Koncert do samego końca stał pod znakiem zapytania, ponieważ główny wokalista zmagał się z chorobą i nie było pewne, czy da radę zaśpiewać. Dzień wcześniej na swoim profilu na Instagramie zamieścił taki post:
@Krzysztofgrabowski5648
„Gdynia/Ucho/Strachy… ostatni koncert Strachów w tym roku wypadł okazale, choć kilka brakowało a nie odbył by się wcale. Wyjeżdzając dziś z Poznania, na wysokości Swarzędza, nie bytem w stanie zaśpiewać jednej zwrotki bez zanoszenia się kaszlem. Załamany, juz miałem dzwonić po wszystkich, iż dziś koncertu nie będzie… Ale postanowiłem dać sobie szansę. Jedną na 100… Postanowiłem ten kaszel rozkaszleć. Szło to opornie, ale uczepiłem się tej szansy jak tonacy tratwy. Przed Gdańskiem mogłem już zaśpiewać cały numer. Wieczorem zaśpiewałem cały koncert. Jutro w Gdyni gra Pidżama, rano się okaże co zostało z głosu po dzisiejszym… Do jutra więc. Dzięki Gdynia za dziś”
Tym bardziej cieszę się, iż koncert doszedł do skutku. Zobaczenie Pidżamy Porno było na mojej koncertowej liście od dawna, ale dopiero w tym roku udało mi się znaleźć wolny termin, aby wybrać się na ich występ w Trójmieście. Bramki otworzyły się o godzinie 19:00, jednak przed klubem już wcześniej ustawiła się spora kolejka. Fank nie mogli doczekać się wejścia. Tuż po przekroczeniu progu była możliwość zakupu merchu zespołu.
Koncert miał rozpocząć się o godzinie 20:00, choć finalnie zaczął się 15 minut później. Wcale mnie to nie zdziwiło – znając zespół, byłam przygotowana na lekkie opóźnienie.
Krzysztof Grabowski nie bawił się w ckliwe przywitania. Zespół wszedł na scenę i od razu ruszył z grubej rury, otwierając koncert numerem „Browarne bulwary”. Tuż po nim rozbrzmiały energiczne utwory „Synapsy”, „Bon ton na ostrzu noża” i „Taksówki w poprzek czasu”. Publiczność od pierwszych sekund szalała – na środku klubu powstało duże pogo, które pojawiało się praktycznie przy każdej kolejnej piosence. Fani dali się porwać muzyce w stu procentach.
Później zrobiło się nieco spokojniej. Usłyszeliśmy „Śmierć z widokiem na morze”. Ten utwór musiał się pojawić, chociażby ze względu na położenie klubu. Idealnie wpasował się w klimat wieczoru. Następnie znów przyszła pora na szybki numer „Marchef w butonierce”, jeden z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie. Po koncercie nuciłam go jeszcze w drodze do domu. Kolejno usłyszeliśmy „Hokejowy zamek”, „Gorzka”, „Stąpając po niepewnym gruncie” oraz „Chłopcy idą na wojne” – utwory, które na swój sposób opowiadają o codzienności, zmaganiu się z własnymi słabościami, emocjami, rozczarowaniami, a czasem z brutalnością świata. To historie ludzi „z ulicy”, próbujących zrozumieć siebie i rzeczywistość wokół.
Koncert powoli zbliżał się ku końcowi. Przynajmniej jego pierwsza część. Usłyszeliśmy jeszcze „Bal u Senatora ’93”, „Gdy zostajesz u mnie na noc”, „Nikt tak pięknie nie mówił, iż się boi miłości” oraz „Ezoteryczny Poznań”. Po nim nastąpił koniec pierwszego seta. Nie na długo. Po paru minutach zespół wrócił na scenę, by zagrać jeszcze dwa utwory „Idą brunatni” i „Bułgarskie Centrum Hujo**”.
Po tej części koncert oficjalnie dobiegł końca. Jednak fani nie zamierzali odpuścić. Głośnymi okrzykami i brawami wywołali zespół ponownie. Na bis usłyszeliśmy „Tu trzeba krzyczeć” oraz „Pasażer”. Tak zakończył się koncert w gdyńskim klubie Ucho. Na koniec zespół zrobił sobie jeszcze pamiątkowe zdjęcie z fanami.
Koncert oceniam na bardzo udany. Energia ludzi była znakomita, zespół również dopisał, a kontakt z publicznością miał rewelacyjny. Jedynie w setliście zabrakło mi kilku utworów, ale wiadomo – nigdy nie da się dogodzić wszystkim, każdy chciałby usłyszeć coś innego. Małym minusem było to, iż set skrócono o cztery piosenki, które tydzień wcześniej grali w dwóch innych miastach. Najpewniej usunięto je właśnie ze względu na chorobę Grabaża – co jest w pełni zrozumiałe, a najważniejsze, iż koncert w ogóle się odbył. Całość trwała ponad półtorej godziny, co uważam za naprawdę dobry czas.
Fani wychodzili z klubu szeroko uśmiechnięci, wielu wciąż podśpiewywało fragmenty piosenek, a kilku szczęśliwców zgarnęło choćby setlisty na pamiątkę. Widać było, jak bardzo cieszy ich taki drobny gest ze strony zespołu.
Mam ogromną nadzieję, iż Pidżama Porno niedługo znów zawita do Trójmiasta – ja na pewno pojawię się na kolejnym koncercie!
Relacja i zdjęcia: Lara @_malaladypunk










