Pearl Jam – Dark Matter – recenzja płyty

popkulturowcy.pl 2 tygodni temu

19 kwietnia, gdy oczy muzycznego świata zwrócone były w kierunku Taylor Swift, zespół Pearl Jam pokornie walczył o swoje miejsce w zgiełku dźwięków. Decyzja o wydaniu płyty tego samego dnia, co jedna z najważniejszych artystek współczesnej sceny, choćby przy tak znaczącym dorobku panów z perłowego dżemu, brzmi jak strzał w kolano. Rockowym weteranom nie straszne są jednak wyzwania. Ich dwunasty studyjny album – Dark Matter – to nie tylko kontrapunkt wobec mainstreamowego popu, ale także manifestacja niezłomnego, walecznego ducha.

Pearl Jam, czyli prawdziwe legendy mrocznego Seattle. To właśnie oni, obok Nirvany czy Alice in Chains, definiowali brzmienie lat dziewięćdziesiątych. I to właśnie oni, kiedy huk gitarowych riffów zaczął cichnąć, a echo złotej ery grunge’u odchodziło w zapomnienie, postanowili przetrwać. Rok po roku umacniali swoją pozycję, adaptując się do zmieniających się trendów. Czasem odnosząc sukces, innym razem mierząc się z porażką. Niektóre z dzieł muzyków, takie jak chociażby Binaural (2000), spotykały się z chłodnym przyjęciem i ostrą krytyką. Mimo to, zespół kontynuował działalność, niezachwianie trwając na swojej muzycznej ścieżce. Ich najnowsze od czterech lat dzieło – Dark Matter – wnosi do typowego rockowego brzmienia lekki, ale jeszcze nieśmiały powiew świeżości.

Do produkcji Dark Matter członkowie Pearl Jam zatrudnili Andrew Watta, który maczał palce przy ostatnim wydaniu The Rolling Stones – Hackney Diamonds. Wkład Watta w unowocześnienie brzmienia gigantów rock’n’rolla nie pozostał niezauważony. Płyta Stonesów namieszała w zeszłorocznych zestawieniach. Nic więc dziwnego, iż do młodego producenta zwrócił się Eddie Vedder, chcąc dodać do dyskografii Pearl Jam coś zupełnie nowego. Czy mu się udało?

Dark Matter składa się z jedenastu utworów. Album rozpoczyna się od żywych, energetycznych kompozycji – Scared Of Fear oraz React, Respond. I chociaż nie ma w nich nic odkrywczego, bo przez cały czas oscylują wokół schematów typowych dla twórczości Pearl Jam, wypadają bardzo świeżo. Trzeci w kolejności jest tytułowy singiel, który pomimo ostrego zacięcia i żarliwego głosu Veddera, prezentuje się dość zwyczajnie. Won’t Tell na tle innych utworów na Dark Matter jest mało charakterystyczne, przemyka prawie niespostrzeżenie. Ciekawą propozycją natomiast jest Upper Hand, quasi-ballada, urzekająca emocjonalną gitarową solówką. Waiting For Stevie zdecydowanie przypadnie do gustu zagorzałym fanom Pearl Jam.

Running może podzielić słuchaczy. Z jednej strony nie brak mu żywiołowości, a w głosie Veddera wciąż można wyczuć ogień. Niestety, ta energia gaśnie w połowie utworu, sprawiając, iż staje się nieco nudny i monotonny. Something Special, oprócz pojawiających się przy refrenie chórków, to w zasadzie….nic specjalnego. Podobnych kompozycji w swoim repertuarze panowie z Pearl Jam mają już naprawdę na pęczki. Got to Give dla uważnych słuchaczy będzie brzmieniem przypominać zespół The Who. Ostatni z utworów, czyli Setting Sun, rozkręcający się w drugiej połowie, to prawdziwa perełka. Wciąga słuchacza w istny wir emocji.

Dark Matter ma swoje wady, jak i zalety. Watt starał się wydobyć z brzmienia Pearl Jam to, co najlepsze i połączyć to z duchem dzisiejszych czasów. Finalnie, Dark Matter zawiera naprawdę udane, interesujące kawałki, jak i także te poprawne, nieangażujące i bezpieczne. Nie jest to zła płyta, ale nie można wyzbyć się wrażenia, iż czegoś na niej zabrakło. Być może następny krążek Pearl Jam przyniesie więcej zaskoczeń.

Źródło obrazka wyróżniającego: fot. Danny Clinch

Idź do oryginalnego materiału