Oglądać, nie oglądać: „Eternauta”

kulturaupodstaw.pl 20 godzin temu
Zdjęcie: fot. materiały prasowe serialu „Eternauta”


fot. materiały prasowe serialu „Eternauta”

Najczęściej seriale i filmy z akcją rozpoczynającą się tuż po wydarzeniu, które na dobre zmienia obraz Ziemi takiej, jaką znamy, w warstwie fabularnej wyglądają podobnie. Oto nasze najbliższe otoczenie staje się niebezpieczne, technologia na dobre nas zawodzi, sąsiedzi w desperackiej próbie ochrony samych siebie stają się łupieżcami, a watahy ludzi plądrują tak sklepy, jak i domy. Człowiek człowiekowi wilkiem.

Dobrych jest niewielu. Postaci są bardziej skonfliktowane moralnie, dokonują czynów dwuznacznych, by przetrwać.

Lepiej poznajemy grupę naszych protagonistów i protagonistek, złożoną z archetypów, m.in. mrukliwego policjanta, zaradnej matki, pyskatego nastolatka, złotej rączki itd. Wszyscy oni bardzo często są młodzi, a jeżeli nie – to umięśnieni, silni, sprawni, raczej klasycznie przystojni niż nie. Natomiast osoby w jesieni życia może to i mędrcy, którzy poznali prawdę o rzeczywistości i służą poradą, ale spowalniają grupę („Nie zostawię mojej matki na pożarcie tych potworów!” – słyszymy) i prędzej czy później padną martwi.

Toksyczny śnieg

Ten obraz jest tak popularny, iż kiedy w „Eternautach”, trzymającym w napięciu 6-odcinkowym serialu Netflixa, postać ściąga maskę przeciwgazową, jesteśmy przekonani, iż ujrzymy lico Pedro Pascala. Tymczasem naszym oczom ukazuje się pomarszczona twarz i siwe włosy. choćby ruchy bohatera są jakby zardzewiałe. To nie sceny z ewakuacji domu spokojnej starości, tylko świadomy wybór.

Młodzi, jak to młodzi, w upalny wieczór woleli spędzić czas na ulicach Buenos Aires, gdzie rozgrywa się akcja produkcji, pić piwko w parku, bawić się na plaży, przesiadywać w restauracyjnych ogródkach.

El Eternauta. Ricardo Darín as Juan Salvo in El Eternauta. Cr. Mariano Landet / Netflix ©2025

Pech chciał, iż akurat tego dnia z nieba spadł toksyczny śnieg, który wszystkich (spokojnie, to nie zamach jedynie na młodych, ale ci dominują) pozostających na zewnątrz pozbawia życia. Padają tam, gdzie stali, a ich blade ciała pokrywa coraz grubsza warstwa białego puchu.

Pod koniec lat 50. „Eternautę” napisał Héctor Germán Oesterheld i zilustrował Francisco Solano López.

Rysunki oscylują między klaustrofobicznymi zamkniętymi pomieszczeniami domów, w których mieszkają główni bohaterowie i bohaterki, a budzącym grozę, opuszczonym miejskim krajobrazem, pełnym pozostawionych samochodów i budynków, a także trupów, gęsto zaludniających ulice argentyńskiej stolicy. Ten klimat udało się zachować w stworzonym i wyreżyserowanym przez Bruno Stagnaro serialu. Pomocne są zdjęcia Gastona Giroda i efekty specjalne, które nie wyglądają jak wyplute z domowego peceta.

Zanim jednak śnieg zaskoczy Argentyńczyków i Argentynki jak zimą polskich kierowców, miastem trzęsie seria antyrządowych protestów, co tylko potęguje nerwową atmosferę.

fot. materiały prasowe serialu „Eternauta”

W takich okolicznościach nasz główny bohater Salvo (bardzo dobry Ricardo Darín), jego kumpel Favalli (César Troncoso) i grupka innych osób spotyka się w domu tego drugiego na partię kart, płyty (fantastyczny soundtrack!) i whiskey. W tym czasie nastoletnia córka Salvo z przyjaciółkami na nielegalu pożyczają łódkę Favalliego i balują w pobliskiej zatoce. A jego żona wraca do swojego domu w centrum Buenos Aires. Nic szczególnego, ale gdy zacznie padać śnieg, te ostatnie chwile poprzedniego porządku zostaną w nich na długo.

Brakuje prądu, padają telefony, samochody stają.

Salvo i towarzyszące mu osoby muszą odnaleźć bliskich, zgromadzić cenne zasoby i domowymi sposobami stworzyć ochronne kombinezony. Główny bohater gwałtownie zostaje przewodnikiem grupy (początkowo jego rezolutność i sprawczość może wydać nam się zbyt nagła, ale wraz z następnymi odcinkami wszystko trafia na swoje miejsce). Etap – nazwijmy go – przygotowawczy, tak dobrze znany z innych produkcji postapo, tym razem nie razi, ale ciekawi, bo daje (wręcz egzotyczny!) przedsmak tego, jakby koniec świata wyglądał z niehollywoodzkiej perspektywy.

Naturalistyczne wyobrażenie

Ponownie wrócę do wieku głównych bohaterów. Ricardo Darín ma prawie 70 lat, a César Troncoso jest tuż po sześćdziesiątce. To naprawdę odświeżające oglądać poczynania facetów, którzy jeszcze przed apokalipsą musieli myśleć, iż pełnia życia jest za nimi. Gdy dawny porządek chyli się ku końcowi, oni odżywają. Co prawda Salvo umie posługiwać się bronią palną (a do tego robi to świetnie, co też znajdzie swoje wyjaśnienie), ale mówimy jednak o serialu gatunkowym. Trzymajmy się choć trochę jego zasad.

fot. materiały prasowe serialu „Eternauta”

Naturalistyczne wyobrażenie tego, do czego zdolni są ludzie w chwili ostatecznej, znajduje swoje miejsce między innymi w świetnych scenach rozgrywających się w najzwyklejszym bloku, w którym mieszka żona Salvo, Elena (Carla Peterson), a do którego bohater udaje się na poszukiwania (tak partnerki, jak i córki).

Gdy sąsiedzi widzą mężczyznę w ochronnej masce, nie cofną się przed niczym, by ją zdobyć. Ponownie: znamy te obrazy chociażby z „The Walking Dead”, ale tym razem rzezimieszkami są brzuchaci kolesie w laczkach i kobieta z ratlerkiem. Może to bawić, ale wyjdźmy na naszą klatkę schodową w Poznaniu, Obornikach Śląskich czy w Puszczykowie. W naszej apokalipsie nie brałby udziału Brad Pitt, tylko Kazik spod piątki.

Wraz z czwartym odcinkiem (to nie spojler) jasne staje się, iż „Eternauta” jest serialem science fiction.

fot. materiały prasowe serialu „Eternauta”

Produkcja robi skręt w pyszny pulp, czego – jako iż nie czytałem komiksu – absolutnie się nie spodziewałem. Okazuje się, iż bliżej jej do „Dark”, innego, tym razem niemieckiego hitu Netflixa. Następujące rozwiązania fabularne mogą powodować zmarszczenie brwi, ale proszę mi wierzyć – warto dać się ponieść. Nic tu nie jest takie, na jakie wygląda. Finał ostatniego, szóstego odcinka zapowiada drugi sezon. Nie mogę się doczekać!

Idź do oryginalnego materiału