Ostatnia noc to jeden z najmniej widowiskowych i zarazem najlepszych filmów o apokalipsie.
Akcja filmu rozpoczyna się na sześć godzin przed końcem świata, który ma nastąpić punktualnie o północy. Apokalipsa została zapowiedziana kilka miesięcy wcześniej, co wywołało masową panikę i zamieszki, ale z biegiem czasu ludzie zdążyli się oswoić z myślą o nieuchronnej zagładzie i teraz próbują załatwić ważne dla nich sprawy. Patrick zjawia się na rodzinnej kolacji utrzymanej w duchu bożonarodzeniowym, choć swe ostatnie godziny planuje spędzić w samotności, jego siostra Jennifer i jej narzeczony wybierają się na wielką imprezę pożegnalną, zagubiona w mieście Sandra nie może skontaktować się z mężem Duncanem, z którym zawarła pewien pakt, podczas gdy on – pracownik firmy gazowniczej – dzwoni do klientów z podziękowaniami za współpracę. pozostało przyjaciel Patricka imieniem Craig, który zamierza dokonać żywota, spełniając najskrytsze fantazje seksualne, oraz Donna, nieśmiała urzędniczka biurowa. Losy wszystkich tych bohaterów nieoczekiwanie się krzyżują.
Ostatnia noc powstała w ramach międzynarodowego cyklu filmowego „2000 vu par…” („Rok 2000 widziany przez…”) zainicjowanego przez Caroline Benjo i Carole Scottę z francuskiego studia Haut et Court w 1998 roku. Celem projektu była produkcja filmów dotyczących przełomu tysiącleci z perspektywy dziesięciu różnych krajów: Stanów Zjednoczonych (Księga życia Hala Hartleya), Hiszpanii (La primera noche de mi vida Miguela Albaladejo), Francji (Les sanguinaires Laurenta Canteta), Niemiec (Das Frankfurter Kreuz Romualda Karmakara), Belgii (Le mur Alaina Berlinera), Węgier (Tomasz i Juli Ildikó Enyedi), Mali (Życie na Ziemi Abderrahmane Sissako), Tajwanu (Dziura Tsai Ming-Iianga), Brazylii (Północ Waltera Sallesa i Danieli Thomas) oraz Kanady reprezentowanej przez Ostatnią noc Dona McKellara. Debiutujący w pełnym metrażu reżyser i zarazem odtwórca roli Patricka oparł swój scenariusz na rozmowach z przyjaciółmi o tym, jak zachowaliby się w obliczu końca świata.
W rezultacie powstał kameralny komediodramat science fiction, w którym – zgodnie z definicjami gatunku proponowanymi przez Roberta A. Heinleina i Isaaca Asimova – fantastycznonaukowy jest tylko punkt wyjścia, czyli scenariusz typu „Co by było gdyby…?” oraz wpisana weń spekulacja na temat reakcji zwykłych ludzi na katastrofę. Cała reszta, czyli właśnie zachowania bohaterów, jest już zupełnie realistyczna. Nie ma tutaj, jak w dwóch głośnych filmach katastroficznych z tego samego roku, czyli w Dniu zagłady Mimi Leder i Armageddonie Michaela Baya, spektakularnych sekwencji ukazujących destrukcję, nie ma otępiających zmysły efektów specjalnych odciągających uwagę od fabularnych dziur i mielizn – jest za to pełna koncentracja na postaciach postawionych w sytuacji ostatecznej, zmagających się z niedokończonymi sprawami, traumami oraz niechybną śmiercią. Pod tym względem Ostatnia noc jest niemal prekursorem Melancholii (2011) Larsa von Triera.
Kapitalnym posunięciem była rezygnacja z wyjaśnień na temat dokładnych przyczyn i charakteru końca świata, ponieważ dzięki temu widzowie mogą odwołać się do swoich własnych lęków. Poza splądrowanymi sklepami, wyludnionymi ulicami i aktami bezprawia jedyną oznaką nadciągającej apokalipsy jest brak nocy, co sugeruje katastrofę natury kosmicznej (uderzenie asteroidy, kolizja z samotną planetą, rozbłysk gamma, zakłócenie ruchu planet, anomalie słoneczne itp.). Taki zabieg jeszcze bardziej uwypuklił intymną naturę i humanistyczny wydźwięk Ostatniej nocy – filmu, który jak żaden inny przywodzi na myśl wersy z Piosenki o końcu świata Czesława Miłosza: „A którzy czekali błyskawic i gromów, / Są zawiedzeni. / A którzy czekali znaków i archanielskich trąb, / Nie wierzą, iż staje się już. […] Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem, / Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie, / Powiada, przewiązując pomidory: / Innego końca świata nie będzie”.