Na wieść o diagnozie (rak mózgu i kilka miesięcy życia) John Kramer wykrztusi: "Mam jeszcze sporo do zrobienia". Ta wszędzie indziej budząca współczucie refleksja, na twarzach fanów serii "Piła" wywoła uśmiech psychopaty. Plany na przyszłość snuje bowiem najbardziej pomysłowy inżynier-sadysta, jakiego wypluła popkultura. Zamiast jednak od razu chwycić za szkicownik, zaprojektować pompy do wciągania oczodołów i cewki wysysające szpik kostny, wyniszczany przez chorobę Jigsaw odnajdzie źródełko nadziei i wiary w ludzkość. Jak się bowiem okaże, gdzieś opracowano eksperymentalną operację z koktajlem leków w pakiecie, która utrzyma go przy życiu. Czym prędzej kupuje więc bilet do Meksyku, gdzie go wyleczą; z przelewem też nie będzie zwlekał. Zanim zwęszy smrodek kłamstwa, czteroosobowy personel odegra przed nim szpitalny teatrzyk i zniknie. Zamiast wyciąć mu nowotwór, wyleczą go z nadziei i wiary w lepsze jutro. Na miłosierdzie również zabraknie mu sił. Pozostanie zemsta i morały do odprawienia, gdy źli lekarze staną się jego cierpiącymi pacjentami. Zadarli z niewłaściwym facetem.
Blisko dwie dekady od otwarcia serii, osiem sequeli i jeden spin-off później stali współtwórcy serii: reżyser Kevin Greutert oraz scenarzyści Josh Stolberg i Pete Goldfinger, zszywają w dwugodzinny seans kontynuację "jedynki" z prequelem "dwójki". W "Pile X" Jigsaw jeszcze więc żyje, choć, jak wiadomo, ze śmiercią zawsze mu było do twarzy. Przyprószony siwizną Tobin Bell z wiekiem coraz bardziej udanie oddaje fizyczne cierpienie swojego antybohatera i pozoruje filozoficzną "głębię". Powolność staruszka w połączeniu z ikonicznymi rysami sadysty zgrabnie oddaje niejednoznaczność pozycji Jigsawa: wykorzystanej ofiary, nauczyciela moralności i bezdusznego kata. Nowość? Scenograf sadystycznego rytuału wychodzi zza kurtyny, staje się aktorem krwawego spektaklu, jak nigdy prowokując w nas empatię, której wolelibyśmy się wyprzeć.
Kino moralnego niepokoju? A gdzie tam! przez cały czas mowa o przykładzie torture porn, o niewymagającym zbiorowym rytuale, o bezwstydnej gatunkowej zabawie i powadze tak śmiertelnej, iż aż śmiesznej. Krew leje się obficie, kończyny odpadają z plaskiem, skóra dziurawi się realistycznie jak nigdy dotąd. Wszystko to po pretekstowej pierwszej połowie poświęconej dramatowi godzenia się ze śmiercią. Na ekran wraca też Amanda, uczennica Jigsawa, w niezmiennie przesadzonej kreacji Shawnee Smith. Ich więź ma tajemniczą głębię, którą znów musimy przyjąć na wiarę. Fani serii wytrą zatem łzę nostalgii, a nowi widzowie dostaną niski próg wejścia – twórcy nie wikłają się już w retrospekcje rodem z opery mydlanej i darują sobie genealogiczne wygibasy. Oś wydarzeń jest klarowna, stawka i motywacje również, gdyż scenariusz nie cierpi na nadmiar postaci. Dziesiątej odsłonie najbliżej więc do "jedynki", również pod względem znośnej jakości.
Joshua Okamoto
Renata Vaca, Octavio Hinojosa
Paulette Hernandez
Stara dobra "Piła" nie komplikuje nieskomplikowanego. W finale serwuje się zwyczajowe zwroty akcji, objaśniane tak szybko, by nie dać nam chwili na wątpliwości. Nikt tu nie bawi się w metafory dla uzasadnienia ekranowego widowiska, a wątek medycznego przekrętu jest zaledwie pretekstem dla tortur radujących bezpretensjonalnością i komediowym wyczuciem czasu. Scenariusz bywa głupi, o wtórnej formie nie warto gadać, a postacie z drugiego planu ulepiono z tektury – żebyśmy przypadkiem wśród nadmiaru makabry nie zaczęli im współczuć. Całość jest tak obojętna na horrorowe mody i cudownie zbędna, iż aż imponująca. "Piła", która cieszy, to "Piła", której nie potrzebujemy.
Blisko dwie dekady od otwarcia serii, osiem sequeli i jeden spin-off później stali współtwórcy serii: reżyser Kevin Greutert oraz scenarzyści Josh Stolberg i Pete Goldfinger, zszywają w dwugodzinny seans kontynuację "jedynki" z prequelem "dwójki". W "Pile X" Jigsaw jeszcze więc żyje, choć, jak wiadomo, ze śmiercią zawsze mu było do twarzy. Przyprószony siwizną Tobin Bell z wiekiem coraz bardziej udanie oddaje fizyczne cierpienie swojego antybohatera i pozoruje filozoficzną "głębię". Powolność staruszka w połączeniu z ikonicznymi rysami sadysty zgrabnie oddaje niejednoznaczność pozycji Jigsawa: wykorzystanej ofiary, nauczyciela moralności i bezdusznego kata. Nowość? Scenograf sadystycznego rytuału wychodzi zza kurtyny, staje się aktorem krwawego spektaklu, jak nigdy prowokując w nas empatię, której wolelibyśmy się wyprzeć.
Kino moralnego niepokoju? A gdzie tam! przez cały czas mowa o przykładzie torture porn, o niewymagającym zbiorowym rytuale, o bezwstydnej gatunkowej zabawie i powadze tak śmiertelnej, iż aż śmiesznej. Krew leje się obficie, kończyny odpadają z plaskiem, skóra dziurawi się realistycznie jak nigdy dotąd. Wszystko to po pretekstowej pierwszej połowie poświęconej dramatowi godzenia się ze śmiercią. Na ekran wraca też Amanda, uczennica Jigsawa, w niezmiennie przesadzonej kreacji Shawnee Smith. Ich więź ma tajemniczą głębię, którą znów musimy przyjąć na wiarę. Fani serii wytrą zatem łzę nostalgii, a nowi widzowie dostaną niski próg wejścia – twórcy nie wikłają się już w retrospekcje rodem z opery mydlanej i darują sobie genealogiczne wygibasy. Oś wydarzeń jest klarowna, stawka i motywacje również, gdyż scenariusz nie cierpi na nadmiar postaci. Dziesiątej odsłonie najbliżej więc do "jedynki", również pod względem znośnej jakości.

- Lionsgate
- Alexandro Bolaños Escamilla

- Lionsgate
- Alexandro Bolaños Escamilla

- Lionsgate
- Alexandro Bolaños Escamilla
Stara dobra "Piła" nie komplikuje nieskomplikowanego. W finale serwuje się zwyczajowe zwroty akcji, objaśniane tak szybko, by nie dać nam chwili na wątpliwości. Nikt tu nie bawi się w metafory dla uzasadnienia ekranowego widowiska, a wątek medycznego przekrętu jest zaledwie pretekstem dla tortur radujących bezpretensjonalnością i komediowym wyczuciem czasu. Scenariusz bywa głupi, o wtórnej formie nie warto gadać, a postacie z drugiego planu ulepiono z tektury – żebyśmy przypadkiem wśród nadmiaru makabry nie zaczęli im współczuć. Całość jest tak obojętna na horrorowe mody i cudownie zbędna, iż aż imponująca. "Piła", która cieszy, to "Piła", której nie potrzebujemy.