Opowieść o rodzinie, która spłonęła jak świeca, i o samotności w domu, gdzie czas się zatrzymał

newskey24.com 1 dzień temu

Och, dziecko, usiądź przy mnie, bo chcę ci opowiedzieć pewną historię nie byle jaką, ale taką, która rozrywa duszę jak stare płótno na wietrze. Historię o mojej rodzinie, która spłonęła jak świeczka, i o tym, jak zostałam tu, w domu starców, zapomniana przez niemal wszystkich.

Kiedyś miałam wiele dzieci. Pięcioro, jak pięć palców u ręki każde inne, wyjątkowe, ze swoim losem i bólem. Mieszkaliśmy w małym miasteczku, w domu, gdzie ściany pamiętały jeszcze moich rodziców. Strzegłam tego domu, jak mogłam, i wierzyłam, iż rodzina to mocny fundament, który przetrwa każdą burzę.

Lecz z czasem wszystko zaczęło pękać jak stary tynk na ścianach. Pierwsza odeszła Elżbieta najstarsza córka. Wyszła za mąż za zamożnego człowieka, wyjechała do Warszawy, do wielkiego świata biznesu. Najpierw dzwoniła, pytała o mnie. Ale z czasem rozmowy stawały się rzadsze. W końcu przestała odbierać. Mówiła, iż jest bardzo zajęta, iż tyle spraw na głowie. A ja wciąż siedziałam przy telefonie, czekając, aż przypomni sobie o matce. Kiedyś dowiedziałam się, iż ma już nowe życie, w którym jestem tylko cieniem z przeszłości. Wówczas po raz pierwszy poczułam, jak łamie mi się serce.

Drugi był Wojciech najmilszy syn. Jego dusza była delikatna, a charakter nierówny, jak jesienny wiatr. Miał problemy z pracą, często przesiadywał w złym towarzystwie. Starałam się pomóc, karmiłam, grzałam, a on tylko się oddalał. Pewnego wieczoru wrócił do domu pijany i pokłóciliśmy się. Rzucił w moją stronę słowa, których nie dało się wymazać z pamięci. Nad ranem Wojciech znikł. Minęło kilka lat, a o nim ani słychu.

Trzecia Jadwiga, cicha i skromna. Wyjechała z miasteczka, przeprowadziła się do dalekiej wsi, wyszła za mężczyznę, którego nigdy nie widziała

Idź do oryginalnego materiału