Pielęgniarka wylała nocnik na głowę ordynatora, który nie chciał przyjąć rannego żebraka w brudnym ubraniu

twojacena.pl 7 godzin temu

Wieczór na oddziale chirurgicznym wlecze się nie do zniesienia, jakby czas się zatrzymał, a powietrze stało się gęste i ciężkie, przesycone zapachem środków dezynfekujących i lekarstw. W kącie pokoju pielęgniarek, przy słabym świetle lampy, siedziała Katarzyna Kowalska drobna, z płonącymi oczami i rozczochranymi jasnymi włosami. Na kolanach trzymała otwartą książkę Sienkiewicza, jej pocieszenie, ucieczkę od rzeczywistości.
Dni spędzała na nauce w szkole medycznej, noce na pracy jako salowa, a te rzadkie chwile ciszy były dla niej prawdziwym świętem. Czytanie to nie była zwykła czynność to był sposób, by przetrwać, zachować cząstkę siebie wśród wiader z brudną wodą i sprzątania po pacjentach.
No, no, co my tu robimy? Założyliśmy koło literackie? ostry, drażniący głos przerwał ciszę. Kasia drgnęła. Książka zniknęła. Podniosła wzrok przed nią stał Paweł Nowak, ordynator oddziału. Pojawił się, jak zawsze, bezszelestnie, jakby podkradał się, by przyłapać kogoś na słabości. Niski, z przerzedzającymi się włosami i twarzą zatopioną w wiecznym niezadowoleniu, trzymał jej książkę dwoma palcami, jakby dotykał czegoś brudnego.
Sienkiewicz? uśmiechnął się drwiąco. To oczywiście bardzo szlachetne inspirować się klasyką. Tylko, Kowalska, nie jesteś w salonie arystokratki, tylko w szpitalu. Jesteś tu, by pracować, a nie czytać. Czy myślisz, iż płacimy ci za marzenia?
Kasia powoli wstała. Nie było w niej strachu. Tylko dawna, znana uraza, która narastała latami.
Po pierwsze, płacą mi tak, iż ledwo starcza na chleb. Po drugie, wszystko zrobiłam. Pokoje posprzątane, pacjenci obsłużeni. Mam prawo do przerwy?
Ach, więc o to chodzi! jego głos stał się głośniejszy. Jeszcze się sprzeciwiasz przełożonemu? Ostrzegam cię jeszcze słowo, a wylecisz stąd tak szybko, iż choćby nie zdążysz wspomnieć!
W tym momencie drzwi pokoju pielęgniarek otworzyły się. Na progu stanęła Agnieszka, przyjaciółka Kasi i koleżanka z pracy. Jednym spojrzeniem zrozumiała sytuację.
Kasia, szybko, do szóstki! Dziadek źle się czuje, potrzebna pomoc!
Chwyciła Kasię za rękę, wyprowadziła na korytarz i już w biegu, z przesadną uprzejmością, rzuciła:
Przepraszam, panie ordynatorze, zaraz się tym zajmiemy!
Gdy oddaliły się, Agnieszka westchnęła.
Kasia, oszalałaś? szepnęła, ściskając jej ramię. Po co się z nim kłócisz? On cię zniszczy! Wiesz, iż zrobi wszystko, by utrzymać władzę. Zamknij się, proszę cię!
Nie mogę milczeć, gdy widzę, jak depczą człowieka cicho, ale stanowczo odparła Kasia, patrząc w podłogę. On nie jest lekarzem. To strażnik więzienny.
Twoje słowa nic nie zmienią. A tobie będzie tylko gorzej. Bądź rozsądna.
Rozsądek Kasia gorzko się uśmiechnęła. Dla niej to słowo dawno straciło znaczenie. Od piętnastego roku życia żyła według innego prawa prawa konieczności działania, ryzyka, walki. Zamknęła oczy i na chwilę uciekła z szpitalnego korytarza przed oczami stanął jej dom dzieciństwa.
Słoneczne światło wpadające do salonu. Śmiech ojca silnego, pewnego siebie, odnoszącego się sukcesu. Bierze ją na ręce, wręcza ogromną lalkę z porcelanową twarzą i jedwabnymi włosami. Ten prezent stał się symbolem świata pełnego miłości, stabilności, gdzie wszystko wydawało się wieczne.
Ale ten świat runął jednego wieczoru. Ojciec został pobity w klatce schodowej nie dla zysku, ale jako ostrzeżenie. Konkurenci. Lekarze uratowali mu życie, ale uraz kręgosłupa skazał go na wózek inwalidzki. Z radosnego człowieka stał się wściekłym, cierpiącym, który nienawidził świata i wylewał swój ból na bliskich.
Matka, Anna Nowak, nie wytrzymała ciężaru. Po śmierci męża dostała zawału lekarze mówili o załamaniu nerwowym, wyczerpaniu. Piętnastoletnia Kasia została sama. Sprzedała lalkę, potem wszystko, co miało wartość, by kupić leki. Potem poszła do pracy najpierw jako sprzątaczka, potem salowa.
Widziała, jak pacjenci cierpią, jak lekarze obojętnie przechodzą obok, jak życie ludzkie traci wartość. I wtedy, patrząc na cierpienie matki i wspominając męki ojca, przysięgła: zostanie lekarzem. Prawdziwym. Takim, który słucha, widzi, nie odwraca się. Nie takim jak Paweł Nowak. Te wspomnienia były jej podporą, jej bronią. Nie pozwalały się złamać.
O drugiej w nocy, gdy szpital pogrążył się w ciszy, Kasia znów zasnęła z książką na kolenach. Obudziły ją głosy i hałas w izbie przyjęć. Zerwała się i pobiegła tam.
Na łóżku siedział mężczyzna w podartym ubraniu, z brudną twarzą, we włosach miał błoto. Cuchnął potem i alkoholem. Ściskał prawy bok, a spomiędzy palców sączyła się krew.
Co się stało? zapytała Kasia, podchodząc.
Dźgnęli mnie nożem zachrypiał. Za pusty portfel
Paweł Nowak wyszedł z gabinetu, przyciągnięty hałasem. Obejrzał mężczyznę z pogardą.
I kto to u nas? Żul z dworca?
Ma ranę kłutą powiedziała pielęgniarka dyżurna. Potrzebna pilna operacja.
Ordynator choćby się nie zbliżył. Ocenił wzrokiem, pokręcił głową.
Mam się teraz brudzić dla takich? Jest brudny, pijany, nie ma dokumentów, ubezpieczenia. Kto zapłaci? Nie zamierzam niszczyć sali operacyjnej dla menela.
Ale on może umrzeć! wyrwało się młodej pielęgniarce.
Paweł Nowak zimno się uśmiechnął.
Niech umiera. To naturalna selekcja. Tacy ludzie sami wybierają swój los. Wezwijcie policję. A ja nie mam zamiaru marnować zasobów na śmieci.
Odwrócił się i odszedł. Personel stał w osłupieniu. Mężczyzna na łóżku jęczał, bladł, tracił przytomność. Czas uciekał.
I nagle w głowie Kasi coś pękło. To było zbyt znajome. Ojciec. Długa karetka. Obojętny lekarz. Poczekamy, aż skończymy herbatę.

Idź do oryginalnego materiału