Opowieści z Życia

newsempire24.com 1 tydzień temu

Dziennik pewnego życia

Danuta Nowak próbowała odejść od męża dwa razy. I za każdym razem wracała. Dla syna.

Pierwszy raz uciekła do rodziców, gdy Krzysztof zaczął pić po narodzinach Kacpra. Nie mogła już znieść jego pijackich wybuchów – w środku nocy, przyciskając malucha do piersi, wyszła z domu. Krzysztof dogonił ją na podwórku:

— Gdzie się wybierasz?!

— Jak najdalej od ciebie!

Mama, wiejska pielęgniarka, tylko westchnęła:

— Danusiu, a czego się spodziewałaś, wychodząc za kierowcę ciężarówki? Takie ich „święta” – i inaczej nie będzie.

Nie miała co odpowiedzieć. Sama wybrała swój los. Poznali się, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, w bibliotece. Danuta odbywała tam praktykę, a Krzysztof przyszedł wymienić książkę.

— Może coś lekkiego? – zapytała, patrząc na jego zniszczone dłonie.

— Coś o miłości – uśmiechnął się, zaglądając jej prosto w duszę.

Dała mu „Kamień na kamieniu”. Po kilku dniach wrócił – nie po książkę.

— Nie doczytałem… Może do kina pójdziemy?

I się zgodziła.

Była wiosna, w głowie – różowe marzenia, w serduszku – młodość. Zakochała się. A w tamtych czasach, jeżeli chciało się być razem – szło się do urzędu stanu cywilnego. Tak się stało.

Wesele – skromne, prawie bez gości. Miesiąc później pierwszy raz ją uderzył – za to, iż za długo rozmawiała z sąsiadem. Potem, oczywiście, przyniósł stokrotki i powiedział:

— Wiesz, iż jestem zazdrosny.

— To przeprosiny?

— Nie. To ostrzeżenie.

Milcząco spuściła wzrok, wstawiła kwiaty do szklanki. Siniaka pod ustami zamalowała pudrem. Wybaczyła.

Ale gdy urodził się synek, a Krzysztof zaczął pić – odeszła. Nie wytrzymała. Potem przez pół roku błagał, by wróciła, przysięgał, iż rzuci. I faktycznie – wytrwał prawie dwa lata. Ale każdy stres zagłuszał alkoholem, inaczej nie potrafił.

Pewnego dnia, po szczególnie brutalnej kłótni, gdy Krzysztof rozbił wazon – nie w nią, ale obok – usiadła w kuchni i zaczęła pisać do siostry:

„Ewciu, nie daję już rady. Odchodzę. Muszę ratować siebie”.

Zajrzała do pokoju dziecięcego. Kacper spał, tuląc zabawkową ciężarówkę – prezent od taty. Uwielbiał ojca. I to było odwzajemnione.

Danuta podarła list. Pomyślała: jeżeli odejdę – on się straci. A syn będzie widział, jak ojciec się upada. Lepiej, żeby mnie nienawidził, niż żeby się go wstydził.

Widać Krzysztof to wyczuł. Pił mniej. Urodził się drugi syn – Bartek. Kilka lat rodzina żyła spokojnie, niemal szczęśliwie. Ale ciągi wracały. Po kolejnym wpadł do domu w półświadomości, a ona powiedziała:

— Już cię nie kocham. Nie potrafię. Nigdy.

— O co ci chodzi?

— O nic. Ale zostaniemy razem. Dla dzieci.

Każdego wieczoru sprawdzała, czy synowie śpią, kładła na nocnej szafce ciężką encyklopedię – na wszelki wypadek – i szeptała: „Jeszcze jeden dzień. Nie dla mnie. Dla nich”.

Zmiany przychodziły powoli. ale mijały lata, dzieci rosły. Krzysztof się uspokoił, wziął się w garść, prawie nie pił. Kraj się walił, sklepy pustoszały. Przenieśli się do Wrocławia, młodszy właśnie poszedł do szkoły.

Zakład transportowy, w którym pracował, zamknęli. W desperacji Krzysztof przyniósł do domu butelkę i postawił na stole.

— Nie – powiedziała Danuta stanowczo. – Albo to, albo dzieci.

— Daj spokój.

— Nie dam – chwyciła butelkę i wylała do zlewu.

Podniósł rękę, ale nie uderzył. Wiedział: jeżeli to zrobi – straci wszystko. Ona nie ustąpi.

W 1995 roku dostali działkę pod budowę. Pieniędzy brak, pożyczyli od rodziców.

— Sami postawimy dom – niespodziewanie oznajmił.

Nie wierzyła. Ale każde weekendy spędzali na placu: on mieszał beton, ona nosiła cegły. Raz się pośliznęła i rozcięła sobie kolano. Podbiegł:

— Głupia, po co się pchałaś?!

Ale w głosie miał strach. Prawdziwy, żywy.

Dom postawili. Nie od razu. Ale postawili. Gdy położyli dach, przyniósł szampana. Siedzieli na belkach, pili z plastikowych kubków.

— Ładnie, co?

— Nie do wiary – odparła.

Był trzeźwy. Ale miłość nie wróciła.

— Mamo, po co z nim żyjesz? – zapytał kiedyś dorosły już Kacper. – Jesteście sobie obcy.

— Obiecałam – w zdrowiu i w chorobie. I dlatego, iż potrzebowaliście ojca. choćby takiego. Jak będziesz miał dzieci – zrozumiesz.

Dziś oboje mają po siedemdziesiątce.

Krzysztof bawi się z wnukami, a Danuta myśli: gdybym wtedy odeszła – on by nie przetrwał. I tych dzieci by nie było. Więc nie na marne.

Mieszkają w domu, który sami zbudowali. Każde ma swój pokój, swoje filmy. Ona słucha klasyki, on ogląda „Prawo Agaty”. Wiadomości oglądają razem. Tu – sojusz.

Dzieci dzwonią codziennie. Wnuki śmieją się z fotografii w ramkach. Niedawno gościła pięcioletnia Hania. Wdrapała się babci na kolana i spytała:

— A co to jest miłość?

Na podwórku dziadek równo i metodycznie rąbał drewno. Jak wszystko, co robił od dwudziestu lat.

— To gdy wybaczasz komuś to, czego innym byś nie wybaczyła.

— Jak ty dziadkowi wybaczyłaś?

Nie spodziewała się tego. W oczach dziewczynki ta sama głębia, co dawniej u Kacpra.

— Nie wybaczałam. Tylko codziennie wybierałam, co jest dla mnie ważniejsze.

— A co jest ważniejsze?

Zaskrzypiały drzwi. Krzysztof wszedł.

— Ty – odpowiedziała babcia. – Twój tata. Twój wujek. Ten dom. I choćby dziadkowe seriale…

Hania się roześmiała:

— To jest miłość?

— Nie, skarbie. To – cierpliwość. A miłość… bywa różna. Ale tę prawdziwą jeszcze poznasz.

Krzysztof wyjrzał z kuchni:

— Herbaty, Danusiu?

— Zaraz naleję – odparła.

To nie miłość. Ale to – coś silniejszego. Czy było— Możliwe, iż właśnie to jest najważniejsze.

Idź do oryginalnego materiału