakręciła dwa filmy o przygodach detektywa Brunona, a przede wszystkim przeniosła na ekran jedną z najbardziej kultowych polskich książek dla najmłodszych, "O psie, który jeździł koleją" Romana Pisarskiego. Po tym jak pierwsza część tej ekranizacji ściągnęła do kin blisko 750 tysięcy widzów, dość gwałtownie pojawiła się informacja o rozpoczęciu prac nad kontynuacją. Druga część właśnie wkracza na polskie ekrany i trzeba przyznać, iż jest to sequel godny pierwowzoru.
Historia pięknego białego owczarka szwajcarskiego o imieniu Lampo – znacznie różniącego się i rasą, i umaszczeniem od bohatera literackiego oryginału – od początku zwracała uwagę niezwykle pozytywnym przekazem i swoistą "cukierkowością". Faktycznie: zarówno sposób kreowania postaci, jak i budowania świata przedstawionego kojarzył się raczej z disnejowskimi animacjami niż filmowym realizmem, choć twórcy starali się nie unikać zupełnie kontaktu z rzeczywistością. Wszak główna bohaterka Zuzia (Liliana Zajbert) zmagała się z poważną chorobą serca i w finale "O psie, który jeździł koleją" miała przed sobą poważną operację w Stanach, na którą środki zebrała filmowa "rodzina" dziewczyny. Słowo rodzina umieściłem w cudzysłowie, bo przecież nie chodziło tylko o rodziców Zuzi (Mateusz Damięcki i Monika Pikuła), ale też o pracowników dworca kolejowego zarządzanego przez pozornie zimnego jak lód, ale w rzeczywistości obdarzonego złotym sercem dyrektora (Adam Woronowicz).
"O psie, który jeździł koleją 2" pod względem fabularnym jest niczym kolejny odcinek serialu – podejmuje główne wątki dokładnie tam, gdzie zostawiliśmy je podczas seansu w 2023 roku. Zuzia jest więc po operacji i powoli zbiera się do powrotu do Polski oraz swego ukochanego Lampo, zaś dyrektor wciąż "dyrektoruje", ale też opiekuje się PKPsem i coraz bardziej otwiera się na świat i innych ludzi. Z opieki nad Lampo nie wywiązuje się jednak tak, jak spodziewalibyśmy się po takim perfekcjoniście – podczas jednej z przejażdżek pies-celebryta zostaje uprowadzony i to dosłownie w dniu powrotu Zuzi…
Trzeba przyznać, iż twórcy "O psie, który jeździł koleją 2" zadbali, by ich film był zróżnicowaną historią. Bo o ile oczywiście bohaterka pierwszej części jest obecna także w kontynuacji, to jednak z początku akcja skupia się wokół dyrektora, brawurowo kreowanego przez Adama Woronowicza (czy jest rola, w której ten człowiek nie błyszczał?!?). To on bowiem – do spółki ze znanym nam już synem Antkiem (Maksymilian Zieliński) – sprawuje opiekę na Lampo podczas nieobecności Zuzi. To także za jego sprawą w tej historii pojawia się niemal identyczna suczka Luna, która ma stanowić tymczasowe "zastępstwo" dla głównego psiego bohatera, kiedy cała dworcowa rodzina rzuca się na poszukiwania Lampo.
W drugiej połowie filmu twórcy oddają już pole powracającej z USA Zuzi, która do spółki z Antkiem robi wszystko, by odnaleźć psiego przyjaciela. W tej historii pojawi się też zapracowana zamożna matka (Michalina Łabacz), która zrobi wszystko, żeby spełnić marzenie córki, a także dwóch złodziejaszków o kreskówkowym sznycie. Krzysztof Dracz jako "Ciemny" może mocno kojarzyć się z Joem Pescim z "Kevina samego w domu", a Karol "znowu bym coś zjadł" Osentowski zdobywa serca kreacją złodzieja melancholijnego. W "O psie, który jeździł koleją 2" dzieje się więc sporo – scenarzyści nie kopiują wprost schematu, który sprawdził się dwa lata temu, ale kontynuują wątki z pierwszej części, zapewniając dopływ "świeżej krwi" w postaci nowych bohaterów, zarówno ludzkich, jak i psich. Czuć tu inspirację klasykami światowego kina familijnego, ale trudno czynić z tego zarzut – wszak jeżeli się inspirować, to kim, jeżeli nie klasykami?
Poza nieco irytującym montażem – sceny są często zbyt krótkie, a przez to sprawiają wrażenie urwanych lub "niedogotowanych" – i wspomnianym tu już wcześniej wysokim poziomem "cukierkowości", naprawdę trudno coś filmowi Magdaleny Nieć zarzucić. To bardzo przyjemna rodzinna rozrywka, w której czuć serce twórców i autentyczne zaangażowanie w losy bohaterów. Można więc bez wątpienia potwierdzić, iż "misja Nieć", mająca na celu rozwijanie polskiego kina familijnego, kontynuowana jest z dużym powodzeniem!
Historia pięknego białego owczarka szwajcarskiego o imieniu Lampo – znacznie różniącego się i rasą, i umaszczeniem od bohatera literackiego oryginału – od początku zwracała uwagę niezwykle pozytywnym przekazem i swoistą "cukierkowością". Faktycznie: zarówno sposób kreowania postaci, jak i budowania świata przedstawionego kojarzył się raczej z disnejowskimi animacjami niż filmowym realizmem, choć twórcy starali się nie unikać zupełnie kontaktu z rzeczywistością. Wszak główna bohaterka Zuzia (Liliana Zajbert) zmagała się z poważną chorobą serca i w finale "O psie, który jeździł koleją" miała przed sobą poważną operację w Stanach, na którą środki zebrała filmowa "rodzina" dziewczyny. Słowo rodzina umieściłem w cudzysłowie, bo przecież nie chodziło tylko o rodziców Zuzi (Mateusz Damięcki i Monika Pikuła), ale też o pracowników dworca kolejowego zarządzanego przez pozornie zimnego jak lód, ale w rzeczywistości obdarzonego złotym sercem dyrektora (Adam Woronowicz).
"O psie, który jeździł koleją 2" pod względem fabularnym jest niczym kolejny odcinek serialu – podejmuje główne wątki dokładnie tam, gdzie zostawiliśmy je podczas seansu w 2023 roku. Zuzia jest więc po operacji i powoli zbiera się do powrotu do Polski oraz swego ukochanego Lampo, zaś dyrektor wciąż "dyrektoruje", ale też opiekuje się PKPsem i coraz bardziej otwiera się na świat i innych ludzi. Z opieki nad Lampo nie wywiązuje się jednak tak, jak spodziewalibyśmy się po takim perfekcjoniście – podczas jednej z przejażdżek pies-celebryta zostaje uprowadzony i to dosłownie w dniu powrotu Zuzi…
Trzeba przyznać, iż twórcy "O psie, który jeździł koleją 2" zadbali, by ich film był zróżnicowaną historią. Bo o ile oczywiście bohaterka pierwszej części jest obecna także w kontynuacji, to jednak z początku akcja skupia się wokół dyrektora, brawurowo kreowanego przez Adama Woronowicza (czy jest rola, w której ten człowiek nie błyszczał?!?). To on bowiem – do spółki ze znanym nam już synem Antkiem (Maksymilian Zieliński) – sprawuje opiekę na Lampo podczas nieobecności Zuzi. To także za jego sprawą w tej historii pojawia się niemal identyczna suczka Luna, która ma stanowić tymczasowe "zastępstwo" dla głównego psiego bohatera, kiedy cała dworcowa rodzina rzuca się na poszukiwania Lampo.
W drugiej połowie filmu twórcy oddają już pole powracającej z USA Zuzi, która do spółki z Antkiem robi wszystko, by odnaleźć psiego przyjaciela. W tej historii pojawi się też zapracowana zamożna matka (Michalina Łabacz), która zrobi wszystko, żeby spełnić marzenie córki, a także dwóch złodziejaszków o kreskówkowym sznycie. Krzysztof Dracz jako "Ciemny" może mocno kojarzyć się z Joem Pescim z "Kevina samego w domu", a Karol "znowu bym coś zjadł" Osentowski zdobywa serca kreacją złodzieja melancholijnego. W "O psie, który jeździł koleją 2" dzieje się więc sporo – scenarzyści nie kopiują wprost schematu, który sprawdził się dwa lata temu, ale kontynuują wątki z pierwszej części, zapewniając dopływ "świeżej krwi" w postaci nowych bohaterów, zarówno ludzkich, jak i psich. Czuć tu inspirację klasykami światowego kina familijnego, ale trudno czynić z tego zarzut – wszak jeżeli się inspirować, to kim, jeżeli nie klasykami?
Poza nieco irytującym montażem – sceny są często zbyt krótkie, a przez to sprawiają wrażenie urwanych lub "niedogotowanych" – i wspomnianym tu już wcześniej wysokim poziomem "cukierkowości", naprawdę trudno coś filmowi Magdaleny Nieć zarzucić. To bardzo przyjemna rodzinna rozrywka, w której czuć serce twórców i autentyczne zaangażowanie w losy bohaterów. Można więc bez wątpienia potwierdzić, iż "misja Nieć", mająca na celu rozwijanie polskiego kina familijnego, kontynuowana jest z dużym powodzeniem!