Patchwork. Architektura Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak

magazynszum.pl 10 godzin temu

Wrocławski patent

To było zdarzenie bez precedensu – 18 lipca 1974 roku w siedzibie Stowarzyszenia Architektów Polskich SARP, jak co roku, odbywało się wielkie święto architektury. Z tej okazji na dziedzińcu pałacu Zamoyskich przy ulicy Foksal w Warszawie stanął obiekt, który wyglądał jak abstrakcyjna rzeźba plenerowa. Cztery płynnie ukształtowane elementy – dwa białe, dwa o fakturze i kolorze surowego betonu – składały się na ażurową pętlę o obrysie zaokrąglonego czworoboku. Wszystkie tworzące ją elementy miały identyczny kształt i pochodziły z takiej samej formy. Jak przystało na prefabrykat – „klocek” służący do konstruowania pewnej całości – konfiguracja elementów była tylko jedną z dziesiątków możliwych.

Tego dnia nagrodę honorową SARP – najbardziej prestiżowe wyróżnienie architektoniczne w Polsce – otrzymała Jadwiga Grabowska-Hawrylak. Była to sytuacja zupełnie wyjątkowa. Pierwszy raz w historii została nagrodzona kobieta. Po raz pierwszy także wyróżnienie przyznano nie za całokształt twórczości, ale za jedno wskazane dzieło. Zaskakująca była choćby data – zwykle stowarzyszenie przyznawało swoje nagrody 22 lipca, przy okazji Narodowego Święta Odrodzenia Polski. W uzasadnieniu członkowie jury – Henryk Buszko, Zbigniew Pawelski, Zygmunt Majerski, Stefan Müller i Jan Wellenger – podkreślali, iż nagroda została przyznana zarówno za projekt, jak i za doprowadzenie do jego realizacji. Nagrodzono więc nie tylko talent, ale także upór i konsekwencję.

Jadwiga Grabowska-Hawrylak i Henryk Buszko, ówczesny prezes SARP, zbiory prywatne

[…]

Powstanie zespołu przy placu Grunwaldzkim przywracało nadzieję, dowodząc, iż i bez systemowej rewolucji można tworzyć dzieła naprawdę niezwykłe. „Należałoby podkreślić, iż prefabrykowane elementy elewacyjne o skomplikowanym, wielokrzywiznowym i wielopłaszczyznowym rysunku stanowią ciekawą a tak rzadko stosowaną próbę pełnego wykorzystania morfologicznych własności żelbetu, które dają dużą swobodę jego kształtowania bez naruszania zasad statyki. Możliwości takie, dyskusyjne w przypadku żelbetu wylewanego (ze względu na konieczność stosowania kosztownego i skomplikowanego szalowania), w przypadku prefabrykacji, przy wielokrotnym użyciu tej samej formy mają pełne uzasadnienie, tym bardziej iż związany z tym koszt jest niemal niezauważalnie większy w stosunku do tradycyjnego formowania budynku” – pisał Stefan Müller[ref]S. Müller, Morfologia prefabrykacji, „Architektura” 1973, nr 10, s. 381–382[/ref].

[…]

Im więcej pojawiało się przydomków, plotek i historii, tym bardziej forma zespołu – początkowo obca w panoramie miasta – stawała się ważnym elementem architektonicznej „wrocławskości”

Faktem jest, iż niemal natychmiast obiekty stały się jedną z architektonicznych ikon miasta – ich zdjęcia pojawiały się w albumach, na pocztówkach i plakatach, a zespół przy placu Grunwaldzkim z roku na rok coraz głębiej wrastał w mentalną mapę Wrocławia. Jako największe w mieście skupisko wieżowców zaczął być potocznie nazywany lokalnym „Manhattanem”. Betonowe osłony przyniosły mu mniej zaszczytne miano „bunkrowców”, zaokrąglone kształty zaś – „sedesowców”.

Szybko również stał się tematem miejskich legend: powtarzano, iż budynki miały pierwotnie powstać w jednym z państw Bliskiego Wschodu, stąd głębokie prefabrykowane osłony, i iż okna w zaokrąglonych otworach miały mieć soczewkowo wypukłe szyby. Im więcej pojawiało się przydomków, plotek i historii, tym bardziej forma zespołu – początkowo obca w panoramie miasta – stawała się ważnym elementem architektonicznej „wrocławskości”.

Opis patentowy nr 62640, Urząd Patentowy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, zbiory prywatne
Elewacja boczna jednego z wieżowców, fot. Michał Diament, zbiory Muzeum Architektury we Wrocławiu

„Wrocławski” koncept miał szansę na karierę w większej skali. Jeszcze w 1969 roku do Urzędu Patentowego Polskiej Republiki Ludowej wpłynęło zgłoszenie patentowe dotyczące elementu budowlanego stosowanego jako ścianka-balustrada balkonowa wykonana w formie przestrzennego prefabrykatu o zmiennej wysokości. Jako autorzy pomysłu – z formalnego punktu widzenia: pełnoprawnego wynalazku – figurują Jadwiga Grabowska-Hawrylak, Włodzimierz Wasilewski i Wojciech Święcicki, jako właściciel patentu występuje zaś „Miastoprojekt Wrocław”. Podstawowe atuty rozwiązania dotyczyły kwestii konstrukcyjnych i ekonomicznych. Element mocowany bezpośrednio do konstrukcji miał nie obciążać płyty stropowej budynku, co umożliwiało dużą oszczędność stali zbrojeniowej. Krzywoliniowy profil zapewniał wytrzymałość i pozwalał uniknąć niepożądanych naprężeń na narożnikach. Złącza umieszczone w pionowym „słupku” sprawiały, iż element był również niezwykle prosty w montażu. Patent opublikowano dwa lata później. Nic nie stało na przeszkodzie, aby wrocławskie biuro i zespół Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak stali się potentatami w kwestii architektury krzywoliniowych prefabrykatów.

Pojawiały się również kolejne zamówienia, w których można było zastosować wynalazek. Pierwsze wpłynęło około 1970 roku z wrocławskiego Zarządu Inwestycji Szkół Wyższych. Dotyczyło hotelu studenckiego z klubem, restauracją i kawiarnią, który miał stanąć także przy placu Grunwaldzkim, po przeciwnej stronie skrzyżowania z ulicą Marii Skłodowskiej-Curie, w odległości 200 metrów od wznoszonego wówczas zespołu mieszkaniowo-usługowego. Nadarzała się więc okazja, aby przekształcić tę część miasta w spójną architektoniczną kompozycję.

1
Do zobaczenia 18.04.2019

„Patchwork: The Architecture of Jadwiga Grabowska-Hawrylak” w Center For Architecture w Nowym Jorku

Redakcja

[…]

Kolejne zlecenie przyszło w 1973 roku z Torunia. Tamtejsze władze miejskie były zainteresowane budową atrakcyjnego pod względem architektonicznym osiedla, które uzupełniłoby ofertę mieszkaniową dynamicznie rozwijającego się miasta, domykając od strony historycznego centrum niezagospodarowane nadwiślańskie tereny na Bydgoskim Przedmieściu5. Zadanie traktowano absolutnie priorytetowo – teren przeznaczony pod zabudowę znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie Starego Miasta i miał w zamyśle stanowić bardzo istotny element toruńskiego nadbrzeża Wisły. Przedstawiciele Miejskiej Rady Narodowej nie szczędzili środków na przygotowanie inwestycji – aby zaznajomić potencjalną autorkę z miejscem przewidzianym pod budowę osiedla, zorganizowali choćby studialny przelot śmigłowcem nad „terenem opracowania”, przy okazji zaś – poglądowo – także nad resztą miasta.

Projekt osiedla Rybaki w Toruniu, rozwinięcia elewacji, zbiory prywatne
Po przełomie 1989 roku zrobiło się jeszcze straszniej. Odzyskaną wolność najszybciej udało się wykorzystać do podporządkowania sobie najbliższego otoczenia. Kto mógł, wstawiał nowe okna.

Ostatecznie opatentowane prefabrykaty poza zespołem przy placu Grunwaldzkim zostały użyte tylko raz – do stworzenia przestrzennej rzeźby przed siedzibą Stowarzyszenia Architektów Polskich SARP przy ulicy Foksal w Warszawie latem 1974 roku. Wrocławski wynalazek na zawsze pozostał awangardowym prototypem.

Stworzony przy jego wykorzystaniu unikatowy zespół zabudowy przy placu Grunwaldzkim bardzo gwałtownie zaczął podupadać, demaskując wszelkie oszczędności i wykonawcze niedoróbki. Ściany szczytowe pękały na potęgę, pokrywając się pajęczyną krakelur, wypełnianych przez administrację czarną masą bitumiczną. Płyta, pod którą znajdowały się parking i garaże, niemal natychmiast zaczęła przeciekać i powstały w niej głębokie dziury. Na betonie pojawiły się zacieki i przebarwienia. Po przełomie 1989 roku zrobiło się jeszcze straszniej. Odzyskaną wolność najszybciej udało się wykorzystać do podporządkowania sobie najbliższego otoczenia. Kto mógł, wstawiał nowe okna – o dowolnym wykroju i kolorze, kto chciał, malował balkonowe wnęki. Podobną kreatywność wykazywali nowi użytkownicy pawilonów, zmieniając je powoli w kakofoniczną zbieraninę reklamowych banerów, wyświetlaczy, szyldów i kolorowych folii. Okazało się, iż w wolnej Polsce nie ma mechanizmów, które mogłyby ich powstrzymać. Nie udało się choćby zapobiec przemalowaniu jednego z pawilonów na żółto – identyfikacja wizualna sieci tanich sklepów spożywczych okazała się narzędziem silniejszym niż prawo do przestrzennego ładu. Zdyscyplinowana architektura budynków zespołu przy placu Grunwaldzkim, ku przerażeniu autorki, stała się przestrzenią nieokiełznanej samowoli.

Jadwiga Grabowska-Hawrylak, w tle prefabrykaty eksponowane na dziedzińcu pałacu Zamoyskich w Warszawie (siedziba Zarządu Głównego SARP), 1974 rok, fot. N.N. Zbiory Archiwum Zarządu Głównego SARP

Kolejne próby ochrony zespołu przy placu Grunwaldzkim spalały na panewce. Działania „miękkie” nie przynosiły rezultatu. Nie pomagały dyskusje, artykuły, listy do prasy. Sprawy nieco przyspieszyły w 2008 roku, kiedy z inicjatywy wrocławskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich SARP i środowiska historyków sztuki powstała wrocławska lista Dóbr Kultury Współczesnej – wykaz najważniejszych obiektów zrealizowanych po 1945 roku, które powinny być objęte ochroną[ref] Nad opracowaniem listy pracował zespół w składzie: Agnieszka Zabłocka-Kos, Agata Gabiś, Roman Rutkowski i Michał Duda. Szerzej o zmianie postrzegania wrocławskiej architektury powojennej – por. A. Gabiś, Koncepcje i rzeczywistość: wrocławska architektura 1956–1970, Wrocław 2013, s. 9–10 [mps pracy doktorskiej].[/ref]. Potrzebę chronienia zespołu dostrzegły także władze miasta. Inicjatywa otrzymała wsparcie Jacka Barskiego – dyrektora Departamentu Architektury i Rozwoju, Piotra Fokczyńskiego – architekta miasta, i Katarzyny Hawrylak-Brzezowskiej – miejskiej konserwator zabytków[ref] W wypadku żadnej z wymienionych osób zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa. Gdyby nie rodzinne architektoniczne tradycje, pewnie trudniej byłoby ich przekonać.[/ref]. Na zlecenie biura Miejskiego Konserwatora Zabytków powstały dwadzieścia cztery „białe karty” najbardziej wartościowych budynków, takie same jak dla wszystkich innego obiektu potencjalnie mającego wartość zabytkową. Niby banał, po raz pierwszy jednak udało się doprowadzić do sytuacji, w której urzędnicy i eksperci spróbowali spojrzeć na tak zwane dziedzictwo Polski Ludowej bez utrudniających waloryzację emocji, mierząc „bloki” i pawilony taką samą miarą jak barokowe pałace, gotyckie kościoły czy dziewiętnastowieczne kamienice. Powstały opracowania między innymi dla Trzonolinowca Jacka Burzyńskiego i Andrzeja Skorupy, Wydziału Chemii i Wyższej Szkoły Rolniczej Krystyny i Mariana Barskich, a także galeriowca przy ulicy Hugona Kołłątaja, szkoły przy ulicy Podwale i – oczywiście – zespołu przy placu Grunwaldzkim[ref] Opracowywaniem „białych kart” dla poszczególnych budynków i założeń zajmowali się Agata Gabiś, Michał Duda i Krzysztof Ziental. Wszystkie są dostępne w archiwum Miejskiego Konserwatora Zabytków we Wrocławiu.[/ref]. Był to pierwszy krok do formalnej ochrony „źle urodzonego” dziedzictwa, które w tym samym czasie – za sprawą ciekawości nowego pokolenia badaczy – wzbudzało coraz większe zainteresowanie. Zaczynała się moda na tak zwany socmodernizm[ref] Zupełnie świadomie w niniejszej publikacji termin ten, wprowadzony jako określenie lekko pejoratywne przez Adama Miłobędzkiego, pojawia się tylko raz w kontekście pewnej mody, społecznego zjawiska. Jestem przekonany, iż choć brzmi on dość chwytliwie i ma spory potencjał retoryczny, to nijak nie służy temu, czemu nowinki terminologiczne służyć powinny, czyli opisywaniu specyfiki. Mam wielką nadzieję, iż jego chwilowa kariera podzieli losy innych nietrafionych terminów, takich choćby, jak pogrzebany kilka dekad temu „pseudogotyk”.[/ref]…

Niniejszy fragment pochodzi z publikacji Patchwork. Architektura Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak, autorstwa Michała Dudy wydanej nakładem Muzeum Architektury we Wrocławiu w 2016.

Idź do oryginalnego materiału