„Opowieści z dalekiej północy” – powrót do korzeni | Recenzja | Millennium Docs Against Gravity 2025

filmawka.pl 2 tygodni temu

Odludzie w północnej Norwegii. Jakie są pierwsze skojarzenia, które przychodzą na myśl po przeczytaniu tego zdania? Mróz, śnieg, wiatr, cisza, być może ciemność, jeżeli pamiętamy o nocach polarnych. Ten zbiór to jednak tylko klucze do od dawna pozamykanych szuflad. Opowieści z dalekiej północy w reżyserii Heidi Ewing i Rachel Grady przybliżają losy Hege, Romaina i Bjørna Tore. Trójka nastolatków postanowiła wyjechać z domu, by rozpocząć roczną naukę na wspomnianym już pustkowiu na północy Norwegii, w tradycyjnej szkole ludowej Pasvik Folk High School.

Wspólne motywy takiej decyzji można określić jako poczucie samotności, zagubienia, przebodźcowanie, trudy dorastania. Jednak z każdą kolejną minutą, ogólniki te rozkładają się na czynniki pierwsze, ukazując głęboko zakorzenione traumy i bolesne wspomnienia bohaterów. Hege próbuje przede wszystkim zaleczyć ranę w sercu po śmierci ojca, Romain chciałby pokonać nieśmiałość i niezręczność, problemy szkolne, a dla Bjørna północ Norwegii okazuje się czystą kartą oraz okazją do nawiązania bliskich relacji.

Metody stosowane przez kadrę pedagogiczną mają ten sam mianownik – kontakt z naturą, powrót do korzeni. Słusznie zwracają uwagę, iż nasze mózgi na przestrzeni tysięcy lat nie zmieniły się; znacznie przeobraziły się natomiast wymagania dla naszych głów, szczególnie tych młodych. Presja społeczna, wszechobecne social media potęgują samotność, zagubienie. Nastolatkom w Pasvik Folk High School nie zabiera się dostępu do technologii (aczkolwiek nie wyrażono w dokumencie, czy jest on limitowany), ale – jak można się domyślić – uczniowie sięgają po telefony coraz rzadziej.

Najważniejszą metodą, dosłownie tak zresztą w filmie nazwaną, jest opieka nad psami. Od poznania ich, wzajemnego przyzwyczajenia do swojej obecności, poprzez naukę prowadzenia zaprzęgu, aż po odnalezienie się w stracie i symboliczne odwieszenie obroży na ramkę ze zdjęciem zwierzęcia. Romainowi jedną z większych trudności sprawia powrót na sanki po tym, jak wywróci się na nich na ostrzejszym zakręcie. Poświęcenie tej kwestii dłuższej chwili w filmie jest bardzo wymowne, bo dokładnie o to chodzi w Opowieściach z dalekiej północy. Nad linią bieguna północnego na nowo powstawać uczą się bohaterowie filmu, ale też my, widzowie, otuleni panoramicznymi kadrami oraz sypiącym się z ekranu śniegiem.

fot. „Opowieści z dalekiej północy” / materiały prasowe Millennium Docs Against Gravity

Heidi Ewing, Rachel Grady oraz reszta twórców podeszli do podejmowanego tematu z chirurgiczną precyzją. Mimo wielu otwartych przestrzeni, niezmierzonych lasów i milionów wirujących iskierek z lodu, ich obecność jest niemalże niewyczuwalna. Dzięki temu Opowieści z dalekiej północy mają intymny wymiar. Uchwycono wrażliwość każdego z bohaterów, także psiego. Przepiękne ujęcia na husky w slow motion, pozwalają rozróżnić ich charaktery, ukazują pierwsze obawy podczas spotkań zapoznawczych z uczniami. Całość obrazu uzupełnia muzyka – dobrana zarówno adekwatnie, jak i różnorodnie, stanowiąca nierozerwalną część poszczególnych sekwencji, a jednocześnie absolutnie nienachalna.

W jednej z początkowych scen nauczyciele mówią, iż rok spędzony w Pasvik Folk High School nie jest przerwą. Uczestnicy nabywają wiele nowych umiejętności, również tak pierwotnych, jak rozpalenie ognia czy upolowanie sobie kolacji. Uczą się przetrwania w ekstremalnie trudnych warunkach atmosferycznych, jednak w pewnym momencie sami zadają sobie pytanie, czy bardziej dotkliwe od chłodu nie jest pozostanie z własnymi myślami. W środku lasu, z czołówką na głowie i pod namiotem nie mają żadnych dystraktorów, w które mogliby uciec. Romain przyznaje, iż gdyby wiedział, co go czeka, prawdopodobnie nie zdecydowałby się na przyjazd. Finalnie chłopak nie tylko nie żałuje, ale po chwili zwątpienia wraca do szkoły. Czy w tym szczególnym i mało dostępnym wymiarze samotności tli się coś uzależniającego?

Opowieści z dalekiej północy to lustro dokumentalne, w którym warto się przejrzeć. Prawdopodobnie taka wyprawa nie stanowi jedynego remedium na pęd współczesnego świata, ale seans filmu był dla mnie tak kojący, jak i momentami gorzkawy. Chociaż zabrakło mi odrobinę większej ilości informacji o samej szkole, po obejrzeniu dokumentu zostały ze mną nie tylko eleganckie zdjęcia, ale i uczucia. Niektóre nienazwane, inne dawno odsunięte na bok. Film poruszył we mnie retrospektywiczne myślenie na temat swoich wyborów, hierarchii wartości oraz tempa życia, które zdecydowanie za często każe mi podbiegać, gdy nie jestem pewna, za czym tak gonię. Odkąd tylko pamiętam, wyprawa na głęboką północ była jednym z moich głównych marzeń – po dzisiejszym seansie zamieniam to marzenie w plan.

korekta: Daniel Łojko


Tekst powstał w ramach współpracy partnerskiej przy 22. edycji Festiwalu Filmowego Millennium Docs Against Gravity.

Idź do oryginalnego materiału