„Odeszłam, bo już nie mogłam wytrzymać” – jak mój mężczyzna pewnego dnia postawił mnie przed faktem dokonanym i wprowadził do domu obce dzieci
Poznałem Kasię, gdy mój związek z poprzednią żoną już dawno się rozpadł. Byłem wolny, po rozwodzie, żyłem spokojnie sam i wydawałem się zrównoważony, opanowany, rozsądny. Wtedy myślałem, iż to właśnie ta kobieta, z którą mogę zbudować prawdziwą przyszłość. Nigdy nie mówiła o swoim byłym. Ani jednego złego słowa, żadnego wspomnienia – jakby tamten rozdział jej życia w ogóle nie istniał.
Nie nalegałem. Nie chciałem wchodzić w przeszłość, bo u nas wszystko układało się dobrze. Zbliżyliśmy się bardzo gwałtownie – od pierwszego spotkania wiedzieliśmy, iż patrzymy na wiele rzeczy tak samo. Zamieszkaliśmy razem niemal od razu. Żyliśmy spokojnie, bez burz i awantur. Jedno było pewne – Kasia miała dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. Odwiedzała je, kupowała prezenty, czasem zostawała u nich do wieczora. Ja nie uczestniczyłem w ich życiu. Jej były mąż nienawidził mnie tak bardzo, iż choćby nie próbowałem się zbliżyć do tych dzieci.
Po czterech latach wzięliśmy ślub. Tego samego dnia dowiedzieliśmy się, iż Kasia jest w ciąży. To był szczęśliwy moment – promieniałem z radości, przytulałem ją, krzątałem się, dbałem o nią, w nocy biegałem po truskawki i lody. Czułem się kochany. Wszystko było prawdziwe. Aż do pewnego wieczoru.
Wróciła z odwiedzin u dzieci i powiedziała stanowczo: „Marek, moje dzieci będą z nami mieszkać. Tomek (jej były) wyjechał za granicę z nową kobietą. Nie wiem, kiedy wróci. Dzieci zostawił na mnie”. Milczałem. Nie krzyczałem, nie robiłem sceny. Po prostu słyszałem, jak w mojej głowie rozpada się właśnie zbudowany dom z marzeń. choćby nie zapytała, nie wytłumaczyła – po prostu postawiła mnie przed faktem.
W ciągu tygodnia dzieci były z nami. Próbowałem sobie poradzić. Gotowałem, sprzątałem, starałem się nawiązać kontakt. Ale dzieci mnie nie akceptowały. Ignorowały moje prośby, odmawiały jedzenia tego, co przygotowałem, rozrzucały rzeczy po domu, śmiały mi się w twarz i nazywały obcym. Pewnego dnia starszy rzucił we mnie talerzem z makaronem. Płakałem w łazience, trzymając dłonie na brzuchu.
Kasia mówiła: „Marku, no wytrzymaj… to przecież dzieci”. A ja patrzyłem na nią i myślałem – a kim ja jestem? Czekam na nasze dziecko. Jestem mężczyzną, który zgodził się być twoim mężem. Ale nie składałem przysięgi, iż zostanę ojczymem wbrew własnej woli.
Po miesiącu nie wytrzymałem. Spakowałem rzeczy i pojechałem do matki. Wreszcie mogłem się wyspać. Zjeść w spokoju. Oddychać. Kasia przyjechała po tygodniu, była zła, obrażona, mówiła, iż ją zdradziłem. Po prostu zamknąłem drzwi. Odszedłem.
Wniósłem o rozwód. I nie żałowałem.
Minęło pięć lat. Mam wspaniałego syna, dla którego żyję. Mam nową kobietę, którą nazywa mamą. Jesteśmy rodziną. A Kasia… została z tamtymi dziećmi. Ich ojciec nigdy nie wrócił. Nie żałuję swojej decyzji. Wtedy wybrałem siebie. Wybrałem dziecko pod sercem. Wybrałem życie bez bólu i poczucia winy. I za każdym razem, gdy patrzę na swojego syna – wiem, iż postąpiłem słusznie.