Pałac Wszystkich Przyszłości – recenzja 2. tomu. „There is no spoon…”

popkulturowcy.pl 4 godzin temu

Wyczekiwanie dobiegło końca. Jedna z najbardziej intrygujących powieści komiksowych zeszłego roku – i to naszej rodzimej „produkcji” – doczekała się kolejnej części.

Trzy odrębne w poprzednim tomie historie, w tym już takie odrębne nie są. Główni bohaterowie się spotykają, a ich przygody zaczynają ze sobą przeplatać. My zaś otrzymujemy coraz więcej odpowiedzi na temat mrocznej, pełnej tajemnic rzeczywistości, która bohaterów otacza. Pozostaje pytanie: co dzieje się naprawdę, a co jest jedynie więzienna iluzją?

Nie ma co ukrywać, iż Pałac Wszystkich Przyszłości to seria, która wydaje nieźle się rozpędzać. Drugi tom znacząco różni się od poprzedniego, który przypominał jedynie introdukcję do prawdziwego majstersztyku. Niestety popełniono tam kilka błędów, które sympatię czytelników stawiały pod znakiem zapytania. Historie strasznie pędziły, miało się wrażenie, iż kończą się, zanim się zaczęły; nie miały choćby czasu, aby nas wciągnąć. Oczywiście główna tajemnica intrygowała, ale czuć było, iż czegoś tutaj brakuje.

Druga część to już inny przypadek. Czuję, iż twórcy tutaj pozwolili sobie na znacznie więcej. Postanowili w pewnym momencie puścić ster i pozwolili, aby historia popłynęła oraz spokojnie się rozwinęła. Mamy chwilę na to, aby wczuć się w wydarzenia, w bohaterów, pomyśleć chwilę nad tym, co się wokół nich dzieje. Zwyczajnie rozsmakować się w tej intrydze. I było to fantastyczne doznanie. Jakby ktoś zmiksował marvelowskie powieści z Wojną Światów i Matrixem. Poczucie zagrożenia, osaczenia i ta wszechobecna ułuda.

Dzięki temu, iż historia przestała aż tak pędzić, byłem w stanie w pełni docenić świetnie zbudowany klimat. Niezwykle mroczny, czerpiący garściami z filmowych, ale i książkowych klasyków. Takich, które zasłynęły tym, iż swoimi plot-twistami zrobiły widzom marmoladę z mózgu. Podobnie jest i tutaj. Pałac Wszystkich Przyszłości serwuje nam kilka przyjemnych niespodzianek. Wszystko zaczyna pomału się klarować, natomiast fabuła obiera bardzo interesujący kierunek. A mimo tego czuć, iż to jeszcze nie koniec. Wiemy wciąż, iż nie wszystko zostało odkryte, a scenarzyści mają w rękawie kilka asów.

Na uwagę zasługuje także warstwa wizualna. Kreska jest w większości identyczna, co w serii Bradl. A mimo tego, iż twórcy operują znanym stylem, w jednym z segmentów pozwolili sobie na odmienność. Ten eksperyment bardzo pozytywnie wpłynął na odbiór historii, z racji iż również fabularnie wspomniany segment był odmienny od reszty. Także suma sumarum wszystko pięknie się do siebie dopasowało.

Podsumowując, Pałac Wszystkich Przyszłości to jedno z ciekawszych komiksowych doświadczeń, jakie mi się przytrafiły w ostatnich miesiącach. Choć fabuła wyraźnie inspirowana jest klasykami sci-fi, czuć tutaj coś świeżego. A nasz rodzimy rynek komiksowy ma nową godną uwagi serię. W drugim tomie widać spory progres, a to zachęca mnie do dalszego śledzenia kolejnych tomów.


Źródło grafiki głównej: Egmont

Idź do oryginalnego materiału