Okiełznanie bezczelnej szwagierki.

newsempire24.com 1 miesiąc temu

— Mama mówiła, restauracja potwierdzona — Weronika mówiła tak, jakby nie zauważała napięcia w głosie Olgi. — No i z pieniędzmi. Wy z Andrzejem już przelaliście?

Olga milczała przez chwilę, szukając słów, ale Weronika już ciągnęła dalej:
— Kwota niewielka, szczerze, choćby myślałam, iż dołożę z własnych, ale wiesz… moje wydatki… To przecież dla mamy, rozumiesz.

— Czekaj — Olga w końcu przerwała, starając się zachować spokój. — Nie umawialiśmy się na to. Andrzej mi nic nie mówił.

— Oj, ty przecież wiesz, on zawsze wszystko zapomina — Weronika zaśmiała się, jakby chodziło o drobiazg. — Powiedziałam mu, iż od was wyjdzie około czterech tysięcy. To normalna suma na taką okazję?

Słowa brzmiały, jakby decyzja była dawno podjęta, a sprzeciw — śmieszny. Olga śliską dłonią ścisnęła telefon, czując narastającą wściekłość.

— Cztery tysiące? — powtórzyła wolno, niemal szeptem.

— Tak, i to jeszcze z rabatem! Torty, obsługa, sama zobaczysz. Mama będzie zachwycona. Nie martw się, już dałam zaliczkę. Andrzej obiecał, iż przelejecie resztę.

Weronika rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź.

Olga wpatrywała się w ekran. W gardle ściskał ją gul, w głowie kołatało: „Znowu ta gra do jednej bramki”.

***

Wieczorem w kuchni powietrze drżało jak napięta struna. Andrzej otworzył lodówkę, wyjął butelkę soku i, nie patrząc na żonę, mruknął:

— Weronika mówiła, iż nie chcesz dać na restaurację.

Olga zastygła.

— Nie chcę? Tak powiedziała? — Wstała, zaciskając dłonie na blacie. — Ja w ogóle nie wiedziałam, dopóki nie zadzwoniła i nie postawiła mnie przed faktem!

Andrzej odwrócił się, marszcząc brwi.

— Daj spokój, ona przecież dla mamy się stara. Osiemdziesięciolecie to nie byle co.

— I nic, iż „stara” się za nasze? Cztery tysiące, Andrzej! — Olga powstrzymała krzyk. — To normalne?

Andrzej wzruszył ramionami, unikając jej wzroku.

— No, przecież to mama. Co chcesz? Wera ogarnęła wszystko.

Olga prychnęła.

— Ogarnęła, jasne. Tylko iż z cudzej kieszeni to łatwo być bohaterką. I dlaczego od razu się zgodziłeś? Nie rozmawialiśmy o tym. Ona zdecydowała, a ty tylko przytaknąłeś.

— Przestań już — machnął ręką, nalewając sok. — Ona chce jak najlepiej.

— Dla kogo? Dla nas? Dla mamy? Czy dla siebie? — Olga podniosła głos, ale natychmiast go ściszyła, by nie obudzić Michała. — Andrzej, nie dam rady dłużej. Ona tylko: „dajcie, przelejcie, zapłaćcie”. A potem znika, jakby nigdy nic.

Milczał, wpatrzony w szklankę.

— No i co mam zrobić? Taka już jest. Jak chcesz, sama z nią pogadaj.

— Już — odcięła Olga. — I wiesz, co mi odpaliła? Że to nasz obowiązek.

— A czego się spodziewałaś? Ona sama wszystko ciągnie. Może ma trudniej niż my.

— Ona ciągnie?! — Olga nie wytrzymała. — Andrzej, ona po prostu wykorzystuje wszystkich! A ty jej w tym pomagasz!

Dialog utknął w martwym punkcie. Andrzej mruknął coś pod nosem i wyszedł, zostawiając Olgę samą z gorzkimi myślami.

***

Następny poranek zaczął się od niespodziewanego telefonu. Olga odebrała niechętnie.

— Ola, cześć! Masz chwilę? — Weronika brzmiała dziwnie radośnie.

— Słucham — odparła sucho, przygotowując się na nową „prośbę”.

— Słuchaj, potrzebuję pomocy. Zaczęłam z sąsiadką projekt. Sklep internetowy, wiesz, jakie teraz są możliwości. Muszę coś opłacić, a u mnie teraz krucho. Pomyślałam, iż pożyczysz mi kartę. Tymczasowo, na dwa dni.

Olga zamarła, próbując przetrawić słowa.

— Wera — głos stał się twardy — poważnie? Moją kartę?

— No tak! Co w tym złego? Znasz mnie, nic nie zepsuję. Wszystko zwrócę.

— Nie. To nie wchodzi w grę.

W słuchawce zaległa cisza.

— Nie rozumiem — Weronika mówiła już mniej pewnie. — To tylko karta. Czemu odmawiasz?

— Bo cenię swój spokój. I swoje konto.

— Ola, nie ufasz mi? — W głosie zabrzmiało oburzenie, ale fałszywe. — Jesteśmy rodziną.

Olga powstrzymała się przed ripostą.

— Wera, kończymy temat. Mam zajęcia.

Rozłączyła się, czując ulgę zmieszaną z gniewem. Weronika przekraczała wszelkie granice.

Wieczorem, gdy Andrzej wrócił z pracy, Olga wiedziała, iż czeka ją trudna rozmowa.

— Andrzej — zaczęła spokojnie — twoja siostra znów dzwoniła.

Rozwiązywał sznurowadła, nie patrząc na nią.

— I?

— Chciała moją kartę. Do swojego projektu.

Andrzej zatrzymał się, zaskoczony.

— I co jej powiedziałaś?

— Że nie.

— Czemu nie mogłaś pomóc? — warknął. — To Wera.

Olga wzięła głęboki oddech.

— Andrzej, to u was rodzinne — nie widzieć różnicy między prośbą a bezczelnością? Ona sama nie potrafi?

— Ola, nie prosiła o miliony. Zawsze wszystko komplikujesz.

Spojrzała na niego niedowierzająco.

— Ja komplikuję? Naprawdę myślisz, iż tak można?

Milczał, po czym mruknął:

— Po prostu potrzebowała pomocy.

— Tak, a potem my sprzątamy po jej pomysłach.

Machnął ręką i wyszedł.

Olga siedziała przy stole, czując, jak coś w niej pęka. Weronika nie wtrącała się w ich życie — je niszczyła.

Cały wieczór myślała, jak to zakończyć. W głowie dojrzał plan: spokojny, rozsądny i ostateczny.

***

Następnego tygodnia zaproszono ich na rodzinne spotkanie. Zjawiła się cała rodzina Andrzeja: babcie, wujkowie, kuzyni. Weronika, jak zwykle, błyszczała w centrum, opowiadając o „inwestycjach w przyszłość”. Olga obserwowała ten spektakl z kamienną twarzą.

Andrzej siedział obfitowany, jakby przeczuwał katastrofę.

— A tak — perorowała Weronika — z sąsiadką robimy super projekt. Wszystko sami, bez pomocy. Trudne to teraz.

Olga odkaszlnęła, zwracając uwagę.

— Wera, a nic, iż w tym projekcie chcesz użyć cudzej karty?

Przy stole zapadła cisza. Weronika dopiero po chwili zareagowała.

— O czym ty…?

— Prosiłaś mnie o kartę na „wydatki”. Wcześniej Andrzej dał ci pieniądze na naprawę auta. Nawiasem mówiąc, oddałaś je?

Weronika zaczerwieniła się.

— To drobiazgi. Po co o tym mówić?

Olga nie ustępowała.

— To nie drobiazgi, gdy ciągle żyjesz na cudzy koszt.

— Nie wiem, czemu jesteś taka wredna — Weronika wymusiła uśmiech. — Jesteśmy rodziną.

— Rodziną? — Olga uniosła brew. — Rodzina nie bierze i nie oddaje, a potem nie obraża się, gdy słyszy „nie”.

Wszyscy milczeli. Andrzej próbował coś rzec, ale Olga go uciszyła.

— Dość, Andrzej. Nie kryj jej. Wydaliśmy na nią fortunę. A teraz niech wyjaśni, po co jej moja karta.

Weronika zerwała się, zaciskając pięści.

— Po prostu zazdrościsz! Ja działam dla wszystkich, a ty tylko liczysz grosze!

— Zazdroszczę? — Olga parsknęła. — Że oszukujesz wszystkich? Nie śmiesz mnie.

Weronika trzasnęła dłonią w stół i wybiegła.

Andrzej wstał, patrząc na żonę z bólem.

— To moja siostra. Po co tak?

— A ty po co jej pozwalasz? — nie ustąpiła.

Nie odpowiedział, tylko pokręcił głową i wyszedł.

Olga wiedziała, iż osiągnęła cel: prawda wyszła. ale nie czuła triumfu — tylko gorycz. Reszta unikała jej wzroku.

Wieczorem Andrzej nie wrócił. SMS brzmiał: „Muszę to przemyśleć”.

Olga siedziała na kanapie. Postąpiła słusznie, ale zwycięstwo smakowało jak porażka.

Idź do oryginalnego materiału