— Kasia, możemy porozmawiać na chwilę? — westchnął Jakub, gdy żona po raz setny tego wieczora krążyła między kuchnią a stołem jadalnym, przygotowując przystawki na przyjęcie dla jego gości.
— Oczywiście, Jakubie, co się stało? — odwróciła się, wycierając ręce w fartuch.
— Znowu to „Jakubie”… Prosiłem cię, nie kalecz języka, to brzmi okropnie. Twoje „o” i „e”… Słuchaj, to naprawdę razi w uszy. Może w twojej wsi tak mówili, ale tu to nie przejdzie.
— Nigdy nie ukrywałam, skąd jestem. U nas tak się mówi. Jedni „szokają”, drudzy „hokają”, a wy tu „akacie” na potęgę. Czym „Kubuś” gorszy od „Kasi”?
— Nie rozumiesz. Nie chcę, żebyś dziś jadła z nami. To spotkanie biznesowe, moi koledzy to poważni ludzie. Ty, no… nie jesteś na ich poziomie.
Kasia zastygła. W środku poczuła lodowaty chłód.
— W czym niby nie jestem „na poziomie”? Paznokcie za krótkie? Za mało światowa, żeby mówić o inwestycjach? Bo twoja Ola i Weronika, choćby ta Lena z Natalią — też nie są ekspertkami. My przy osobnym stole śmiejemy się z memów i pokazujemy zdjęcia dzieci. O co chodzi?
— Po prostu nie zrozumiesz. One są z dobrych domów. A ty… — Jakub się zawahał. — Wstydzę się przed nimi.
— Wstydzisz? Kiedy jeździłam z tobą po szpitalach, było ci wygodnie? Kiedy wracaliśmy z wakacji u rodziców z bagażnikiem pełnym przetworów — też było wygodnie? A jak trzeba ugotować dla gości — nagle jestem „nie w formacie”? — zerwała fartuch i ruszyła do sypialni.
— Kasieńko, zaczekaj, nie unoś się… — zaczął, ale drzwi już trzasnęły.
Nie wiedział, iż Kasia słyszała każde słowo. Gdy tylko wyszedł, osunęła się na łóżko, zakrywając twarz dłońmi. W gardle czuła gorycz i żal. Ile razy ją ostrzegano — wiejska prostaczka nie pasuje do warszawskiego karierowicza… A ona wierzyła. W ich miłość. W jego dobroć. I do teraz nigdy nie dał jej powodu, by wątpić.
Poznali się na ostatnim roku studiów. Ona studiowała bibliotekoznawstwo, on ekonomię. Był cichy, zamknięty w sobie, nieco niezdarny. Dziewczyny szeptały za jego plecami, nazywając go „świrusem”. Ale Kasi żal się zrobiło chłopaka — nie znosiła, gdy kogoś oceniają bez powodu.
Później w bibliotece kilka razy się mijali. Jakub jąkał się, denerwował, a ona spokojnie radziła: „Weź głęboki oddech i mów wolno”. Tak się zaczęło. Potem randki, długie rozmowy, wsparcie. Rozkwitł przy niej. Po dwóch latach był ślub, na który zgodzili się choćby najbardziej sceptyczni krewni.
A teraz — to wszystko?
— Więc dopóki byłeś nikomu niepotrzebny — byłam ważna, a jak stałeś się „kimś” — stałam się kulą u nogi? — pomyślała gorzko i wyciągnęła walizkę.
Zadzwoniła do siostry, krótko wyjaśniła sytuację. Ta od razu zaproponowała, żeby zamieszkała u nich. Szwagier i siostrzeńcy byli zachwyceni.
— Co zamierzasz robić? — spytała siostra.
— Wrócę do rodziców. W bibliotece zwolniło się stanowisko. Wynajmę małe mieszkanie. Resztę rzeczy zabiorę później. Najważniejsze, żeby stąd wyjść.
Zadzwonił telefon. Na ekranie — Jakub.
— Gdzie się podziałaś?! Goście za dwie godziny, a w domu ani obiadu, ani ciebie!
— Kochanie, skoro jestem za prosta, żeby siedzieć z twoimi „wybrańcami”, to i obiad powinna gotować ktoś bardziej wyrafinowany. Radź sobie sam. Wychodzę.
— Kasia, oszalałaś?!
— Nie. Wychodzę z TWOJEGO życia. Jutro złożę pozew o rozwód.
Rozłączyła się i bez wahania weszła na media społecznościowe. Opublikowała krótki, szczery post o tym, jak w jeden wieczór można z ukochanej żony stać się „hańbą rodziny”.
Pierwsze zareagowały żony i partnerki jego znajomych. Wszystkie stanęły po stronie Kasi. Potem posypały się komentarze. choćby jego koledzy pisali: „Nie spodziewałem się tego po Jakubie”. On sam wysłał wściekłą wiadomość: „Przez ciebie poróżniłem się ze znajomymi”.
Myślał, iż jego słowa nikogo nie dotkną? Że żony tych „ważnych” ludzi, które same pochodziły z małych miejscowości, nie zobaczą w tym opisie siebie?
— Zrobiłaś to specjalnie? Chciałaś mi życie zrujnować?
— Sam je sobie zrujnowałeś, gdy uznałeś, iż nie jestem godna siedzieć przy twoim stole. Gdy przestałeś mnie szanować. Źle mnie znałeś, Jakubie.
— A komu ty taka potrzebna?
— To po co błagałeś sąd o czas na pojednanie?
Milczał, odwracając wzrok.
— Szkoda, iż zniszczyłaś nasze małżeństwo przez głupstwo.
— jeżeli nazywasz „głupstwem” upokorzenie — to jesteś albo tyranem, albo głupcem. A z takimi nie mam zamiaru iść przez życie.
Kasia szła już w stronę domu siostry. Tata obiecał pomoc z mieszkaniem. Praca czeka. A miłość… miłość jeszcze przyjdzie. Najważniejsze, by teraz wiedziała, iż wdzięczność i szacunek są równie ważne jak uczucia.