14 marca 2025
Dzisiaj rano, po cichym poranku, Piotr spokojnie, niemal z troską, powiedział:
Po co ci pracować, kochanie? Ja zarabiam wystarczająco. Ty zajmij się domem, nami, dziećmi, kiedy przyjdą.
Uwierzyłem mu, bo kochałem go i myślałem, iż tak powinno być. Lata mijały, a zajmij się domem zamieniło się w milcz i nie wtrącaj się.
Obudziłem się przy wschodzie w kawiarni przy Dworzec Centralny. Oczy były spuchnięte, w piersi jednak poczułem dziwną lekkość. Nie wiedziałem, co dalej, ale jedno było pewne nie wrócę.
Pociąg do Gdańska odjechał o siódmej rano. Usiadłem przy oknie i patrzyłem, jak szyny zlewają się w dali, a stukot kół zmywał przeszłość. Z każdą minutą oddalałem się od kobiety, którą byłem, i zbliżałem do tej, którą mógłbym stać się.
Na dworcu nie miałem planu. Po prostu krok po kroku przemierzałem miasto, aż natknąłem się na małą kawiarnię z szyldem Kawa i Dusza. Na wystawie leżała kartka:
Poszukiwany projektant wnętrz.
Zatrzymałem się. To był znak.
Wszedłem do środka. Za barek stała kobieta około czterdziestu pięciu lat, krótkie włosy, ciepły uśmiech.
Czy wciąż szukacie kogoś na to stanowisko? zapytałem.
Tak. Masz doświadczenie? odpowiedziała.
Mam wykształcenie, ale nie pracowałem od dwunastu lat.
Uśmiechnęła się.
To się nie traci. Narysuj mi, jak zmieniłabyś to miejsce, gdyby było twoje.
Podniosła kartkę i ołówek. Usiadłem przy stoliku. Na początku ręka drżała, ale gdy postawiłem pierwszą kreskę, strach zniknął. Po pół godzinie podałem jej rysunek. Spojrzała uważnie, potem wprost w moje oczy.
Zaczynasz jutro.
Wyszedłem z kawiarni i nie mogłem powstrzymać łez. Tym razem nie z bólu, a z ulgi. Po raz pierwszy od lat poczułem się żywy.
Minął tydzień. Zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu Piotr. Nie chciałem odbierać, ale palce same nacisnęły przycisk.
Gdzie jesteś? zapytał chłodnym tonem. Matka pyta, kiedy przyjdziesz przeprosić.
Nie ma za co przepraszać, Piotrze.
Nie ma?! Wystawiłeś mnie na pośmiewisko! Ludzie mówią, iż zostałem sam, bo moja żona była szalona!
Milczałem.
Wróć, zanim będzie za późno. Przebaczę ci.
Wciągnąłem głęboki oddech.
Nie, Piotrze. Tym razem to ty musisz poprosić o wybaczenie.
Zapanowała cisza. Jego głos stał się twardy jak kamień:
Dobrze. Ale nie dotykaj wspólnych pieniędzy. Zablokowałem już kartę.
Uśmiechnąłem się.
Nie martw się. Sam już zarabiam.
Nie uwierzył, ale już nie miał to znaczenia.
Trzy miesiące później wynająłem małe mieszkanie w starej dzielnicy nad morzem. Kupiłem stary laptop i pracowałem nocami. Najpierw pomagałem w kawiarni, potem dostawałem zamówienia ludzie chcieli, żebym zaprojektował ich domy, biura, sklepy. Klienci doceniali mój styl, polecali mnie dalej.
Pewnego dnia zadzwonił nieznany numer.
Pani Jadwiga Kowalska? Dzwoni adwokat Andrzej Krawczyk. Czy zna pan Piotra Nowaka?
Tak. To mój mąż.
Złożył pozew o rozwód. Twierdzi, iż wydała wspólne oszczędności bez jego zgody.
Zaśmiałem się.
Wydałam tylko za bilet. Za swoją wolność.
Po krótkiej przerwie adwokat odpowiedział z uśmiechem w głosie:
Podoba mi się, jak myślisz. jeżeli chcesz, pomogę ci bez honorarium. Po prostu tak.
Tak poznałem Andrzeja. Pomógł mi ze wszystkimi dokumentami, sprawą sądową, podziałem majątku. Najważniejsze przywrócił mi wiarę w siebie. Andrzej nie rozkazywał, nie litościł. Był po prostu obok z kawą, uśmiechem, szacunkiem.
Jednego wieczoru, wracając z pracy, zobaczyłem go przy wejściu z bukietem białych róż.
Pamiętasz, jak wszystko się zaczęło? zapytał cicho. Z bukietem, który wyrzuciłaś. Teraz chcę, żebyś go zachowała.
Oczy napełniły się łzami, ale nie ze smutku, a z wdzięczności.
Po sześciu miesiącach otworzyłem własne studio. Na szyldzie nad drzwiami pisało:
Jadwiga Design Studio.
Czasami budzę się i nie mogę uwierzyć, iż to prawda.
W niedzielny poranek dostałem wiadomość:
Widziałem cię w magazynie. Nie rozpoznałem cię. Zmieniłaś się. Piotr
Patrzyłem w ekran i napisałem:
Nie zmieniłam się, Piotrze. Po prostu znów jestem sobą.
Wyszedłem na balkon. Powietrze pachniało kawą i różami. Słońce muskało moją twarz. Wtedy zrozumiałem już nigdy nie będę czekał, aż ktoś ustąpi mi miejsca przy obcym stole. Bo mam już swoje.
**Lekcja:** Nie muszę czekać, aż inni otworzą przede mną drogę; sama tworzę swoją ścieżkę.













