Pamiętanie fotografią

kulturaupodstaw.pl 16 godzin temu
Zdjęcie: fot. Adrian Wykrota


Adrian Wykrota: Czy twoje wspomnienia są obrazami?

Joanna Czarnota: Tak, zdecydowanie tak. Często, gdy zamykam oczy, to widzę kadry. Widzę, jak moja mama była w coś ubrana, widzę fragment pomieszczenia, widzę przestrzeń.

AW: Widzenie obrazami przekłada się na twoją twórczość artystyczną? Obrazy ze wspomnień są ważnym elementem twoich działań?

JCZ: Myślę, iż są jedynie elementem, nie są najważniejsze.

AW: Fotografia lub szerzej sztuki wizualne ocalają od zapomnienia, czy raczej wspomagają pamiętanie?

JCZ: Wspomagają.

AW: Tak?

fot. Adrian Wykrota

JCZ: Wspomagają! Poprzez działania artystyczne rozpracowuję jakiś problem, jakieś wspomnienie. Ja do niego włażę buciorami, muszę je po prostu rozłożyć na czynniki pierwsze, po to, żeby złożyć to w jakąś wartość wizualną.

I myślę, iż jako artystka właśnie w ten sposób pielęgnuję te wspomnienia.

Czasami dobre, czasami złe – na swoim koncie mam prace, które dotyczą np. II wojny światowej. Pielęgnuję wtedy negatywne postwspomnienia, ale zdecydowanie sztuki wizualne, w tym fotografia, wspomagają pamiętanie.

AW: W twoich dotychczasowych projektach medium dominującym była fotografia, ale mam wrażenie, iż na wystawie „Pamiętam obrazem”, którą zaprezentowałaś w CK ZAMEK w Poznaniu, jest ona obecna w zupełnie inny sposób. Na wejściu do galerii widzimy zdjęcie archiwalne z kolekcji rodzinnej – portret twojej babci.

JCZ: Myślę, iż widzimy przede wszystkim wielkoformatową reprodukcję obrazu.

AW: Tak, i wielki obraz! Dobrze rozumiem, iż wykorzystujesz podstawową funkcję fotografii do replikowania i rozpowszechniania? To podejście mocno techniczne, prawda?

JCZ: Obraz w oryginale ma 40 na 60 cm. Gdybym miała dostęp do dobrej klasy skanera, to może bym z niego skorzystała, ale wiedząc, iż potrafię zrobić zdjęcie – reprodukcję, potraktowałam w tym przypadku medium fotografii bardzo technicznie – do powielenia. Natomiast portret babci jest zdjęciem wyciągniętym z archiwum rodzinnego i pełni na wystawie zupełnie inną funkcję.

AW: Czyli odnosi się do pamięci, do wspomnienia, wreszcie do pamiętania obrazem?

fot. Adrian Wykrota

JCZ: To zdjęcie nie jest przypadkowe. Długo szukałam zdjęcia babci, ale takiej, którą ja pamiętam – babci zawsze w kuchni… Brakuje jedynie fartuszka, ale myślę, iż tego by mi nie darowała, gdybym pokazała ją na wystawie w fartuszku! (śmiech) Ta domowa sytuacja, to jest mój obraz dzieciństwa, obraz mojej babci ukochanej, która właśnie tak wyglądała. Nie szukałam fotografii wystylizowanej, czarno-białej, czy odpowiednio skadrowanej. Zwizualizowałam sobie, iż musi to być zdjęcie takiej babci, jaką pamiętam.

AW: Sięgnęłaś do swojego prywatnego archiwum wspomnień i to zdjęcie samo się odnalazło… Na wystawie znajdziemy twój komentarz odnoszący się do pojęcia miejsca.

JCZ: To jest bardzo konkretne miejsce – ulica Grabiszyńska 142 we Wrocławiu – mieszkanie, w którym się wychowałam. Wcześniej mieszkałyśmy z mamą sześć lat na Śląsku, wróciłyśmy do Wrocławia z powodu rozpadu małżeństwa moich rodziców i śmierci mojego ojca. To miejsce to są moje wakacje, moje ferie, weekendy, to są babcine i dziadkowe opowieści, to po prostu dorastanie. Mieszkanie było malutkie, trzydziestosześciometrowe i taką powierzchnię ma wydruk obrazu na wystawie.

To było bardzo interesujące doświadczenie, gdy położyłam wydruk na podłodze. Byłam w stanie przejść się po mieszkaniu moich dziadków. W zasadzie nie jesteśmy sobie tego w stanie wyobrazić, iż cztery osoby żyły na takiej przestrzeni.

A jednak, gdy ten wydruk położysz na płasko, to wszystko ma swoje proporcje i jesteś w stanie się w tym metrażu odnaleźć. W kilku projektach już wracałam do tego mieszkania. W trakcie pracy nad projektem często doświadczam przestrzeni, to jest dla mnie bardzo ważne – przestrzeń i miejsce. Praca „Pamiętam obrazem” dotyczy także doświadczenia straty tego miejsca – po śmierci dziadków musiałyśmy to mieszkanie sprzedać. Bardzo długo nie mogłam się z tym pogodzić. Wydawało mi się, iż muszę teraz za wszelką cenę odkupić to mieszkanie, żeby móc tam zamieszkać.

fot. Adrian Wykrota

AW: 36 metrów kwadratowych! To niesłychane, iż obraz prezentowany na wystawie jest wielkości mieszkania. Twoja ekspozycja była pokazywana w dość charakterystycznym miejscu na mapie Poznania – w CK Zamek. Czy jest dla ciebie ważne, gdzie prezentujesz daną wystawę, czy raczej skupiasz się jedynie na jej treści?

JCZ: To jest dla mnie bardzo ważne, a w przypadku tej wystawy jest ogromnie istotne, ponieważ to zdecydowanie sztuka site-specific (zintegrowana z miejscem). Projektując ją, myślałam o CK Zamek, myślałam o sali Laboratorium. A wracając do koncepcji – gdy patrzymy na obraz zawieszony na ścianie, to nie sprawia on wrażenia ogromnej pracy, która ma powierzchnię mieszkania. No właśnie to jest Zamek – on po prostu poprzez swoją skalę pochłania wszystko, co w środku.

Do końca życia będę pamiętać, jak z moją mamą zszywałyśmy tę pracę i nie mogłyśmy jej w żaden sposób zmieścić w mieszkaniu.

Nimfy były porozkładane w różnych pomieszczeniach, jak puzzle. Powiesiliśmy ją w Zamku i już nie wydaje się duża. Ważne dla mnie było, żeby połączyć to, o czym pisze Julia Stachura w tekście kuratorskim – mikrohistorię mojego życia – z tą skalą historii Zamku. Zależało mi na wrażeniu oglądania tej pracy jak eksponatu w muzeum, jak obrazu, który wpisuje się w przestrzeń historyczną tego miejsca.

AW: Porozmawiajmy o obrazie, który zreprodukowałaś. Dlaczego akurat to dzieło cię zainteresowało?

fot. Adrian Wykrota

JCZ: To obraz, który wisiał sześćdziesiąt lat na ulicy Grabiszyńskiej we Wrocławiu. Moja mama się z nim wychowywała i ja także. Kiedy zamknę oczy i pomyślę o tej przestrzeni, to mam przed oczami babcię, dziadka i właśnie ten obraz. Był jeszcze taki okrągły talerz, który wisiał nad drzwiami i bardzo straszył, ale on zniknął w międzyczasie i niestety go nie odziedziczyłam. Po śmierci dziadków, gdy sprzątałyśmy z mamą mieszkanie, to dzieliłyśmy się pamiątkami, i wiadomo, iż od razu zachachmęciłam ten obraz. To moje zbieractwo…

Z uwagi na fakt, iż zajmuję się pamięcią i tożsamością rzeczy, to połowa mojej piwnicy jest wypełniona takimi właśnie babcinymi pamiątkami.

Ciągle powtarzam, iż kiedyś z tego zrobię projekt, kiedyś z tego skorzystam, no i właśnie tak było z tą pracą, tak było z tym obrazem. Jego historia jest bardzo interesująca i nietypowa – obraz spokojnie wisiał przez kilkadziesiąt lat na ścianie, aż pewnego dnia mój dziadek zdecydował, iż już mu się nie podoba, roztrzaskał go i wyrzucił na śmieci. Moja babcia bardzo gwałtownie się zorientowała, iż go nie ma, pobiegła do śmietnika i uratowała. Dziadka wysłała do szklarza po nową szybę, a obraz skrupulatnie posklejała.

AW: To jest oleodruk, prawda?

fot. archiwum rodzinne Joanny Czarnoty, Babcia Marysia

JCZ: Tak. Kuratorka wystawy Julia Stachura z kilkoma osobami konsultowała tę pracę, próbując ustalić autorstwo. Nie udało się, natomiast jest to na pewno kopia obrazu chyba najczęściej reprodukowanego malarza Hansa Zatzki, który miał bardzo podobny styl i często malował swoje dwie córki i żonę w raju nad wodą. A wracając do historii mojego rodzinnego obrazu, to na wystawie postanowiłam odtworzyć akt niszczenia i poprzez doświadczenie miejsca oraz wspomnień zrobić to samo, co zrobiła moja babcia.

AW: Czyli nastąpiło powielenie gestu.

JCZ: Dokładnie! Zdecydowałam się sfotografować ten obraz, a następnie wyczyścić wszystkie ślady pamięci powstałe za czasów babci i dziadka. Następnie wydrukowałam go na niemal niezniszczalnym banerze, a mimo to podjęłam się aktu niszczenia. Nagrałam ten performans – najpierw z myślą o tym, iż wykorzystam ruchomy obraz, ale zupełnie mi się to wideo nie spodobało. Finalnie skorzystałam jedynie ze ścieżki audio.

Myślałam, iż to działanie performatywne będzie takie oczyszczające na 100%, ale ja to podarłam z wysiłkiem na te, powiedzmy, dwadzieścia parę części i…

nie czułam potrzeby rwać dalej, nie czułam satysfakcji. Kolejnym etapem było zszywanie tego banera. Poprosiłam moją mamę, żeby wzięła udział w tym działaniu. Przyjechałam do niej do Wrocławia z dwudziestokilową walizką.

AW: To bardzo ciężkie dzieło!

JCZ: Sama praca waży prawie siedemnaście kilogramów! Całą noc i kawałek zszywałyśmy to płótno igłami kaletniczymi i nićmi, który należały do mojej babci. I dopiero to było satysfakcjonującym domknięciem całego procesu.

AW: Czyli można powiedzieć, iż krąg pamięci się domknął?

Pamiętam Obrazem Laboratorium 2025, fot Joanna Czarnota

JCZ: Tak! Julia w tekście kuratorskim zauważa, iż moja mama powiela gest babci, a ja powielam gest tych dwóch poprzednich pokoleń. Na obrazie są trzy nimfy. My – kobiety – byłyśmy w tym mieszkaniu również we trójkę. Ja nie mam rodzeństwa, moja mama nie ma siostry… To też jest takie bardzo symboliczne.

AW: To zdecydowanie symboliczna praca. Symboliczna i otwarta dla odbiorcy – może ją interpretować, jak chce, w tym odnosić do swoich wspomnień. Dlatego nie zgodzę się z tobą! Gdy weszliśmy na wystawę, to powiedziałaś mi, iż ciężko byłoby tę ekspozycję odczytać bez tekstu. Mi się wydaje, iż wręcz odwrotnie. Autorskie, przemyślane gesty mówią same za siebie, ale pozwalają także na wolną interpretację całości.

JCZ: Bardzo to dla mnie ważne…

AW: Poznaliśmy się chyba dziesięć lat temu na warsztatach w Pix.house, prawda?

JCZ: To był 2017 lub 2018 rok.

AW: Pracowałaś wtedy nad projektem fotograficznym o zakładach karnych?

fot. Adrian Wykrota

JCZ: Tak. Skończyłam cykl „Osadzeni” w 2017 roku. To było dla mnie ważne doświadczenie. Projekt zakończył się wystawą w Zakładzie Karnym Koziegłowy, która trwała jedynie trzy godziny, ze względu na ograniczenia miejsca.

AW: Wydaje mi się, iż od tego czasu twoje podejście do medium się zmieniło. Jak definiujesz twoją obecną relację z fotografią?

JCZ: Mam wrażenie, iż ja na nowo zaczynam ją pokochiwać (śmiech). Głównie dlatego, iż pracuję od trzech lat w Zamku i współtworzę pracownię fotografii z Kamilą Kobierzyńską i Jarkiem Klupsiem. Znowu odkrywam fotografię analogową, znów poczułam zajawkę! Pracujemy w ciemni, ale też sama dla siebie zaczęłam ponownie fotografować. Wcześniej za dużo czasu spędziłam w studiu, robiąc sesje ciążowe, ślubne, produktowe, zbierając doświadczenie.

Teraz zrobiłam totalny porządek w swojej fotografii. Komercyjnie zostałam tylko w fotografii wnętrz i dokumentacji wystaw, co sprawia mi frajdę.

Nabrałam chyba dystansu do tego medium, a był taki moment, iż byłam nim zmęczona i wydawało mi się za ciasne. Nie byłam w stanie powiedzieć za jego pomocą tego, co chcę; musiałam wejść w instalacje, w dźwięk, w obiekt. Nie dlatego, iż fotografia jest za mało pojemna, tylko po prostu chyba był to dla mnie bardzo trudny czas.

AW: Wrócę jeszcze do analoga. Czy sama fizyczność i namacalność takiej fotografii są dla ciebie ważne i ciekawe?

fot. Adrian Wykrota

JCZ: To jest właśnie to doświadczenie. Fotografia cyfrowa już nie jest taka atrakcyjna, gdy wejdzie się w techniki tradycyjne i załapie tego bakcyla. Z całą chemią, z całym procesem, odkrywaniem, z tym momentem wow. Gdy obserwuję uczestników, którzy niejednokrotnie pierwszy raz wywołują swoje zdjęcia, to widzę po prostu euforię odkrywania. To mnie motywuje do własnej pracy. Od jakiegoś czasu regularnie wyjeżdżam na Śląsk i intensywnie fotografuję. W dzieciństwie mieszkałam tam przez sześć lat pod hałdą, pod samą kopalnią, mój ojciec pracował jako górnik. Zresztą także mój dziadek dziewięć lat pracował na Syberii w kopalni węgla kamiennego – to wszystko się ze sobą składa w całość. Ja tam często wracam i fotografuję aparatami analogowymi.

AW: Nie masz wrażenia, iż to jest znak czasu? Wszystko dookoła jest bardzo szybkie, cyfrowe i jest tego wszystkiego bardzo dużo. Obrazy bardzo łatwo wygenerować, a fotografia analogowa jest jednak zupełnie czymś innym. Jest spowolnieniem, namacalnością.

JCZ: Tak samo jest z muzyką. Mam ochotę wrócić do winyli.

AW: No dobrze, to w takim razie jaka fotograficzna przyszłość się przed nami rysuje?

JCZ: Powiem szczerze, iż mnie na przykład przeraża sztuczna inteligencja. To, co się właśnie dzieje i z jaką prędkością ten postęp idzie. Nie wiem, jaka przyszłość czeka fotografię. Jedno jest pewne – fotografia analogowa zrobiła się dość modna.

AW: Czy moda wynika z bycia w opozycji do sztucznej inteligencji?

JCZ: Dokładnie – fotografia analogowa właśnie z tego powodu będzie coraz bardziej atrakcyjna.

fot. Adrian Wykrota

AW: A może fotografia powróci do swojej pierwotnej funkcji i tak jak to zdjęcie, które prezentujesz na wystawie, będzie namacalną pamiątką z archiwum naszej…

JCZ: Pamięci.

AW: I opowieścią o nas i o tym, co najbliżej nas.

JCZ: Tego nie da się wygenerować.

Idź do oryginalnego materiału