26-letni działacz PSL, choć całkiem niedawno skończył dopiero studia, zarządza drogami w całym województwie. Bierze kilkanaście tysięcy miesięcznie. A jego podwładni już wieszczą opóźnienia w realizacji ważnych inwestycji.
W czasach słusznie minionych mówiło się, iż „nie matura, ale chęć szczera zrobi z ciebie oficera”. Teraz liczy się legitymacja partyjna, w tym przypadku: Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Praca od kolegi
26-letni Mateusz Masłowski został dyrektorem Dolnośląskiej Służby Dróg i Kolei, choć wcześniej nie zarządzał instytucją tego pokroju. Masłowski to działacz PSL, który z list tej partii startował w wyborach. Pracę dał mu marszałek województwa dolnośląskiego Paweł Gancarz. Oczywiście też z PSL. Jak podaje portal oko.press, który ujawnił aferę, Masłowski ma pensję w wysokości około 13 tys. złotych.
„Panuje dziki bałagan”
Według dziennikarzy oko.press natychmiast po przyjściu niedoświadczonego młokosa na stanowisko, w instytucji zapanował totalny chaos.
„Z naszych informacji wynika, iż od lutego 2025 roku z DSDiK odeszły osoby na kluczowych stanowiskach. W tym główna księgowa i naczelnik działu informatyki, a także dwoje dyrektorów dotychczasowych pionów: infrastruktury i utrzymania” – czytamy na oko.press.
Pracownicy obawiają się opóźnień w już realizowanych inwestycjach. „Ja dopiero wczoraj się dowiedziałem, iż tutaj dalej pracuję, ale przez cały czas nie wiem, kto jest moim kierownikiem. Panuje dziki bałagan” – relacjonuje na łamach oko.press jeden z nich.
Nie zdążył się przyuczyć
Jak mówi portalowi poprzedni dyrektor Leszek Loch, Masłowski trafił do DSDiK z „rekomendacji” Urzędu Marszałkowskiego woj. dolnośląskiego – miał objąć stanowisko niższego szczebla. Nie zdążył, bo marszałek z PSL od razu powierzył mu obowiązki dyrektora DSDiK.