Piwniczne chłopaki – recenzja książki. Śmierć to dopiero początek problemów

popkulturowcy.pl 1 miesiąc temu

Jakub Ćwiek, znany autor, który w swojej bogatej twórczości czerpie z wielu gatunków, tym razem pokusił się o napisanie książki dla młodzieży. Oczywiście przez cały czas mamy tu do czynienia z fantastyką. Towarzyszyć nam będą bowiem kruki Odyna, nordyccy bogowie, banda martwych dzieciaków i panowie Gwizd oraz Świst. Ciężko jednak zrozumieć, co dwaj ostatni robią w tej historii, ale może uda nam się tego dowiedzieć.

Piwniczne chłopaki opowiadają 2 równoległe historie. Najpierw poznajemy wychowanego w sierocińcu chłopaka imieniem Lucek, który ginie w pożarze zaraz na początku książki. Śmierć jednak okazuje się dopiero początkiem jego przygód. Ścigany przez Gwizda i Śwista będzie walczył o swoje życie po życiu. Chwilę później zostaną nam przedstawione siostry – Zuzia i Zoja. Wiodące, jak mogłoby się zdawać, zwyczajne życie. Czytelnik czeka więc z niecierpliwością, kiedy, a co ważniejsze, jak połączą się losy bohaterów.

Zobacz również: Miecz Kaigenu – recenzja książki. Smakowite fantasy

Książka nieustannie trzyma w napięciu. Rozdziały na przemian opowiadają historie naszych protagonistów. Kończą się w najciekawszych momentach, zachęcając do dalszego czytania. Podobnie robił George R.R. Martin, tylko jego rozdziały miały po 20 stron, a nie po 5. Jednak dzięki krótkim fragmentom gwałtownie pochłania się lekturę.

Warto tu wspomnieć o bardzo nietypowej akcji marketingowej wydawnictwa PulpBooks. W przedsprzedaży przyszły czytelnik mógł kupić powieść za tyle, ile uznał za stosowne, i to w dowolnej formie. Dostępny jest e-book, audiobook i książka papierowa, a w dodatku Piwniczne chłopaki otrzymały swój zwiastun.

Fabuła pełna jest akcji i magii. Chociaż sposób, w jaki autor nawiązuje czasem do znanych nam mitów czy wprowadza magiczne symbole i artefakty w zwykłe sytuacje, jest tak przyziemny, iż aż niepasujący. Mały, niepozorny młoteczek ewakuacyjny, do rozbicia szyby w razie wypadku niespodziewanie przemienia się w Mjolnir. To słowo oczywiście nie pada, ale nawiązanie jest oczywiste, a ja czuję wewnętrzny zgrzyt. choćby nie chodzi o to, iż młot Thora nie powinien się pojawić w takim miejscu. Nie pasowało mi, iż coś o tak niepozornym wyglądzie zyskało takie znaczenie.

Na tyle na ile znam twórczość Jakuba Ćwieka, za takie sceny albo się go kocha, albo nienawidzi, ale ja stoję pomiędzy, wciąż niezdecydowana. Nawiązania do mitologii, choć w moim odczuciu momentami kompletnie nie pasowały do sytuacji i bywały żenujące, wprowadzono bardzo płynnie i w niewymuszony sposób. Stanowiły one spójną część historii i wielu osobom z pewnością może przypaść do gustu tak stworzona mieszanka kulturowo-tematyczna. Zwłaszcza iż z czasem motyw młotka został ciekawie rozwinięty.

Trudno odmówić autorowi warsztatu. Piwniczne chłopaki czyta się, jak już wspomniałam, naprawdę lekko i przyjemnie. Przyznaję więc, iż książka jest po prostu bardzo dobrze napisana, co niewątpliwie jest ogromnym plusem.

Co nie było plusem? Cóż. Czasami sami bohaterowie. Protagoniści to jeszcze dzieci, ledwie nastolatkowie. Lucek miał 13 lat, gdy oddał życie za przyjaciół, a Zoję poznajemy w wieku lat 10. Oboje mają więc typowe, dziecięce myślenie, które czasem działało mi na nerwy. Zwłaszcza gdy któreś unosiło się tą dziwną, młodocianą dumą i z wyższością patrzyło na inne dzieci, za to, iż te… no cóż, były dziećmi.

Przyznaję jednak, iż przez większość czasu byli pozytywnymi bohaterami i naprawdę dało się ich lubić. W dodatku im dłużej czytałam, tym powieść była lepsza. Nawiązania do nordyckiej mitologii wydawały się mieć coraz więcej sensu, a ich interpretacja nabierała atrakcyjności. Niestety pewne rzeczy, jak nie pasowały mi od pierwszego zdania, tak pozostały solą w oku aż do ostatniego.

Zobacz również: Five Broken Blades – recenzja książki. Koreańska fantastyka

Warto w tym momencie wspomnieć o ilustracjach Piotra Sokołowskiego. Bardzo pasowały do klimatu opowiadanej historii i zostały rozmieszczone w odpowiednich miejscach. Czarno-białe szkice o prostej kresce idealnie pokazują to, co trzeba.

Zakończenie obudziło we mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony wszystkie wątki połączyły się ze sobą w zaskakujący sposób. Tak, iż na usta cisnęło się wręcz powiedzenie: jaki ten świat mały. Połączenia wydały się w pewnym monecie oczywiste, a w dodatku budowały napięcie. Motywy, które z początku mnie drażniły, zostały pokazane nagle z zupełnie innej perspektywy, nabierając głębi i większego znaczenia. I to było super.

Niestety, z drugiej strony końcówka była bardzo niesatysfakcjonująca. Zostawiła po sobie zdecydowanie więcej pytań niż odpowiedzi. Po kulminacyjnej scenie, gdy bohaterowie mieli się wreszcie spotkać, nie otrzymałam tego, na co czekałam całą powieść. Ostatecznie lektura pozostawiała więc niedosyt. Ma się wrażenie, iż nie tylko czytelnik nie otrzymał wyjaśnień i nie wie najważniejszego, ale – co gorsza – sami bohaterowie też tego nie wiedzą.

Czy sięgnę zatem po kolejną część? No cóż. Ciągle powracam do twórczości Jakuba Ćwieka. Będę więc czekać na kolejną część Piwnicznych chłopaków. Może nie będę czekać niecierpliwie, ale jednak.


Autor: Jakub Ćwiek
Wydawca: PulpBooks
Liczba stron: 298
Data premiery: 28.06.2024


Grafika główna: materiały promocyjne – kolaż (PulpBooks)

Idź do oryginalnego materiału