Pan Savyan – Kwiaty przyjemności – recenzja albumu. Muzyczny bukiet, który nie potrzebuje wazonu

popkulturowcy.pl 1 miesiąc temu

Pan Savyan szturmem podbił polskiego YouTube’a tanecznym W kolorku amaretto. Jego oryginalny styl, zabawny tekst, wpadająca w ucho melodia oraz teledysk przysporzyły mu wielu oddanych fanów. Regularnie pojawiały się nowe piosenki i klipy, aż w końcu nadszedł czas na debiutancki album!

Kwiaty przyjemności to płyta, którą fani Pana Savyana pokochają od pierwszego przesłuchania. Nie brakuje tutaj tanecznych disco utworów, ballad czy eksperymentalnych form muzycznych. Na swoim debiutanckim krążku artysta zamieścił w sumie dziesięć piosenek, z czego cztery są zupełnie nowe. Reszta to znane hity, z W kolorku amaretto na czele. Ciężko nie oprzeć się wrażeniu, iż wszystko zostało zapisane w gwiazdach. Dzień po premierze płyty rozpoczęła się retrogadacja Merkurego, a jest to właśnie utwór otwierający album.

Retrogradacja Merkurego wprowadza słuchacza w nastrój płyty – będzie tanecznie, z dużą dawką disco i dobrej zabawy! Drugim utworem jest największy hit Pana Savyana, czyli kultowe już W kolorku amaretto. Piosenka stała się tak viralowym przebojem, iż wokalista stworzył dodatkową wersję teledysku, która bazuje na filmikach nadesłanych przez fanów. Totalnie się nie dziwię. Sama znam choreografię na pamięć i jestem w stanie ją zatańczyć o każdej porze dnia i nocy! Jednak artysta bawi się konwencjami muzycznymi i chwilę po amarettowym pląsie pojawia się bardziej gitarowe brzmienie – Twój syn.

Jednym z ostatnich singli Pana Savyana jest Lumpeksowe serce i właśnie ta ballada ponownie zmienia nastrój po tej krótkiej chwili zbliżonej do rocka. Od razu przyznaję, iż uwielbiam wolniejsze piosenki, którymi karmi nas artysta. Dźwięki kojarzą się z latami 80., a teksty są prawdziwym balsamem na moje serduszko. I po raz kolejny Pan Savyan zaskakuje, ponieważ kolejnym utworem na albumie jest Disconnection. Nieznana wcześniej piosenka jest o tyle ciekawa, iż to pierwszy singiel wokalisty po angielsku. Dotychczasowa twórczość bazowała wyłącznie na języku polskim. Jednak i ona bardzo gwałtownie wpada w ucho, a potem naprawdę trudno pozbyć się jej z głowy.

Kolejny set utworów jest już czystym tanecznym szaleństwem – Szlachetne intencje, Hej, lisku, Emerytowany playboy i Święty spokój. Sprawiają, iż nóżka sama się buja i naprawdę ma się ochotę wyjść na parkiet. Pierwsze trzy z nich to nowe kawałki, ale już po dwóch-trzech odsłuchaniach ma się wrażenie, iż zna się je od bardzo dawna. Moim faworytem w tym zestawieniu jest Hej, lisku i z zapartym tchem czekam na teledysk. Znając wcześniejsze klipy Pana Savyana, jestem przekonana, iż będzie to prawdziwa perełka. Kwiaty przyjemności kończy ballada Miasto miłości, co jest wisienką na tym muzycznym torcie.

Okładka albumu Kwiaty przyjemności

Kwiaty przyjemności to album, który daje wiele radości. Pan Savyan umiejętnie bawi się konwencjami muzycznymi, a jego teksty piosenek są po prostu epickie. Dochodzi do tego taneczny styl disco, który sprawia, iż płyta jest po prostu przyjemna w odbiorze, zarówno w tle, jak i przy bardziej świadomym słuchaniu. Zdaję sobie sprawę, iż nie do każdego taka muzyka trafia. W moim przypadku Pan Savyan idealnie celuje w moje poczucie humoru oraz umiłowanie do tańczenia przy każdej okazji. Kwiaty przyjemności, cytując okładkę, to muzyczny bukiet, który nie potrzebuje wazonu.

Nie można nie zwrócić również uwagi na stylistykę albumu. Okładka Kwiatów przyjemności przypomina okładkę starego czasopisma Bravo. Na płycie nadrukowany jest sweter, tak dobrze znany z teledysku W kolorku amaretto, a ponadto w środku możemy znaleźć dodatki. Jednym z nich jest unikalny plakat Pana Savyana – oczywiście zachowany w stylistyce znanej z jego teledysku. Drugim jest uniwersalny kalendarz, który można używać latami. Dodatkowo album można było nabyć w różnych wersjach. Ja zaopatrzyłam się w Amarettową Różę, która zawiera dodatkowe dwie wersje akustyczne utworów, nagrane w sypialni Pana Savyana oraz autograf. Dostępne były również pakiety deluxe, które bardzo gwałtownie się wyprzedały, a można w nich było znaleźć koszulki, kasetę magnetofonową czy VHS oraz przypinki.

Dla mnie jedynym minusem Kwiatów przyjemności jest brak dwóch utworów. Truskawkowe pole było hitem mojego ubiegłego lata, więc trudno mi się pogodzić z tym, iż nie pojawił się na albumie. Podobny żal odczuwam względem Bursztynowych koralików, nagranych w duecie z Julią Kamińską. Zdecydowanie są to piosenki, które zasługują na swoje miejsce na fizycznym krążku i mam nadzieję, iż Pan Savyan o nich nie zapomni i być może pojawią się na kolejnej płycie.

W naszym smutnym i na co dzień trudnym życiu potrzeba zdecydowanie więcej koloru. Najlepiej amaretto. Pan Savyan i jego Kwiaty przyjemności wywołują dużo pozytywnych emocji, a nam nie pozostaje nic innego jak czekać na kolejne epickie teledyski, trasę koncertową oraz nowe piosenki!

Fot. główna: materiały prasowe Baisel

Idź do oryginalnego materiału