Od dziś w serwisie Apple TV+ możecie oglądać „Pamiętniki Mordbota” – kolejny oryginalny serial streamera zaliczający się do gatunku science fiction. Czy warto zainteresować się tym tytułem? Dowiecie się tego z naszej recenzji.
Jeśli wraz z końcem maja i zbliżającym się finałem „Studia” planowaliście zawiesić subskrypcję Apple TV+, to ten serial powinien was od tego odwieść. Debiutujące dziś „Pamiętniki Mordbota” można uznać za kolejny dowód tego, iż platforma z nagryzionym jabłuszkiem przeżywa coś, co możemy już chyba określić najlepszym okresem w jej sześcioletniej historii. Adaptacja pierwszej noweli z nagradzanego cyklu Marthy Wells to science fiction, jakiego telewizja nie miała, i jeszcze jedna perełka w bibliotece streamera.
Pamiętniki Mordbota – o czym jest serial Apple TV+?
Liczący 10 odcinków (widziałem przedpremierowo wszystkie z nich) projekt braci Paula i Chrisa Weitzów („American Pie”, „Był sobie chłopiec”) jest pełnoprawną komedią fantastycznonaukową, która zabiera nas w bliżej nieokreśloną przyszłość/alternatywną rzeczywistość, gdzie ludzkość na dobre osiedliła się już pośród gwiazd. Nad porządkiem we wszechświecie wciąż panują korporacje, a wszelkie międzyplanetarne wojaże nadzoruje niejaka Firma. My zabieramy się na eksplorację z niewielką grupką badawczą i pewnym nietypowym androidem.

Stworzenie (w tej roli Alexander Skarsgård, „Sukcesja”), które zwie się tytułowym Mordbotem, jest specjalną jednostką ochroniarską, mającą na celu utrzymanie ludzi przy życiu. Bardziej niż o bezpieczeństwo swych klientów android dba jednak o… stale poszerzającą się ofertę rozrywki multimedialnej (czytaj: kosmiczne opery mydlane). Myk polega bowiem na tym, iż Mordbot zhakował swój moduł kontrolera, dzięki czemu zyskał wolną wolę. Resztę ekspedycji spędzi w niepokoju, obawiając się, iż ludzie poznają słodki sekret. I przerwą seans ulubionego serialu.
Jak możecie się spodziewać, okazji do uporczywych przerw w bindżówie Mordbota bynajmniej nie brakuje. Najpierw członkinię wyprawy atakują śmiercionośne zwierzęta. Potem okazuje się, iż ktoś majstrował w mapach grupy. Wreszcie na koniec dociera do nas, iż bohaterowie nie są jedyną ekipą na planecie. Ktoś przybył tu po coś bardzo cennego. I ten ktoś ma do dyspozycji więcej jednostek ochroniarskich – droższych, lepiej wyposażonych i nieuzależnionych od kosmicznej wersji „Mody na sukces”.
Pamiętniki Mordbota łączą science fiction z komedią
Choć „Pamiętniki Mordbota” definiuje sitcomowa dynamika, komediowy wydźwięk serialu ani trochę nie pozbawia go fantastycznonaukowego rodowodu. Barwna grupa badaczy-przyjaciół (których android określa mianem beztroskich i antykorporacyjnych hipisów) jest z jednej strony żywym odbiciem opery mydlanej, a z drugiej przyczynkiem do rozważań o istocie sztucznej inteligencji i granicach wolnej woli. Nieporadne relacje, które Mordbot z nimi nawiązuje (a raczej te, których konsekwentnie unika), stanowią główną oś narracyjną serialu.

Akcja – której w ok. 25-minutowych odcinkach jest stosunkowo kilka – jest w gruncie rzeczy pretekstem do rozwinięcia świadomości Mordbota i jego stosunku wobec ludzi. Onieśmielona kontaktem wzrokowym i możliwością swobodnej wypowiedzi istota zachowuje się jak szczeniak nagle obdarowany mową. Doskonale rozumiejący konwencję Skarsgård czyni ze swego maślanego wzroku i robotycznych wypowiedzi zasłyszanych w operach mydlanych istne komediowe złoto. To taka mieszanka Forresta Gumpa z Terminatorem, którą chciałoby się zaadaptować.
Proces myślowy Mordbota może być bliski osobom znajdującym się w spektrum autyzmu (sama autorka cyklu otwarcie mówi o tym, iż właśnie w trakcie pisania dowiedziała się o swojej nieneurotypowości), co podkreśla nieustanna narracja z offu i ironicznie nieironiczny komentarz dotyczący wydarzeń aktualnie dziejących się na ekranie. Doskonały komediowy kontrast powoduje przy tym wszystkim fakt, iż istota jest uzbrojonym zabójcą, który pozbawienie wroga głowy gwałtownie kwituje niezręcznym uśmiechem w stronę klientów.
Humor w „Pamiętnikach Mordbota” to nie tylko Skarsgård w lżejszym wydaniu. Utalentowanemu Szwedowi (którego przebijający się gdzieniegdzie skandynawski akcent dodaje jeszcze więcej zmechanizowanego komizmu) nie ustępują postaci drugoplanowe stanowiące ekipę badaczy. Wśród nich: twardo stąpająca po ziemi liderka, dr Mensah (Noma Dumezweni, „The Watcher”), podrasowany technologicznie Gurathin (David Dastmalchian, „One Piece”) czy mój ulubieniec – równie lekkomyślny, co jowialny Ratthi (Akshay Khanna, „Andor”).
Pamiętniki Mordbota – czy warto oglądać serial Apple’a?
Odpalając tytuł, nie spodziewajcie się wysokobudżetowego sajfaja pokroju „Fundacji„, w którym zwiedzicie pół wszechświata i poznacie jeszcze więcej pozaziemskich istot. „Pamiętniki Mordbota” to kameralne sci-fi o kontemplacyjnej naturze, które mógłby nakręcić Alex Garland („Devs”, „Ex Machina”), gdyby miał poczucie humoru Stanisława Lema. Przez większość serialu gnieździmy się w jednej lokacji, niemniej sety, kostiumy, rekwizyty i efekty specjalne są dopracowane na tyle, iż potrafią zaspokoić głód fanów podróżowania po światach.

Od czasu premiery pierwszej noweli w 2017 roku pozycji w literackim cyklu Wells o Mordbocie nieco przybyło, wobec czego Apple TV+ ma szansę na kolejny wielosezonowy hit science fiction. Zresztą, jest tu z czego czerpać na faktograficzne rozwinięcie. Korporacyjna natura kosmosu, znormalizowana poligamia, rozmaite formy androidów czy wreszcie najróżniejsze planety – to tylko kilka elementów, które proszą się o podłożenie je pod komediową lupę braci Weitzów.
Ich serial ogląda się trochę jak jakiś zaginiony odcinek „Black Mirror„, który wymyślono w pokoju scenarzystów topowych amerykańskich sitcomów. W samej ofercie Apple’a „Pamiętniki Mordbota” wypełniają lukę między biorącym się na poważnie „Silosem” a absurdalnym „Rozdzieleniem„. Pozostałe platformy mogą z zazdrością spoglądać na zrewitalizowany gatunek, który serwis technologicznego giganta powoli czyni „swoim własnym”. Swoją drogą, przed nami jeszcze cyperpunkowy „Neuromancer” i tajemniczy projekt Vince’a Gilligana („Breaking Bad”).
Z chęcią napisałbym wam więcej, ale zamiast tego wolę od początku odpalić sobie „Pamiętniki Mordbota”. W końcu nie ma to jak dobry serial, który pod płaszczykiem kosmicznych przygód imituje zachowania tak bardzo charakterystyczne dla współczesnego znerwicowanego widza. Wielu z was przejrzy się w tym pokracznym i przeraźliwie ludzkim androidzie. Kto wie, może on też śni o elektrycznych owcach.