Pejcz motywacji / Zewediach

publixo.com 2 dni temu

Marcin siedział przy biurku, wpatrując się w ekran pełen arkuszy kalkulacyjnych. Liczby, formuły, tabele – jeszcze kilka lat temu sprawiały mu satysfakcję. Teraz? Teraz czuł, iż z każdym kolejnym dniem jego entuzjazm odpływał niczym budżet w źle zarządzanej spółce.

Westchnął i zerknął na zegar. Dopiero 10:12. Do końca zmiany zostało jeszcze prawie sześć godzin, ale miał wrażenie, iż czas się zatrzymał.

— Nie mogę już — mruknął do siebie, po czym wstał i ruszył w stronę pokoju team leadera, Pawła.

Paweł, mężczyzna w okolicach czterdziestki z wiecznie zmęczoną miną, spojrzał na niego znad kubka zimnej już kawy.

— Co jest, Marcin?
— Wiesz co, Paweł… Chyba tracę motywację. Robię te same rzeczy dzień w dzień, a to wszystko staje się jakieś… bez sensu.

Paweł podrapał się po brodzie, po czym wzruszył ramionami.

— No tak, rozumiem. Znam to uczucie. Ale wiesz, korpo to korpo. Czasem trzeba po prostu robić swoje i nie myśleć za dużo.
— Tylko iż ja już nie daję rady. Myślałem, iż może… jakiś inny projekt, coś nowego? — Marcin próbował ostatniego argumentu.
— Zobaczę, co da się zrobić, ale nic nie obiecuję — powiedział Paweł tonem, który jasno sugerował, iż raczej nic się nie da zrobić.

Marcin wrócił do biurka, jeszcze bardziej przygnębiony. Jednak los miał dla niego inny plan.

Po chwili w pokoju open space pojawił się młodszy menedżer zespołu – Damian. Był nowy w firmie, awansował gwałtownie i miał w sobie ten typ energii, który sprawiał, iż ludzie albo go podziwiali, albo go unikali.

Podszedł do Marcina i klepnął go w ramię.

— Słyszałem, iż masz problem z motywacją — powiedział z uśmiechem.
— No… można tak powiedzieć.

Damian pokiwał głową, po czym teatralnym ruchem wyjął zza pleców cienki, skórzany pejcz.

— To może cię zmotywuję!

W open space zapadła cisza. Ktoś w oddali zakasłał nerwowo. Kilka osób zerknęło znad monitorów, zastanawiając się, czy to żart, czy jednak szykuje się jakaś akcja rodem z filmu biurowego klasy B.

Marcin spojrzał na pejcza, potem na Damiana.

— Serio?
— Żartuję, oczywiście. Ale widzisz, w tej robocie czasem trzeba trochę dystansu — zaśmiał się Damian, chowając pejcz do plecaka.

Marcin westchnął, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu. Absurd całej sytuacji jakoś go rozbawił.

— Dobra, Damian. Może faktycznie trochę przesadzam.
— Oczywiście, iż przesadzasz! — odparł menedżer. — Ale serio, jeżeli chcesz coś zmienić, to pogadaj ze mną. Może znajdzie się coś nowego do roboty.

Marcin skinął głową. Nagle poczuł, iż może jednak jeszcze nie czas na rzucenie tej pracy. Może wystarczyło znaleźć inny sposób, by się zmotywować – najlepiej taki, który nie wymagałby użycia pejcza.

Minęło kilka dni od tamtej absurdalnej sceny, ale myśl o pejczu nie dawała Marcinowi spokoju. Damian żartował, ale coś w jego spojrzeniu sugerowało, iż może jednak… nie do końca.

Tymczasem praca wciąż była taka sama – nudna, powtarzalna, wyprana z emocji. Marcin czuł się jak trybik w machinie, której sens istnienia przestawał rozumieć.

W końcu, po kolejnej godzinie ślęczenia nad audytowymi tabelkami, nie wytrzymał. Wstał od biurka i podszedł do Damiana, który właśnie kończył rozmowę z innym pracownikiem.

— Ej, Damian…
— No?
— A co jeśli… No wiesz, ten pejcz… jednak by pomógł?
Damian spojrzał na niego uważnie, jakby analizował sytuację.
— Masz na myśli… iż chciałbyś go przetestować?
Marcin przełknął ślinę.
— Może to jedyny sposób, żeby wyrwać się z tej rutyny.
Damian uśmiechnął się szeroko.
— No dobra. Po pracy. Sala konferencyjna B.


Godzina 18:07. Otwarta przestrzeń biura opustoszała. Tylko w rogu sprzątaczka walczyła z kawową plamą na wykładzinie.

Marcin wszedł do sali konferencyjnej B. Na stole leżał pejcz. Damian stał obok, rozciągając palce, jakby przygotowywał się do jakiejś wyjątkowej prezentacji PowerPointa.

— Jesteś gotów? — zapytał.

Marcin skinął głową, choć nie był pewien, na co dokładnie się pisze.

— No to lecimy.

Świst.
Plask!

— Agh! — Marcin aż się wzdrygnął.
— I jak? — zapytał Damian.

Marcin przez chwilę się zastanawiał. Coś dziwnego się wydarzyło. Jakby… przebudził się z letargu.

— Jeszcze raz.

Świst.
Plask!

— O cholera… Czuję… Czuję energię!

Damian zaśmiał się triumfalnie.

— A nie mówiłem? Pejcz motywacji!

Marcin złapał się za ramię. Czuł ból, ale jednocześnie jego umysł nagle się rozjaśnił.

— To działa… To naprawdę działa!
— No to od dzisiaj co rano na stand-upie po jednym strzale, co ty na to?
— Nie wiem, czy to zgodne z polityką firmy…
— A czy polityka firmy zabrania bycia zmotywowanym?

Marcin nie miał argumentu.

I tak oto w jednym z biur korporacji w Katowicach narodziła się nowa metoda motywacyjna. Nie było już potrzeby organizowania nudnych webinarów o zarządzaniu stresem. Nie było już rozmów o wypaleniu zawodowym. Był tylko pejcz i odnowiona chęć do pracy.

A wydajność zespołu audytowego wzrosła o 37%.
Idź do oryginalnego materiału