Piep*zyć Mickiewicza 2 to kontynuacja przygód uczniów klasy II B (teraz już III B). Bardzo doceniam dowcip polegający na tym, iż ich nauczycielem polskiego został człowiek o nazwisku Sienkiewicz. Pierwsza część to w historia w stylu: mamy kozackiego belfra, który przychodzi ogarnąć najgorszą klasę w historii i udaje mu się to dzięki niekonwencjonalnym metodom nauczania. Bardzo lubię takie klimaty i przyznaję, iż twórcy filmu całkiem nieźle przenieśli to na polskie realia, chociaż nie było to niczym wybitnym. Jak wypadła kontynuacja?
Uwaga: Recenzja zawiera spoilery.
W Piep*zyć Mickiewicza 2 mamy zupełnie nowe problemy, a III B już nie jest klasą wyrzutków. Wilki zostały oswojone, ale trzeba je jeszcze nauczyć, żeby nie straszyły owiec sąsiada, bo to nie ładnie. Brakuje tu moim zdaniem wyraźnego motywu przewodniego, tak jak w poprzedniej części. Wykorzystano raczej zasadę trzech wątków, dążąc do przekazania kilku ważnych wartości. Wyszło… zaskakująco dobrze.
W filmie pojawia się nowy bohater – Korek (Karol Rot) – chłopak ze spektrum autyzmu. Odnoszę wrażenie, iż ostatnio jest to popularny motyw. Mieliśmy serial The Good Doctor o genialnym chirurgu z autyzmem. W lutym do kin ma trafić Jeden na milion, znowu film o chłopcu ze spektrum. Czy nie robi się tego trochę za dużo? Otóż nie. W dodatku Karol Rot naprawdę fenomenalnie przygotował się do swojej roli.
Piep*zyć Mizckiewicza 2 w dość uroczy i naprawdę empatyczny sposób pokazuje, iż takie osoby jak Korek potrzebują przede wszystkim zrozumienia, akceptacji i przestrzeni do tego, żeby być sobą. Problem z dostosowaniem się do społeczeństwa nie leży tylko w ich odmiennym sposobie patrzenia na świat, ale przede wszystkim odrzuceniu i izolowaniu od grupy. Oczywiście nasi bohaterowie nie zrozumieli tego od razu. Korek staje się częścią paczki dopiero dzięki inicjatywie Dantego (Hugo Tarres).
Szybko okazało się, iż nowemu koledze podoba się najładniejsza dziewczyna w klasie. Główni bohaterowie postanawiają więc “nauczyć” go, jak powinien postępować z dziewczynami. W efekcie Korek zostaje zasypany dosyć prymitywnymi i wulgarnymi poradami (czytajcie: zwyczajnie głupimi), które chłopak dość skrzętnie zapisuje w swoim dzienniku. Jak można się domyślić, nie trzeba długo czekać, żeby zeszyt trafił w niepowołane ręce. Na szczęście przejęła go Irena Sucha, szkolna kurator. Nie wpadła jednak na pomysł, żeby oddać go właścicielowi. Dlaczego? Bo nie byłoby dramy.
Bardzo nie spodobał mi się ten motyw. Chłopaki może nie wyszli na szowinistycznych dupków, ale na nieempatycznych idiotów na pewno. Oczywiście musieli też przeprosić dziewczyny za swoje zachowanie, czyli za notatki Korka, co tym bardziej mnie zdenerwowało. Za co mieli przepraszać, skoro żadna z dziewczyn w klasie tego nie przeczytała? A nie, przepraszam. Zeszyt trafił w ręce Nel, która uznała za stosowne poczytać dziennik kolegi, gdy tylko zobaczyła go w rzeczach Ireny. Oburzona poleciała z awanturą do Dantego, iż nie chce być kolejną dziewczyną na liście do odhaczenia. No, ale zaraz, dlaczego nikt nie miał problemu z tym, iż czytała cudzy dziennik? To było pogwałcenie prywatności, tylko iż zrobiła to dziewczyna. Więc co? Spoko? No nie, ale dla twórców filmu najwidoczniej to nie ma znaczenia.
Z jednej strony ostatecznie twórcy naprawdę dobrze podeszli do tematu relacji partnerskich i tego jaką rolę w życiu i związku odgrywa seks (nie spartaczyli roboty), a z drugiej podtrzymywali krzywdzące stereotypy, iż chłopcy są nieokrzesani i bezczelni, a dziewczynki grzeczne, ułożone i empatyczne. No błagam. Nie, nie są. Bądźmy szczerzy, dziewczyny też robią listy/rankingi. Różnica jest może tylko taka, iż rzadko która wpada na pomysł, żeby to zapisać i gdzieś zostawić. Wszyscy byli oburzeni, bo to uprzedmiotowienie kobiet, a nikt nie wziął pod uwagę okoliczności. Korek nie spisywał tego złośliwie, robił notatki – bo chłopcy mówili, iż będą go uczyć. Dla niego to był logiczny wniosek. Podszedł do tematu naukowo. To wszystko zmienia.
O ile okoliczności, w jakich zmuszono chłopaków do przepraszania (nadal nie pojmuję za co) wyprowadziły mnie z równowagi, to rozwiązanie, na jakie wpadli, było ujmujące. Tak właśnie powinni przepraszać, gdyby faktycznie nabroili – i to było super.
Co jeszcze zrobiono dobrze? Lekcje edukacji seksualnej. Może nie dosłownie, bo nie mieli takiego przedmiotu, ale z klasą po prostu trzeba było o tym porozmawiać i nie udawajmy, iż to wymysł naszych czasów. Wcześniej też próbowano poruszać te tematy. Tylko wcześniej to się nazywało Wychowanie do Życia w Rodzinie i nie budziło w nikim kontrowersji. Za to w absolutnie każdej szkole robili to źle, puszczając te same, żenujące, pseudo edukacyjne filmiki. Szczerze? Powinni puszczać Piep*zyć Mickiewicza 2.
Sądząc po reakcji młodzieży, która siedziała obok mnie na sali, film zdawał się do nich trafiać, a przynajmniej na pewno się im podobał. Może za rzadko chodzę do kina, ale poważnie, pierwszy raz słyszałam, żeby publiczność klaskała. Tak, to była właśnie wspomniana młodzież – czyli główni odbiorcy filmu.
Obie części mają mnóstwo scen, które może są mało realne, ale o których fantazjował w szkole niejeden uczeń. Na przykład postawienie się surowej nauczycielce z matematyki, bo wreszcie mamy w klasie kogoś, kto rozumie, co ta kobieta mówi. Wilk syty i owca cała. Nie trzeba być wulgarnym, wystarczy być inteligentnym. To była jedna ze scen, na których klaskano.
Długo zastanawiałam się nad oceną. Film miał sporo cringe’owych scen, wiele motywów mnie drażniło, a wątek romantyczny Nel i Dantego, który tak lubiłam w pierwszej części, tutaj w ogóle mi się nie podobał. Jednak Piep*zyć Mickiewicza 2 poruszał wiele ważnych kwestii i robił to wyjątkowo dobrze. Co prawda nie miał tak satysfakcjonującego zakończenia jak jedynka, a szkolny oprawca nie dostał nauczki, ale miał morał i był bardziej realny.
RECENZJA POWSTAŁA WE WSPÓŁPRACY Z MULTIKINEM
Źródło grafiki głównej: materiały poromocyjne