Po fatalnych filmach cykl książek dla młodzieży autorstwa Ricka Riordana doczekał się kolejnej, tym razem serialowej ekranizacji. Czy w tym przypadku Percy Jackson miał więcej szczęścia?
Na pierwszy rzut oka 12-letni Percy Jackson (Walker Scobell, „Projekt Adam”) nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle swoich licznych ekranowych rówieśników. Raczej typowe problemy w szkole i w domu to wszak obowiązkowy punkt programu każdej historii o nastolatkach – ta na pozór kilka albo wcale się od nich nie różni. Przynajmniej dopóki na scenę nie wkraczają mityczne stwory i wierzenia.
Percy Jackson i bogowie olimpijscy – o czym jest serial?
Te właśnie elementy sprawiły, iż książkowy cykl autorstwa Ricka Riordana stał się światowym bestsellerem, ale również one kompletnie nie wypaliły w przypadku jego pierwszej filmowej ekranizacji, o której bardzo złe zdanie ma również sam twórca tej historii. Serialowy „Percy Jackson i bogowie olimpijscy” to kolejna próba jej adaptacji, a po zobaczeniu czterech pierwszych odcinków (z ośmiu, dwa premierowe są już dostępne na Disney+), mogę już powiedzieć, iż tym razem poszło o wiele lepiej.
Może w głównej mierze dlatego, iż za serial wraz z Jonathanem E. Steinbergiem („Piraci”) odpowiadał sam Riordan, ale z pewnością nie był to jedyny powód, co zresztą fani oryginału gwałtownie wychwycą. Ot, choćby za sprawą większej wierności pierwowzorowi choćby w tak podstawowej kwestii jak wiek bohaterów. Niby sprawa fundamentalna, ale, jak się okazuje, nie dla wszystkich oczywista. A to tylko pierwszy z brzegu przykład błędu twórców filmów, którego w przypadku serialu udało się nie popełnić.
Samo unikanie mielizn, w które wpadła poprzednia ekranizacja, to jednak za mało, żeby opowiedzieć atrakcyjną historię. Tutaj trzeba było sensownego i wciągającego scenariusza oraz dających się lubić i przykuwających uwagę bohaterów. „Percy Jackson i bogowie olimpijscy” w obydwu tych kwestiach daje radę, zabierając nas do świata, w którym rzeczywistość spotyka się z mitologią, nie zapominając przy tym o solidnych podstawach – zarówno emocjonalnych, jak i fabularnych.
Percy Jackson i bogowie olimpijscy to wierna ekranizacja
Tytułowego bohatera poznajemy, gdy jeszcze nic nie wie o swoim niezwykłym dziedzictwie, przydarzające mu się chwile dekoncentracji i bujania w obłokach uznając za objawy trapiących go całkiem zwyczajnych dolegliwości. Wszystko zmienia się jednak w szybkim tempie po jednym ze szkolnych incydentów, gdy matka Percy’ego Sally (Virginia Kull, „Wielkie kłamstewka”) wyjaśnia mu nie tylko, iż fantastyczne historie o greckich bogach są prawdziwe, ale iż on sam jest ich częścią jako syn Posejdona.
Dodajmy do tego, iż jego najlepszy przyjaciel okazuje się satyrem, a jemu samemu grozi niebezpieczeństwo ze strony nauczycieli stworów z piekła rodem, a nasz biedny Percy będzie musiał sporo przetrawić w bardzo krótkim czasie. Daje się to odczuć w serialu, którego akcja praktycznie od początku toczy się w wartkim tempie, z rzadka robiąc przystanki, żeby coś wyjaśnić czy przegadać, za to raz po raz stawiając bohatera przed kolejnymi fantastycznymi wyzwaniami.
Na rytm i nudę nie można więc narzekać, w przeciwieństwie do czasu i przestrzeni, jakie twórcy biorą na oddech. Tych nie ma bowiem adekwatnie wcale, przez co nie mamy za bardzo okazji na zapoznanie się z zasadami, na jakich mityczny świat funkcjonuje, musząc większość z nich brać na wiarę. Dość powiedzieć, iż ani się obejrzymy, a już młody półbóg stanie w obliczu pierwszego wielkiego wyzwania: musi zapobiec wojnie między bogami. Spory przeskok w porównaniu z dysleksją i parszywym ojczymem, które trapiły go jeszcze przed sekundą.
Percy Jackson i bogowie olimpijscy – mity i rzeczywistość
Jako widz również to przejście odczułem i skłamałbym mówiąc, iż było ono całkiem gładkie. Z drugiej jednak strony, serial i jego twórcy mają do zaoferowania w zamian tyle atrakcji, iż o logicznych dziurach i fabularnych brakach dość gwałtownie się zapomina lub przynajmniej w miarę łatwo przymyka na nie oko. Tym bardziej iż koniec końców nie są tu one najistotniejsze.
Znacznie ważniejsze jest bowiem to, żeby na losy serialowych bohaterów patrzyło się z przyjemnością, a ich samych darzyło sympatią, dzieląc towarzyszące im emocje. Pod tym względem „Percy Jackson i bogowie olimpijscy” wypadają natomiast nieźle, potrafiąc tchnąć życie w fantastyczną historię, także tam, gdzie scenariusz niedomaga.
W tym z kolei wielka zasługa młodej obsady na czele ze świetnie obsadzonym Walkerem Scobellem. Jego Percy, mimo iż fizycznie różni się od książkowego oryginału, jest mu bliższy niż w przypadku filmowej wersji Logana Lermana, przypominając po prostu człowieka z krwi i kości, a nie wyciętą z kartonu postać. Ba, nie traci tej cechy choćby już po tym, jak zamienia długopis na miecz, ze zwykłego dzieciaka stając się greckim półbogiem. Wciąż ma wówczas te same troski, wciąż czuje się niedopasowany, wciąż nie znajduje zrozumienia u dorosłych. A jakby tego było mało, teraz ma jeszcze ojca, którego milczenie i chłodna obojętność bolą bardziej, niż gdy go po prostu nie było.
Siłą rzeczy, towarzyszący Percy’emu w jego misji satyr Grover (Aryan Simhadri) i córka Ateny Annabeth Chase (Leah Jeffries, „Imperium”) nie są postaciami aż tak rozbudowanymi jak on. Stanowią jednak dobre uzupełnienie, nie tyle pomagając głównemu bohaterowi w wypełnieniu zadania, co przede wszystkim pozwalając ujrzeć go w ludzkim wymiarze. Takim, gdzie ponad boskimi stawia się takie kwestie, jak przyjaźń, oddanie i zaufanie, na które trzeba sobie zapracować.
Percy Jackson i bogowie olimpijscy – czy warto oglądać?
Można z tego wszystkiego wywnioskować tyle, iż choć niepozbawiona wad, „Percy Jackson i bogowie olimpijscy” to udana ekranizacja, która powinna zadowolić zarówno fanów książek, jak i tych, którzy zetkną się tą historią po raz pierwszy. Najmocniej zwróciłbym jednak uwagę na fakt, iż mitologiczna otoczka opowieści, stanowiąca przecież jej znak rozpoznawczy, nie przyćmiewa tu całej reszty. Co więcej, to wręcz ta „reszta” stanowi o prawdziwej sile serialu.
Fantastyczne elementy to bowiem jedno – raz wypadają tu lepiej, raz gorzej, czy to pod względem fabularnym, czy wizualnym. Ale już sama historia w swoim clou takich wahań nie ma, przedstawiając ponadczasową w gruncie rzeczy opowieść o dorastaniu, związanych z tym problemach i ich przezwyciężaniu, nieważne, czy mają one postać przerażających bestii, czy jeszcze straszniejszych dorosłych. Metafora nie jest wyrafinowana, ale w tym przypadku nie musi być, szczególnie iż najzwyczajniej w świecie działa.
Tak samo, jak działa „Percy Jackson i bogowie olimpijscy”, który wypada najlepiej właśnie wtedy, gdy nie kombinuje, odnosząc się do prostych emocji, które są przekładane na równie proste historie. Bo te tutejsze ostatecznie takie są, choćby w najbardziej rozbudowanych, pełnych mitologicznych wydarzeń i postaci wersjach. Czy to wyróżnia serial Disney+ na tle konkurencji na tyle, żeby poświęcić mu uwagę? Na pewno wystarczająco, aby uczynić go wartościowym dla młodszej i oglądalnym dla starszej widowni. A to przecież nie zawsze idzie w parze.